Wsparcie sektora pozarządowego przez administrację samorządową i biznes [patronat ngo.pl]
14 września 2020 r. w Centrum Organizacji Pozarządowych Szpitalna w Warszawie odbyła się debata "Wsparcie sektora pozarządowego przez administrację samorządową i biznes – przykłady współpracy i propozycje nowych metod kooperacji" zorganizowanej przez Fundację Uniwersyteckich Poradni Prawnych przy wsparciu PILnet (the Global Network for Public Interest Law). Patronat nad tym wydarzeniem objął portal ngo.pl. Publikujemy zapis tego spotkania.
1 PANEL. Jak jest realizowane partnerstwo NGO – samorząd i jak samorząd może wspierać NGO?
Goście: Łukasz Domagała (moderator), Prezes Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych), Ewa Kolankiewicz, Pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi, Zbigniew Wejcman, Prezes, Sieć Wspierania Organizacji Pozarządowych SPLOT.
Łukasz Domagała: – Jakie są potrzeby organizacji działających lokalnie?
Zbigniew Wejcman: – Potrzeby te możemy podzielić na dwie kategorie: potrzeby zewnętrzne – takie jak potrzeba działania, – oraz wewnętrzne: przygotowanie strukturalne, dobrzy liderzy, sojusznicy ze sfery publicznej i biznesu, no i środki finansowe. Organizacje tworzące Sieć SPLOT pomagają młodym organizacjom w tych strukturalnych przygotowaniach. Widzimy, że współpraca z administracją wydaje się kluczowa. Zarówno samorząd, jak i organizacje działają w takich sferach, jak: edukacja, kultura, kultura fizyczna, rozwój lokalny. Różny jest jednak ich styl działania. Administracja ma jeden budżet, który jest możliwy do przewidzenia. W przypadku NGO-sów takiej pewności nie ma. W krajach zachodnich jest dobrze rozwinięty fundraising – głównie poprzez wsparcie finansowe osób indywidualnych dla ulubionej organizacji. Drobne pieniądze wpłacone przez setki tysięcy osób mogą zapewnić całkiem stabilny budżet. To może dać organizacji pewność i niezależność od polityki. W Polsce dopiero zaczynamy się tym źródłem interesować, ale wciąż głównym partnerem finansowym jest administracja publiczna.
Ewa Kolankiewicz: – Stowarzyszenie Klon/Jawor bada kondycję i potrzeby sektora pozarządowego, też warszawskich organizacji. Badania wskazują, że zawsze na pierwszym miejscu wśród potrzeb są potrzeby finansowe. Z moich obserwacji wynika, że w stolicy dużo urzędników dojrzewa do innego rodzaju współpracy, niż po prostu wyciąganie pieniędzy ze skarbonki. Bycie samorządowcem to służba publiczna dla miasta i mieszkańców i coraz częściej okazuje się, że dobre realizowanie tej misji może odbywać się nie tylko poprzez przekazywanie organizacjom pieniędzy, ale też przez wspólne działania na rzecz miasta. Oczywiście należy określić jakie zadania wymagają zaawansowanego partnerstwa, a jakie wymagają go mniej. Jednak generalnie jeśli chcemy ze sobą współpracować to ja sugerowałabym przestać mówić o wsparciu, ale o współpracy i partnerstwie. To będzie korzystniejsze i bardziej rozwijające dla obu stron.
Łukasz Domagała: – Czy partnerstwo pomiędzy podmiotami o tak różnym potencjale jest w ogóle możliwe? Organizacje nie zawsze mają majątek, budynek, możliwość świadczenia usług, czy pomocy. W Polsce jest bardzo dużo bardzo małych organizacji. Oczywiście są przykłady takie jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, czy Szlachetna Paczka, które mają duży potencjał gromadzenia wokół siebie wolontariuszy. Ale to raczej wyjątki niż reguła. Jak to partnerstwo z waszych doświadczeń wygląda na co dzień i jak mogłoby wyglądać? Poproszę też o długa perspektywę.
Ewa Kolankiewicz: – Zacznę od krótkiej perspektywy, bo mam przykład partnerstwa w pandemii, które było dobrym doświadczeniem. W momencie lockdownu Warszawa stanęła przed problemem – jak pomóc osobom, które nie wychodzą z domu i są w grupie ryzyka, a nie korzystają z Internetu i nie mają rodziny. Oczywiście odbywało się szereg akcji sąsiedzkich, ale to nie wystarczało. Bardzo szybko jednak zgłosiła się do nas organizacja, która w swojej misji statutowej ma uruchomienie pogotowia w sytuacji kryzysowej. Skorzystaliśmy z tarczy i przekazaliśmy tej organizacji pieniądze, aby ubezpieczyła wolontariuszy i kupiła środki ochrony osobistej. Samorząd miał większy potencjał finansowy, ale wiedzieliśmy, że organizacja, która takimi kwestiami się zajmuje zrobi to po prostu sprawniej. I to nie było tak, że podpisaliśmy umowę, przekazaliśmy pieniądze i kontakt się zakończył – cały czas byliśmy w kontakcie. Samorząd interesował się przebiegiem działań, ale jednocześnie organizacja nie czuła się kontrolowana – też czuła odpowiedzialność za osoby, które objęła wsparciem. Czyli zaczęło się od wspólnie zidentyfikowanego problemu, a realizacja odbyła się we współpracy.
