Jeszcze kilka lat temu wolontariat zagraniczny kojarzył się z wyjazdami głównie do Afryki i biednych krajów, gdzie wolontariusze pomagali budować studnie, szkoły, uczyli miejscowych angielskiego i innych przedmiotów. Celem wyjeżdżających ludzi było pomaganie innym, dziś pojawia się nowy trend: wolonturystyka. Trochę pomagamy, a trochę podróżujemy. Ale czy na pewno pomagamy?
Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest wolonturystyka lub wolontariat turystyczny. Alicja Nowaczyk, działaczka na rzecz świadomej i odpowiedzialnej wolonturystyki, tłumaczyła w radiowej Jedynce, że wolonturystyka to połączenie wyjazdów wypoczynkowych z pracą na rzecz dobra.
Jak to się zaczęło?
Pierwsze przejawy wolonturytyki pojawiły się już w latach 70. Międzynarodowe organizacje pomocowe próbowały zachęcić ludzi do pomagania innym, oferując im możliwość wyjazdów w egzotyczne zakątki świata, w zamian za pracę. Taki wolonturysta na przykład pomagał przy budowie szkoły w Afryce, a potem miał czas na wypoczynek.
Niestety pomysł nie przyjął się na szeroką skalę, bo nastały czasy boomu turystycznego. Pojawiły się setki biur podróży, które konkurowały ze sobą obniżając ceny podróży. Wyjazdy wolonturystyczne przegrały z wycieczkami i wylegiwaniem się na plaży.
Dziś, w dobie tanich lotów i dostępności szerokiej oferty hotelowej w niskich cenach, ludzie szukają nowych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Wolonturystyka wraca do łask.
Powody są jeszcze inne. Wyjeżdżając do biednych rejonów świata i pomagając tam ludziom lub zwierzętom zaspokajamy swoją potrzebę altruizmu. Wydaje się nam, że miesiąc spędzony z biednymi dziećmi w Afryce zmieni ich życie na lepsze. Problem polega na tym, że nie zmieni, a może im zaszkodzić. Za to na pewno zmienia nasze samopoczucie.
Wiele osób traktuje wolonturytykę jak sposób na pokazanie w pracy, wśród znajomych, że robimy coś dobrego i niestraszne nam zamorskie wyprawy w dzikie rejony. Tylko że w rzeczywistości tak to nie wygląda. Wolontariusze turystyczni są odizolowani od realnych problemów społeczności, do których się wybierają. Można powiedzieć, że pracują w wygodnych obszarach, które nie wymagają od nich przesadnego wysiłku i tym samym nie wpływają realnie na polepszenie się sytuacji miejscowych.
Lepsze coś niż nic?
Ale czy wolonturystyka szkodzi? Przecież, gdyby ktoś nie przyjechał w ramach takiego wyjazdu, żeby uczyć dzieciaki angielskiego, to nikt by tego nie zrobił, a tak może choć część z nich znajdzie w przyszłości sposób na wyrwanie się z biedy.
Przyjrzyjmy się Kambodży. Według raportu “With the Best Intentions: A study of attitudes towards residential care in Cambodia” (UNICEF 2011) ilość programów nauczania języka angielskiego w tamtejszych sierocińcach przez pięć lat wzrosła z 153 do 269. Można powiedzieć, że to wspaniałe wieści, bo więcej dzieciaków ma dostęp do nauki.
I tu pojawia się problem. Ilość sierot w Kambodży sukcesywnie maleje. Idąc dalej za treścią wspomnianego raportu dowiadujemy się, że z 12 tysięcy dzieci mieszkających w domach dziecka, tylko 28% to rzeczywiste sieroty. Reszta ma rodziców, którzy wysłali je do ośrodka właśnie po to, żeby ich dzieci nauczyły się angielskiego. Można dyskutować z tym, co jest dla dziecka lepsze. Mieszkanie w biednej wiosce bez perspektyw, czy zdobycie wykształcenia i wyrwanie z biedy siebie i rodzinę.
Ale idźmy dalej, wolonturysta nie spędzi przecież w domu dziecka nawet pół roku. On tu przyjeżdża na wakacje. Czy taki krótki okres jest odpowiedni, żeby dzieci się czegoś nauczyły, zanim pojawi się nowy nauczyciel?
