Prezentują piosenkę artystyczną w jej szerokim rozumieniu. Od 2012 roku w jeden z kwietniowych weekendów Akademickie Centrum Kutury Chatka Żaka wypełnia się miłośnikami oraz twórcami takich utworów. Wszyscy szukają tam ambitnego dźwięku, mądrego słowa i wyjątkowej ekspresjii. Jest też zakurzona czasem piosenka autorska, pokryta warstwą ckliwego żalu piosenka poetycka i niedoceniana piosenka aktorska…
Tak piszą o sobie organizatorzy Festiwalu Wschody, a potwierdzają te założenia również sami uczestnicy, bo właśnie oni są przecież najlepszą wizytówką tego wydarzenia. Dzięki nim Lublin stał się ważnym miejscem na mapie polskiej piosenki artystycznej.
Wszystko zaczęło się nieco ponad 6 lat temu na jednym z zebrań Redakcji Kultury Radia Centrum. Jej szef, Kacper Sulowski zaproponował swoim współpracownikom: "Zróbmy festiwal" i machina ruszyła.
– Kacper jeździł po całej Polsce na konkursy recytatorskie i festiwale słowa, podczas których występowali też wokaliści śpiewający poezję. To była próba stworzenie czegoś, czego do tej pory w Lublinie nie było. Intuicyjnie zrobił to, co powinno znaleźć się w strategii wprowadzania w życie każdego nowego projektu. Zauważył lukę w ofercie kulturalnej, wyznaczył zapotrzebowanie, cele i sposób ich realizacji – tłumaczy Ewelina Krawczyk, prezes Fundacji Się tworzy i producentka Festiwalu Wschody.
Dołączyła do redakcji w momencie, w którym rozpoczynały się prace koncepcyjne nad festiwalem. Od razu dołożyła od siebie ważną cegiełkę. Wymyśliła jego nazwę. Jak wyjaśnia – Wschody mają wiele znaczeń. Jesteśmy na Wschodzie i chcemy się tym chwalić. Wydarzenie stwarza warunki do wschodzenia nowych muzycznych gwiazd. Nawiązuje także do wschodzącego słońca, bo festiwal jest jednym z pierwszych wiosennych przebudzeń w Lublinie.
A może fundacja?
Zaczęło się poszukiwanie pieniędzy. Organizatorzy postanowili skorzystać z miejskiego projektu grantowego „Miasto Kultury”. Nawiązali współpracę ze Stowarzyszeniem Rozwoju Kultury Akademickiej, działającym w Chatce Żaka i złożyli wniosek o dofinansowanie. Kolejne edycje festiwalu odbywały się w partnerstwie z Fundacją Absolwentów UMCS.
Fundacja Się tworzy powstała dopiero jesienią 2016 roku. Czyni ona osoby fizyczne jedną osobą prawną, co zdecydowanie ułatwia organizatorom działanie. Producent festiwalu zaznacza: – Od samego początku to my przygotowywaliśmy to wydarzenie i byliśmy najbardziej zaangażowani, a osobowość prawną wypożyczaliśmy, czyniąc jakąś fundację organizatorem. Jest to niezbędne do zawierania umów i wszelkiego rodzaju formalności. I dodaje: – Fundacja zaczęła działać głównie ze względu na Wschody, ale w planach mam już kolejne działania. Chcemy rozszerzyć formułę festiwalu, tak by był częściej obecny w przestrzeni miejskiej. Przygotowujemy też drugi, zupełnie inny festiwal. Mamy już projekty, podjęliśmy współpracę i szukamy środków na realizację.
Twórcy Wschodów wspominają, że początki nie były łatwe. Od razu chcieli działać i wprowadzić swój pomysł w życie, ale brakowało im doświadczenia w kwestiach formalnych oraz w pozyskiwaniu środków. Metodą prób i błędów próbowali więc dowiedzieć się, jak robi się festiwal.
Od początku ogromną siłę mieli właśnie w swojej nieświadomości. Zadawali sobie kolejne pytania i szukali na nie odpowiedzi, nie zastanawiając się, co może się nie udać. Jak mówią – teraz dzięki doświadczeniom już to wiedzą. Wtedy nie bali się jednak ryzykować, bo nie wiedzieli, jakie jest ryzyko.