Inny przykład to hospicja – domena NGO-sów. Prowadzenie hospicjów to zadanie samorządu, ale od lat zleca to organizacjom i jest w kontakcie z tymi, które się tym zajmują. Pandemia wytrąciła nas z porządku, w którym byliśmy. Pokazała, w jakich dziedzinach partnerstwa są trwałe, a w jakich działało to faktycznie na zasadzie przekazywania funduszy, którymi organizacje same gospodarują.
Mankamentami miejskiego finansowania jest jego niestałość. Konkursy są wieloletnie, jednak ograniczone w czasie i zazwyczaj bywa, że gdy organizacja już zbierze potencjał i nabierze rozpędu – pieniądze się kończą. Osobiście cenię bardzo młode organizacje za to, że potrafią zachwiać stanem komfortu tych, którzy są na rynku od wielu lat. Dużo ciekawego może się zadziać. Z drugiej strony chciałabym, aby te młode organizacje rozeznały się, kto jeszcze jest w tym środowisku – jakie instytucje miejskie, jakie inne organizacje – bo czasami ich działalność to próba wyważenia otwartych drzwi. Panuje niechęć do instytucji, a mamy przecież dużo progresywnych instytucji. Ciągle jesteśmy okopani w dwustronnych stereotypach.
Zbigniew Wejcman: – Pamiętam czasy lat 90. i udane próby dialogu z miastem w sprawie współpracy z organizacjami pozarządowymi. W 1995 roku odbył się pierwszy otwarty konkurs ofert dla NGO. Obecnie jest oczywiste, że dla młodej organizacji kluczowe jest istnienie przejrzystych ścieżek i procedur. A w latach 90. dużo organizacji „wydeptywało” sobie te ścieżki poprzez osobiste relacje. Dlatego procedura konkursowa była rewolucyjnym rozwiązaniem, dała szanse każdej organizacji i każdej kwestii społecznej.
Niestety, mimo upływu tylu lat wciąż w tych konkursach istnieje wymóg wkładu własnego organizacji. Jest to dość kuriozalne, aby obecnie na realizację zadania publicznego musieć dosypywać swoje pieniądze. To jest kompletne odwrócenie zasady pomocniczości. Czym innym jest powierzenie, kiedy to można otrzymać 100% funduszy na realizację danego zadania. Niestety poza Warszawą i innymi większymi miastami mało jest przykładów powierzania. A przecież nie zależy to od wysokości dotacji – przecież zadanie powierzone w całości może być warte i 100 tys. zł. i 15 tys. zł.
Ważne wydaje mi się wspieranie organizacji w jej rozwoju, dlatego dobrym pomysłem byłoby poza pieniędzmi na realizację zadania przekazywać też niewielkie środki dla organizacji na rozwój własny. Inną formą wsparcia od miasta może być np. organizacja spotkania z księgową na temat księgowości w organizacji. Podobny przykład – burmistrz średniego miasta zatrudnił księgową audytorkę, która skontrolowała organizacje, aby je przygotować do sięgania po pieniądze z zewnątrz. Organizacje te wcześniej bały się, że ewentualne kontrole mogą wykazać nieprawidłowości. Takie inicjatywy dodają młodym NGO-som odwagi i są pożądane, ale bardzo rzadko spotykane. Znam też dużo przykładów, kiedy to organizacja dostała od gminy za przysłowiową złotówkę bezużyteczne nieruchomości i grunty, do których nie zgłosił się żaden inwestor, co bardzo jej pomogło w dalszym rozwoju. To pokazuje, że dzięki jednej śmiałej decyzji urzędnika dużo dobrych rzeczy może się wydarzyć. Właściwie to ciągle potrzeba nam ludzi, którzy na różnych szczeblach podejmą śmiałe decyzje. Tylko takie partnerstwa w odpowiednim momencie trzeba utrwalać w postaci procedur, aby mogły stawać się normą i dobrym rozwiązaniem. Jeszcze jeden warszawski przykład – komisje dialogu społecznego, które reprezentują głos organizacji m.in. w dyskusji na temat ogłoszeń konkursowych. Udział organizacji może wpłynąć na treść ogłoszenia – to jest bardzo ważne, dlatego uważam, że w odpowiedniej formie takie Komisje powinny być w każdym samorządzie.
Ewa Kolankiewicz: Jeśli chodzi o wielkość samorządu to broniłabym też te małe – ich atutem jest tzw. „ogarnialność” i bliskość do mieszkańca.
Nie wiemy do końca, jaka będzie przyszłość, ale wiemy na pewno, że będzie kryzys. Musimy zastanowić się, jak budować partnerstwa przy ograniczonych środkach. W tym momencie wyjątkowo ważne wydaje się poszukiwanie partnerstwa trzysektorowego – czyli z włączeniem biznesu.