Ustalili, że muszą założyć działalność gospodarczą lub organizację pozarządową – wybrali drugą opcję, bo dzięki temu mają możliwość pozyskiwania grantów. Dodatkową działalność dodali do tego po jakimś czasie.
Jak się do tego zabrać?
– Wcześniej nie przyszło nam do głowy, by próbować robić to zupełnie samodzielnie. Cały czas wydawało nam się, że nie jesteśmy jeszcze gotowi i nie wiemy, jak się za to zabrać, ale w ubiegłym roku dopadła nas frustracja z powodu podziału, który się wytworzył. Chcieliśmy być organizatorami realnymi, ale i jednocześnie prawnymi. Poczuliśmy, że jesteśmy gotowi – wyjaśnia Ewelina Krawczyk.
Fundacja Się tworzy wynajmuje biuro rachunkowe, które pomaga w prowadzeniu finansów organizacji i festiwalu. Resztą zajmują się sami. Administrację przejęła wiceprezes zarządu Joanna Kawecka, która ma już doświadczenie w tym zakresie.
Warto podkreślić, iż by festiwal w ogóle mógł się odbyć musi złożyć się kilka czynników – trzeba pozyskać granty, znaleźć sponsorów, podpisać umowy, ustalić program, czas i miejsce… Trudności do pokonania jest sporo.
– Działamy na poważnie i ponosimy wszelkie konsekwencje ewentualnych błędów. Pierwszy rok dałam sobie na to, by w ogóle nauczyć się funkcjonowania w takiej organizacji. Jednocześnie cały czas trzeba z czegoś żyć, więc pochłania mnie też praca. To taki moment przełomowy, bo trzeba się zastanowić, co będzie dalej. Albo robimy to na maksa i w pełni profesjonalnie, albo fundacja zostanie po to, by działać jedynie podczas i na rzecz Wschodów. Wiele NGO-sów powstało, by zdobyć grant na konkretne działanie i pozostać jedynie w rejestrach i bazach danych. Wolałabym, żeby było odwrotnie – mówi Ewelina Krawczyk.
Dla kogo jesteśmy?
Początkowo wolontariuszami Wschodów byli członkowie Redakcji Kultury Radia Centrum. Niektórzy pożegnali się już z radiem, ale ciągle uczestniczą w przygotowaniach. Wiele osób angażowało się tylko przez rok, są też ludzie, którzy działają od samego początku. Ile czasu robi się 3-dniowy festiwal? Z doświadczeń organizatorów Wschodów wynika, że jest to praca na niemal 365 dni w roku.
– Wrzesień to moment, gdy myślimy o konkretach, ale zawsze mamy poczucie, że to i tak zbyt późno. Trzeba rezerwować artystów, myśleć o finansowaniu… Wiadomo, że z każdym kolejnym miesiącem to wszystko się intensyfikuje, w przygotowania włączają się też kolejne osoby – tłumaczy producent Wschodów.
Na początku roku dowiadują się, czy zdobyli grant. Potem zaczyna się zamieszanie organizacyjno-logistyczne, a już po samym festiwalu pojawiają się pomysły, co można było zrobić lepiej. Rozpoczyna się więc planowanie działań na przyszły rok.
Festiwalowa ekipa śledzi losy laureatów – powstała nawet facebookowa grupa "Wschodowicze". To zamknięta przestrzeń dla osób, które robiły festiwal lub w nim uczestniczyły. Organizatorzy dają im w ten sposób pole do wymiany myśli, odnawiania wspomnień czy znajomości.
– Wiemy, gdy ktoś z naszych uczestników wydał płytę, uczestniczył w jakimś dużym koncercie czy pokazał się np. w talent show. Chcemy wymieniać się takimi informacjami – podobno podczas tegorocznej edycji znalazł się skrzypek do jakiegoś zespołu, a ktoś inny ogłaszał, że szuka perkusisty. Kuba Pawlak wydał płytę, która trafiła na półki w Empiku, podobnym osiągnięciem może się też pochwalić Justyna Kusmierczyk. Piotr Tłustochowicz zrobił furorę w jednej z edycji The Voice of Poland, a Paweł Leski Leszoski został nominowany do Debiutów na Fryderykach. Dużo jest takich nazwisk, ci ludzie pokazują się teraz z najlepszej strony w całym kraju – wylicza Ewelina Krawczyk.
Jak było pierwszy raz "na swoim"?
W tym roku jury przyznało:
– nominację do SFP w Krakowie Joannie Nawojskiek,
– nagrodę akompaniatora i 1500 zł dla Mateusza Strzempa z Lublina,
– pięć równorzędnych wyróżnień po 500 zł dla Andrzeja Dębowskiego z Warszawy, Łukasza Jędrysa z Olsztyna, Andrieja Kotina z Zielonej Góry, Michała Kuczera z Chełma oraz Izabeli Modrzewskiej z Lublina,
– dwie równorzędne trzecie nagrody po 750 zł dla Gabrieli Kundziewicz z Wasilkowa i Marcina Piotrowskiego z Wrocławia,
– drugą nagrodę w wysokości 2000 zł dla Joanny Nawojskiej z Rzeszowa,
– pierwszą nagrodę w wysokości 2500 zł dla Doroty Kuziela z Wrocławia.
Przez 6 lat na scenie Wschodów pojawiło się już ok. 200 wokalistów i 120 muzyków, którzy im towarzyszyli. Przewinęło się też szerokie grono wolontariuszy.
Siedmiu laureatów na 700-lecie?
Jak tłumaczy producent festiwalu, Lublin obchodzi w tym roku wyjątkowy jubileusz i Wschodowicze chcieli świętować wspólnie z miastem. Przygotowując się do tegorocznej edycji zrodził się pomysł, by zrobić płytę o tytule "7", czyli siedmiu laureatów na 700-lecie (podczas dwóch edycji festiwali przyznano ex aequo dwie pierwsze nagrody – stąd siedmiu laureatów przyp. red.). Szukając kogoś, kto pomoże w realizacji tego projektu wybór padł na Voo Voo.
Rozpoczęli rozmowy, ale po drodze pojawił się problem finansowania. Odłożyli więc ten pomysł i zespół został gwiazdą tegorocznego festiwalu. Co ciekawe, podczas rozmów z ich menedżerem okazało się, że nowa płyta Voo Voo miała się właśnie nazywać "7".
– Nie wycofujemy się z tego pomysłu i mam nadzieję, że znów podejmiemy próbę stworzenia płyty. Pewnie nie będzie to już w ramach 700-lecia miasta, ale ta siódemka jeszcze nam się przyda, bo w przyszłym roku mamy siódme Wschody – dodaje Ewelina Krawczyk.
Jak zaznacza, przez sześć lat najmocniej zaskoczyło ich to, że dają radę. Nie mając doświadczenia, wiedzy i wielkich oczekiwań udało się stworzyć i cały czas rozwijać wyjątkowe wydarzenie. W tym roku zadzwoniła do nich nawet dyrektor Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Artystycznej w Rybniku i zapytała, czy może przyjechać, by zobaczyć jak się robi taki fajny festiwal. Wokaliści z całego kraju również nie wstydzą się przyjeżdżać do Lublina, a ci mniej doświadczeni właśnie tu tego doświadczenia szukają.
Jakie będą Wschody podczas 10. edycji?
– To będzie tak dobry festiwal, że nie będziemy się już martwić o to, czy ludzie zechcą przyjść i wypełnią salę. Marzy mi się, by było to wydarzenie, o którym ludzie rozmawiają i emocjonują się oczekiwaniem. Śledzą nowinki, doszukują się programu… Niezwykle cieszy mnie, że doprowadziliśmy do sytuacji, w której tak wiele wyjątkowych osób spotyka się w jednym miejscu. Oby było ich jeszcze więcej. Chciałabym też, by Wschody funkcjonowały w świadomości ludzi z całego kraju nie przez pryzmat gwiazd, które zapraszamy, ale jako wyjątkowy Konkurs Piosenki Artystycznej. Aby koncert laureatów na zakończenie festiwalu przyciągnąłby ludzi bez względu na gwiazdę – podsumowuje Ewelina Krawczyk.
Źródło: lublin.ngo.pl