Biznes to nie tylko zysk, ale i coraz częściej misja społeczna. Ale ja tez mam podejście idealistyczne – na początku swojej zawodowej ścieżki byłam wolontariuszką i wierzę, że dużo da się wypracować bez pieniędzy.
Zbigniew Wejcman: – Z mojego doświadczenia firmy, które chcą współpracować z organizacjami zwracają przede wszystkim uwagę na to jaka jest kultura organizacyjna podmiotu. Jako liderzy musimy wiedzieć, w jakim kierunku rozwijamy swoją organizację, czy jesteśmy na naszą miarę innowacyjni, czy warto nam zaufać? Kluczowe jest, aby te kilka osób, które prowadzi organizację było zgodnych co do jej celu i działania. Ważna jest umiejętność pozyskania wolontariuszy i sojuszników oraz praca z nimi, w szczególności z administracją samorządową. W tej kwestii tzw. Model Współpracy, który można znaleźć na stronie SPLOT jest bardzo pomocny i bardzo dobrze ujmuje rzeczywistość w jakiej funkcjonujemy. Okazuje się, że nie ma dobrej współpracy samorządu i NGO gdy nie występują trzy elementy:
1. Organizacja ma mieć wpływ na powstawanie polityk publicznych
2. Istnieją zróżnicowane formy realizowania polityk publicznych (konkursy grantowe, małe granty, rozbudowana współpraca niefinansowa)
3. Samorząd angażuje się w tworzenie infrastruktury dla działania (wspiera rozwój społeczeństwa obywatelskiego, np. poprzez tworzenie centrów czy klubów wolontariatu, partnerstw terytorialnych, miejsc aktywności lokalnej, centrów wspierania organizacji pozarządowych)
Ten trzeci czynnik jest bardzo ważny. Bez pokazywania mieszkańcom, że działalność społeczna jest potrzebna każdemu i wszystkim, organizacje pozarządowe i inne inicjatywy obywatelskie nigdy nie znajdą wystarczająco dużego poparcia w społeczności, zarówno ludzkiego, jak i finansowego.
http://siecsplot.pl/wp-content/uploads/2019/04/model_wspolpracy.pdf
http://siecsplot.pl/wp-content/uploads/2019/04/Model_poradnik_Splot.pdf
Ewa Kolankiewicz: Jedno jest pewne, że administracja nie powinna wchodzić w sferę działalności organizacji strażniczych tzw. watchdogów. To gwarantuje ich tak potrzebą niezależność. I o takie organizacje powinniśmy się troszczyć jako obywatele.
Łukasz Domagała: – Jak zatem tą niezależność budować? Czy liczyć na darowizny od obywateli? Tej kultury akurat nam brakuje. Środki ma biznes – ale te relacje też mogą być różne. Te pozytywne przykłady budują. Jednak na taką liczbę samorządów pozytywnych przykładów jest wciąż mało. Także próżno ich szukać poza dużymi ośrodkami. Zatrudnienie w sektorze pozarządowym stanowi 1-1,5% w krajowej gospodarce. Realną możliwość bycia niezależnymi ma w Polsce 100 organizacji. Brakuje nam odważnych decyzji, kultury, czy jednak może to system jest bardziej przychylny działaniom firm niż społecznikostwu?
Zbigniew Wejcman: – Na pewno jesteśmy o lata świetlne od rzeczywistości sprzed 30 lat. Pamiętam jak w Warszawie w tych szalonych latach 90. nie było jednego formalnie urzędnika odpowiedzialnego za współpracę z NGO. W mieście europejskim, stolicy państwa!
Dziś mamy arcyciekawe rozwiązania z ustawy o pożytku publicznym, mamy też bardzo dobrą ustawę o zbiórkach, ale pamiętajmy – wciąż jesteśmy krajem na dorobku, bez nadmiernych środków. Problemem jest też w mojej opinii wypalenie liderów. 30 lat ustawicznej edukacji zmieniających się partnerów z samorządu każdego może zmęczyć. Organizacje muszą poświęcić się merytorycznym celom, a prawda jest taka, że większość energii idzie na pozyskiwanie środków finansowych. Dlatego potrzebne są coraz bardziej przyjazne procedury w przypadku pozyskiwania i rozliczania grantów. Marzy mi się taki projekt: partnerstwo kilku podmiotów, organizacji, ośrodka pomocy społecznej, policji. Te podmioty dostają pieniądze na 5 lat, sami się rozliczają, ale muszą osiągnąć konkretne, umówione z samorządem efekty. Wspólnie więc pracują w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie, wzajemnie się dopingują i kontrolują, a ostatecznie efekty ich kilkuletniej pracy wprowadzają autentyczne zmiany społeczne. To jednak wymaga od samorządu więcej zaufania do organizacji, chociaż widoczna jest bardzo znacząca poprawa relacji i zmniejszenia biurokracji, szczególnie w samorządach nastawionych na ciągłą edukację, otwartych na innowacje, wspierających aktywność swoich mieszkańców.
Ewa Kolankiewicz: W Polsce panuje bardzo niski poziom zaufania społecznego. Samorządy nie ufają organizacjom, organizacje samorządom, sąsiad nie ufa sąsiadowi – i spirala się nakręca. To nakręca też prawo – bo ono nie sprzyja takiemu mechanizmowi przekazania grupie osób pieniędzy na działania bez gwarancji, że musi coś z tego wyjść. Przykładowo przekazanie małej kwoty 5 tyś zł grupie młodzieży z pomysłem. Wyjdzie – bardzo dobrze, nie wyjdzie – trudno.
Z moje perspektywy w decydowaniu o pieniądzach przeszkadza też niestety federalizacja. Mamy federacje ogólnopolskie, a ja od początku sprawowania przeze mnie urzędu proszę, aby powstała federacja na potrzeby warszawskie. Taki partner mógłby zabierać głos właśnie w imieniu tych organizacji z Warszawy. Także problemem jest ustalanie priorytetów w programach współpracy. Wiem od osób z mniejszych samorządów, że często są to bardzo długie listy, niemalże litanie, obejmujące całą rzeczywistość. A takich priorytetów powinno być np. trzy.
Łukasz Domagała: – A może jest taka bieda, że wszyscy walczą o przetrwanie. Umowy śmieciowe, jakość miejsc pracy w NGO, trudno się dziwić – organizacje prawie nic nie mają, żyją z grantu na grant. To jak mają rozmawiać o priorytetach? My w OFOP mamy 1,5 etatu – pozdrawiam sponsorów. Może po prostu system jest niewydolny.
Mam do was teraz pytanie – jako do obywateli. Jest zorganizowany wypoczynek dla dzieci. Organizacja dostaje na to pieniądze. Wszystko udało się wynegocjować tak, że zostało trochę funduszy. Czy jako obywatele pozwolilibyście organizacji zostawić te pieniądze, czy uważacie, że powinna oddać je miastu.
Ewa Kolankiewicz: Prawnie te pieniądze muszą wrócić do samorządu. Wspomniałeś o sektorze sportowym – tu zazwyczaj i tak uczestnicy trochę płacą – wyjazd taki nie byłby w pełni darmowy. Często oferta takich wyjazdów dla dzieci konkuruje na rynku z ofertą biznesową. Przy czym organizacje są tu taj w sytuacji komfortowej, bo korzystają z systemu, który nie jest systemem zamówień publicznych. Dla rodzica często na samym końcu czytania oferty staje się jasne, że organizatorem jest jakieś stowarzyszenie czy fundacja. Zadam w takim razie prowokacyjne pytanie: Dlaczego organizacje mają być w lepszej sytuacji, niż konkurujące z nimi firmy?
Dla mnie ciekawszym przykładem są hospicja. Co w sytuacji gdy tym hospicjom uda się zaoszczędzić i po zakończeniu umowy z miastem organizacji zostaną środki z prowadzenia hospicjum? Jestem za tym, aby prawo zostało tak skonstruowane, aby te pieniądze mogły pozostać w organizacji. Będą one służyć osobom na rzecz których organizacja działa.
Zbigniew Wejcman: – Tu wypada się pochwalić unikalną na skalę światową konstrukcją odpłatnej działalności pożytku publicznego obecną w polskim prawie. Zgodnie z tym organizacja może wziąć od klientów opłatę za usługi i towary nie prowadząc działalności gospodarczej, o ile te środki pokryją wyłącznie koszty organizowanego wydarzenia, czy świadczonej usługi. Działalność odpłatna statutowa daje możliwość aby nie oczekiwać na dotację, ale działać na bazie opłat od uczestników. Co prawda organizacja na tym nie zarobi, ale skorzystają jej klienci, a w świat pójdzie informacja na temat ciekawej oferty danej fundacji czy stowarzyszenia.
Ewa Kolankiewicz: Konstrukcja odpłatnej działalności pożytku publicznego jest dziurawa. Nie miałam z nią problemu jak pracowałam w organizacji, ale z perspektywy samorządowca to prawo jest trudne.
Pytanie od Ewy Gałki (Prezeska Stowarzyszenia Centrum Promocji i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich PISOP Poznań): Co państwo myślą o przejmowaniu przez organizacje większej liczby zadań publicznych, czemu w pierwszej kolejności nie jest to proponowane organizacjom (jak to jest np. w systemie niemieckim)?
Zbigniew Wejcman: – Jestem za. Powierzanie zadań i umowy wieloletnie by to załatwiły. W organizacjach pracują ludzie wielowymiarowi i chętni, by uczyć się nowych rzeczy. Elastyczność i gotowość na wyzwania to charakterystyczne cechy nie tylko polskich organizacji pozarządowych.
Ewa Kolankiewicz: Gdy są środki i jest potencjał organizacji – zlecać. Są jednak czasami sytuacje, gdy przychodzą dodatkowe zadania bez środków. Powierzenie ma zdecydowanie wyższość nad wspieraniem. Z kolei czasami spotykam się z niechęcią do powierzania ze strony samych organizacji. Czyli nie jest tak, że cały sektor jest co do tego zgodny.
Łukasz Domagała: – Na koniec pytanie – idzie kryzys, gdzie szukać nadziei?
Zbigniew Wejcman: – Nasza słabość jest tak ewidentna, że żaden kryzys nas nie zniszczy. Nie ma co niszczyć – nie mamy pieniędzy, nie mamy nieruchomości, więc wiatr wieje, ale szybko się odrodzimy. Poza tym część organizacji zawsze będzie potrzebna samorządowi, to jeden z filarów i baza III sektora. Samorządy też przekazują organizacjom relatywnie mało pieniędzy – poniżej 1% rocznego budżetu – więc te środki raczej będzie można uratować, a nie redukować jako mało istotne.
Ewa Kolankiewicz: A jak zniknie samorząd? Pojawiają się takie pomysły.
Ja mam nadzieję, że uratuje nas drugi człowiek. Gdy prześledzimy dzieje świata to okazuje się, że wszelkie kryzysy pokonała współpraca ludzi, samopomoc i działania najbardziej oddolne. To były promyczki nadziei. Wierzę w samorząd, NGO i biznes i w ludzi, którzy uważają że trzeba razem robić coś dla wspólnoty.
Łukasz Domagała: – Dziękuje prezydentom i prezydentkom miast za to, że pojawiły się samorządowe tarcze na czas kryzysu.
Pojawiło się jeszcze jedno pytanie: Co radzimy nowej organizacji? Odsyłamy do centrów wsparcia, splot.pl, Stowarzyszenie Klon/Jawor prowadzący portal ngo.pl i sam poradnik na tym portalu.
2 PANEL. Zaangażowanie sektora prywatnego i współpraca pomiędzy sektorem prywatnym i NGO-sami
Goście: dr Filip Czernicki (moderator), Prezes Fundacji Uniwersyteckich Poradni Prawnych, Ewa Konczal, CEE Manager w European Venture Philanthropy Association, Agnieszka Borek, Prezeska Fundacji Valores, dyrektorka Programu PSIK Social Business Accelerator, Anna Korzeniewska, Założycielka Fundacji Rozwoju Talentów i Social Impact Alliance for Central & Eastern Europe, Patryk Radzimierski, Partner w kancelarii Dentons
Ewa Konczal: – Europejskie stowarzyszenie venture philantrophy zajmuje się tematyką przedsiębiorczości społecznej i buduje pomosty między biznesem a organizacjami społecznymi. Swoje wsparcie oferujemy począwszy od smart grants, poprzez pożyczki, instrumenty udziałowe – equity, edukujemy instytucje, firmy, osoby indywidualne, przedsiębiorców jak mogą skutecznie rozwiązywać problemy społeczne poprzez stosowanie instrumentów zwrotnych (niekoniecznie zarabianie). Dzięki temu organizacje mogą bardziej stabilnie działać. EVPA działa od 15 lat w Europie, posiada 300 członków. Troszkę krytykujemy podejście grantowe, gdzie jest ograniczany budżet operacyjny i budżet na personel. Uważamy za istotne, aby w takich organizacjach były osoby, które są po prostu fachowcami, a fachowcy powinni dobrze zarabiać.
Agnieszka Borek: – Fundacja Valores działa od 2014 roku i jest to pierwsza fundacja tzw. venture philantrophy. Uważamy, że wsparcie dla organizacji to inwestycja, z której spodziewamy „zwrotu społecznego”. Nasza współpraca z organizacją trwa 3 lata i oferujemy wsparcie finansowe i niefinansowe. Dbamy o to, by to wsparcie dało namacalne rezultaty tj. zniwelowanie, zlikwidowanie problemu, powiększenie skali działania organizacji, stabilizację jej sytuacji finansowej, usprawnienie jej wewnętrznego funkcjonowania. Nasza Fundacja działa dzięki ludziom biznesu, którzy postanowili zainwestować swoje prywatne pieniądze i czas by pracować na rzecz sektora społecznego. Fundacja powstała na bazie uruchomionego w 2011 roku przez Polskie Stowarzyszenie Inwestorów Kapitałowych i Fundację Ashoka programu Social Business Accelerator.
Anna Korzeniewska: – Social Impact Alliance to międzynarodowy think tank, którego misją jest tworzenie ekosystemu przyjaznego filantropii w Europie Środkowo-Wschodniej. Chcemy, aby więcej kapitału prywatnego wpływało na cele społeczne i aby pracował on mądrze, efektywnie. głównym odbiorcą naszej działalności jest filantrop indywidualny i korporacyjny. Prowadzimy badania, tworzymy narzędzia, np. kalkulator dla filantropów, dbamy o transfer wiedzy z krajów filantropijnie dojrzałych jak Stany Zjednoczone do krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Patryk Radzimierski: – Jestem radcą prawnym i partnerem w kancelarii Dentons, przewodzę praktyce pro bono w firmie. Kancelaria od wielu lat angażuje się dla dobra publicznego i realizuje różne projekty. Działalność ta składa się z trzech filarów:
1. program litygacji strategicznej realizowany z dr Aleksandrą Gliszczyńską-Grabias – bierzemy tu udział w precedensowych sprawach ważnych z punktu widzenia interesu społecznego – np. aktualnie prowadzimy sprawę zwolnienia z pracy pracownika z przyczyn dyskryminacyjnych ze względu na pochodzenie etniczne – arabskie i domniemanie religii.
2. współpraca z NGO, m.in. z Centrum Pro Bono , tylko w tym roku zrealizowaliśmy 40 projektów, a liczba przepracowanych godzin pro bono to prawie 700
3. inicjatywy ad hoc – reagujemy na wydarzenie bieżące z własnej inicjatywy – ostatni przykład to stworzenie grupy „Prawników pierwszej potrzeby” po protestach i zatrzymaniach które miały miejsca w Warszawie w sierpniu. Jest to inicjatywa oddolna, zainicjowana przez pracowników kancelarii na rzecz wsparcia osób ze środowiska LGBT. Wyszliśmy z założenia, że każda zatrzymana osoba powinna mieć dostęp do prawnika. Na potrzeby tego projektu doszkoliliśmy się z zakresu prawa karnego i procedur karnych. Wsparliśmy też protest pod Pałacem Kultury – uczestnicy mieli na rękach zapisane nasze numery telefonów.
Filip Czernicki: – Jak zaczęła się współpraca biznesu z organizacjami społecznymi? Jakie są motywacje sektora prywatnego, aby prowadzić tego typu współpracę.
Ewa Konczal: – Na początku obie strony nie były przygotowane, ale teraz jest dużo znanych organizacji, które nauczyły się współpracować z korporacjami. Mamy też polskie firmy, które osiągnęły sukces i zakładają korporacyjne fundacje. Na pewno jesteśmy w grupie państw zaawansowanych pod tym względem – przykładowo w Europie Wschodniej Gruzja Armenia i Bałkany są tam, gdzie Polska była 10-15 lat temu.
Sam biznes na przestrzeni lat też się trochę zmienił. Narracja zmieniła się z tej nastawionej tylko na zysk na narrację nadającą ważności także działaniom zaangażowanym społecznie. Jest to zdecydowanie trend pozytywny. Obecnie oczekuje tego i rynek, i klienci. Ale też w tych firmach pracują ludzie, którzy także odczuwają potrzebę robienia czegoś, co ma sens – myślą o środowisku, o społeczności lokalnej. Widzę natomiast dużo barier po stronie partnerów społecznych. Sektor nie jest przygotowany na współpracę z biznesem.
Agnieszka Borek: – Czy trzeci sektor jest przygotowany? Oto pytanie. Valores ma komfort pracować z biznesem, który właściwie rozwija to pole współpracy. Także z kancelarią Dentons – za co obecnemu tu panu Mecenasowi dziękuję. Trzeci sektor powinien zdecydowanie nadrobić. I mówię to jako osoba, która pochodzi z trzeciego sektora.
Widzę trudności w nawiązywaniu efektywnej współpracy. Wynikają one ze sposobu myślenia liderów organizacji społecznych, z nieznajomości mechanizmów i potrzeb biznesu, na które NGO-sy muszą odpowiedzieć. I to nie z pozycji petenta.
Program Social Business Accelerator jest odpowiedzią na rosnące zainteresowanie i potrzebę ze strony organizacji społecznych, które chcą zwiększać skalę swoich działań lub swoją efektywność, a niekoniecznie posiadają adekwatne kompetencje i zasoby. Wzięło w nim udział już blisko 80 organizacji. Cieszy się on coraz większym zainteresowaniem, co pokazuje, że organizacje chcą się uczyć. Ta nauka z resztą jest wzajemna. Mam problem z dychotomicznym podziałem – NGO=cele społeczne, BIZNES=pieniądze. Do pracy na rzecz zmiany społecznej potrzeba obu tych rzecz, bo nie wszystko można robić tylko siłą zaangażowania i determinacji. Czasami na zmianę społeczną po prostu organizacji nie stać. Z kolei biznes tez chce odwoływać się do wartości. To przecież podnosi atrakcyjność firmy dla klientów i pracowników.
Anna Korzeniewska: – Kluczowe jest wzajemne zrozumienie potrzeb i barier. Trzeba mówić językiem, który rozumie druga strona. Badania wykazały, że 44% społeczeństwa jest gotowa zapłacić więcej za produkt czy usługę firmy zaangażowanej społecznie. Takie dane przekonują zarządy firm, a te potrzebują partnerów po stronie organizacji społecznych. Jako społeczeństwo wierzymy w efektywność i sprawczość biznesu. Są pewne obszary, w które firmy powinny się według społeczeństwa bardziej angażować, m.in. innowacje, rynek pracy, klimat, partnerstwa na rzecz rozwoju. Moja organizacja daje firmom argumenty, aby inwestować w tematy społeczne, ale też stara się znosić bariery i ograniczenia, gównie prawno-podatkowe. Jeśli administracja publiczna wsparłaby te starania, moglibyśmy stworzyć ekosystem wspierający prawdziwą zmianę społeczna
Patryk Radzimierski: – Biznes prawniczy jest specyficzny bo podobnie jak lekarzom, prawnikom od początku przyświeca tez chęć niesienia pomocy innym. Sytuacja jednak ulega zmianie, gdy w codziennej pracy w firmie prawnicy zajmują się formułowaniem umów i obsługą przedsiębiorstw. Dlatego poprzez projekty pro bono jest miejsce na to, aby pokazać ludziom, że mimo iż na co dzień zarabiamy w inny sposób, jest tu także sposobność robienia czegoś pożytecznego. Młodzi ludzie bardzo doceniają tzw. „positive impact” i może być dla nich atrakcyjne, że firma to umożliwia.
Dużą barierą w rozwoju współpracy z sektorem pozarządowym jest według mnie to, że obie strony nie do końca rozpoznają swoje oczekiwania. Biznes partnera społecznego może postrzegać stereotypowo – że chce pieniądze. Na pewno jednak zachętą dla biznesu i gwarancją większej efektywności współpracy jest konkretyzacja celu.
Konkretny projekt to coś bardzo ważnego. Ze strony biznesu angażowanie się w konkretny projekt, zarówno finansowo jak i merytorycznie, jest łatwiejsze, niż wspieranie organizacji całościowo w jej celach statutowych.
Ewa Konczal: – W naszym stowarzyszeniu uznajemy narrację organizacji jako jeden z ważniejszych czynników jej atrakcyjności w kooperacji z biznesem. Przekonujemy tez biznes, żeby wierzył w cele statutowe i misję organizacji. Problem w tym, że organizacja nie zawsze potrafi dobrze opowiedzieć o tym, co robi i jaki ma cel. Czy organizuje tylko np. warsztaty dla dzieci na warszawskiej Pradze Północ, czy chce te dzieci wzmacniać długoterminowo. Czy organizacja mierzy swoją skuteczność i efektywność i jak? Bo miarą tego nie jest tylko liczba osób biorących udział w zajęciach. Polska Akcja Humanitarna jest dobrym przykładem na to, jak przekonanie partnerów do misji procentuje. Ale to oczywiście duża organizacja z wieloletnią tradycją. Długofalowość działań organizacji jest ważna dla firmy. Poznawanie nowej organizacji wymaga czasu, a w przypadku współpracy długofalowej z jedną konkretną organizacją to już nie jest potrzebne.
Patryk Radzimierski: – Mierzenie efektywności działań organizacji jest bardzo ważne, to dodaje jej wiarygodności. Podam tu dobry przykład, jak w wyniku kooperacji sektora biznesowego prawniczego z NGO poprawiła się sytuacja konkretnych osób. Kilka kancelarii i NGO-sy wspierają uchodźców na wyspie Lesbos. Prawnicy pro bono przygotowują uchodźców do rozmów w procesie ubiegania się o azyl. Za sprawą tej działalności wzrost skuteczności aplikacji o azyl wzrósł z 45 do75 %.
Często też za projektami stoją osobiste relacje, czyli networking. Nie jest to nic złego.
Anna Korzeniewska: – Zmiany systemowe potrzebują czasu i do tego potrzebne są gotowe mechanizmy, za tworzenie których odpowiada, w moim mniemaniu, sektor społeczny. My stworzyliśmy jeden z takich mechanizmów, zauważony i doceniony przez ONZ, tzw. Social Impact Funds. Mechanizm ten, bazujący na funduszach VC, polega na tym, że jeden darczyńca-inwestor lub grupa firm tworzy kilkuletnią koalicję na rzecz danej zmiany społecznej, np. redukcji luki kompetencyjnej na rynku pracy. Żeby zmianę przeprowadzić, szuka rozwiązań na rynku organizacji społecznych, wybiera najlepsze, łączy i skaluje je w najbardziej efektywny sposób, tym samym maksymalizując szansę na realne zmiany i redukując koszty administracyjne. Cały proces jest rzetelnie owskaźnikowany. Na naszej stronie można zobaczyć przykład takiego Funduszu, EDU 1.0.
Agnieszka Borek: – W Fundacji Valores szeroko patrzymy na to, jak biznes może przyczynić się do osiągnięcia celu społecznego. Myślimy o zysku, jako o zmianie społecznej. NGOsom biznes może zaoferować m.in.:
Transfer wiedzy – wiele rozwiązań, które organizacje mogą włączać do swoich działań. Przykładem może być fundacja Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej wspierająca osoby w kryzysie bezdomności. Organizacji udało się wypracować skuteczny proces przeprowadzania upadłości konsumenckiej. Dzięki temu osoby bezdomne uwalniają się wreszcie od spirali zadłużenia. Fundacja pomaga więc podopiecznym, ale jest też ekspertem dla podobnych organizacji, mają podobną misję na lokalnym terenie.
Sieć kontaktów – można ją uruchomić na rzecz rozwiązania jakiegoś problemu społecznego Tu mam przykład Fundacji Ocalenie, która wspiera uchodźców i uchodźczynie i organizuje w tym celu aukcje dzieł sztuki. Aby taka aukcja się powiodła, informacja o niej musi dotrzeć do osób zainteresowanych zakupem dzieł sztuki i tych, którzy mają na to pieniądze.
Firma może też podjąć współpracę w realizacji długofalowych programów – przykładem jest Program Bezpieczny Staż prowadzony przez Fundację Samodzielni Robinsonowie, która przygotowuje młodzież z pieczy zastępczej do życia poza murami placówki opiekuńczo-wychowawczej. Program objął już około 200 dzieci, a firmy oferują dla nich miejsca na płatnych stażach, do których przygotowuje Fundacja.
Ewa Konczal: – Wspierać lokalne organizacje mogą także lokalne zakłady: kawiarnie, piekarnie. Mogą oferować dofinansowanie, ale tez lokal na spotkanie. Chciałam tu też poruszyć kwestię organizacji infrastrukturalnych (takich jak SPLOT, Klon/Jawor), które wspierają inne organizacje. Można pomyśleć, że nakłonienie biznesu do współpracy z takimi organizacjami może być trudne, gdyż ich odległość ostatecznego beneficjenta wsparcia jest zdecydowanie większa, niż w przypadku zwykłej organizacji. Moje stowarzyszenie tez jest tego typu organizacją. Jak takie podmioty mają budować swoją narrację? Bo przecież inwestorowi trzeba podać tą narrację. Oto przykład, jaki można zaproponować firmom: Włoska fundacja Fondazione CRT co roku finansuje nam jednego stażystę. Dzięki temu możemy zrekrutować fajną osobę, która wesprze nas w działaniach członkowskich. Są też programy akceleracyjne firm takich jak Vodafone, Coca Cola, C&A – mają programy akceleracyjne dla start-upów, wspierają od strony capacity building. Dla mnie ciekawy jest program akceleracyjny firmy MANN, która produkuje silniki do różnego typu maszyn i ciężarówki. Ten program wspiera działania w zakresie ekologii, transportu, logistyki. Czyli także i takie infrastrukturalne podmioty mogą kooperować z biznesem, ale wymaga to innego podejścia.
Filip Czernicki: – Co jeszcze biznes może zaoferować NGO?
Patryk Radzimierski: – Na pewno może wesprzeć prawnie. Firma prawnicza udostępnia swoje siły i umysły partnerom społecznym.
Anna Korzeniewska: – Może nauczyć organizacje przedsiębiorczości i efektywności. Może też zaoferować wolontariat, w szczególności wolontariat kompetencji. Jak wskazują badania, pracownicy chcieliby przeznaczać 2-3 godziny miesięcznie w trakcie czasu pracy na projekty społeczne.
Agnieszka Borek: – Jak biznes może dawać organizacji coś więcej niż pieniądz? Takie wsparcie może polegać na zbudowaniu relacji między liderami z organizacji i liderami z biznesu. Poznają się nawzajem i liderzy z biznesu pomagają organizacji rozwiązywać problemy i rozwijać się. Oto przykładowe korzyści osiągnięte w ciągu roku współpracy w ramach prowadzonego przez nas programu Social Business Accelarator: liderzy NGO zmienili swój sposób myślenia o organizacji, nauczyli się opowiadać zwięźle o swojej misji. W kilku organizacjach zostały zrobione audyty finansowe, przeprowadzono planowanie strategiczne i podjęto decyzję o zmiana priorytetów. Wiele organizacji usprawniło strukturę zarządzania wewnętrznymi procesami, nauczyło się zarządzać swoimi finansami. Niektóre organizacje dzięki takiej współpracy rozpoczęły działalność gospodarczą. Wspólnym mianownikiem wszystkich tych działań jest zbudowanie stabilności finansowej organizacji, bo bez tego ciężko jest realizować cele.
Ewa Konczal: – Organizacje, które chcą zwiększać swój wpływ, myślą przyszłościowo o swojej działalności. Ważne, by na samym wstępie wiedzieć, do czego ta współpraca z biznesem jest nam potrzebna. Zdarzało się czasami, że wspierane przez nas organizacje się rozczarowywały. Miały nie do końca sprecyzowaną misję i chciały działać z biznesem ad hoc, a to dla biznesu może być też rozczarowujące. Biznes przekuwa idee w tabelki excelowskie, to kosztuje czas i zasoby.
Współpraca międzysektorowa się wciąż rozwija. Dowodem na to jest to, jak mało mamy międzynarodowo rozpoznawalnych organizacji, a jak wiele międzynarodowych firm. Ponieważ firmy wiedzą, jak zarządzać i jak budować struktury – to jest ważne i należy z tego korzystać.
Patryk Radzimierski: – Chciałbym jeszcze dodać, że z perspektywy firmy ważny jest ekwiwalent marketingowy – dotarcie do mediów. Partner społeczny powinien być w stanie zaproponować tak wymierną korzyść, jak dotarcie do mediów, oprawa i wsparcie medialne.