Kolejny raport “Keeping Children Out of Harmful Institutions: Why we should be investing in family-based care (Save the Children 2009)” mówi, że dzieci, które dorastają w sierocińcach, w których jest duża rotacja opiekunów, mają zaburzenia emocjonalne oraz nie są w stanie nawiązywać trwałych relacji w dorosłym życiu.
Wiem, że nic nie wiem
Kolejnym problemem z wolonturystyką są kompetencje ludzi, którzy wyjeżdżają na takie programy.
– Są to wyjazdy, które wymagają konkretnych kompetencji, a osoby wyjeżdżające często tych kompetencji nie mają – mówi w radiowej Jedynce Alicja Nowaczyk. – Co więcej, w wolonturystyce to wyjeżdżający ma wymagania. Chcemy popracować trochę z dziećmi lub ze zwierzętami, ale głównie chodzi nam o przeżycie przygody. Masowość tego zjawiska sprawia, że pojawiają się instytucje, które po prostu na nim zarabiają – mówi dalej Nowaczyk.
Sami wyjeżdżający również zdają sobie sprawy, że wydali kilkadziesiąt tysięcy złotych za program wolonturystyczny i wszelkie niedogodności na miejscu często ich irytują. Wymagają specjalnego traktowania i przywilejów.
Brak kompetencji może objawiać się w tym, że na przykład informatyk leci do Afryki i tam na miejscu pomaga leczyć zęby lokalnemu dentyście. W Europie takie działanie byłoby nie do pomyślenia. Podobnie ze zwierzętami, ktoś nie ma wykształcenia weterynaryjnego, a chce leczyć ranne zwierzęta.
Idąc dalej, niekompetencje mogą sięgać zakresu kultury. Europejczycy często nie znają mechanizmów działających w miejscach, do których jadą. Niestety, uważamy, że nasza kultura jest jedyną i najlepszą, a kiedy widzimy zachowania nam obce, próbujemy je kształtować na europocentryczny sposób, a to błąd. Nie można ingerować w życie ludzi, którym pomagamy. To prowadzi do wielu negatywnych skutków.
W książce Sylwi Kulczyk i Agnieszki Bajtyngier, “Świadomi i pomocni: w stronę odpowiedzialnej turystyki. Przykłady z Nigru i Sierra Leone” (2012) czytamy, że wolonturyści mogą przyczyniać się do wzrostu bezrobocia poprzez odbieranie pracy mieszkańcom danej wioski czy miasta. Ponadto, mogą wpływać na pogłębianie się braku poczucia niezależności a nawet wywołać niepożądane zmiany kulturowe.
Organizacje współpracujące z wolonturystami często bowiem deklarują, że brak odpowiedniego przygotowania i znajomości lokalnej kultury skutkuje niekiedy u wolontariuszy próbami propagowania wartości sprzecznych z lokalnymi, nawracania na inną religię czy nawet podburzaniem dzieci przeciw ich własnym rodzicom.
To nie jest też tak, że wolonturystyka przynosi same szkody. Wystarczy pochylić się nad kilkoma aspektami, żeby nie szkodzić, a pomagać. Jeśli już mamy wolnych kilka czy kilkadziesiąt tysięcy na taki wyjazd, to warto pojechać tam, gdzie rzeczywiście zrobimy coś dobrego, a przy okazji przeżyjemy przygodę.
Nie wyruszajmy, kiedy wiemy, że nasze kompetencje nijak się mają do tych potrzebnych na miejscu. Poczytajmy przed wyjazdem, czy instytucja, z którą wybieramy się na projekt wolonturystyczny ma odpowiednią renomę. No i przede wszystkim pamiętajmy, że nie jesteśmy u siebie, tylko przyjechaliśmy do obcego kraju, gdzie panują inne zasady, a my jesteśmy gośćmi.
Z takim nastawieniem wyjazd wolonturystyczny może być naprawdę dobrym przeżyciem dla nas i dla ludzi, zwierząt, do których jedziemy.
Źródło: lublin.ngo.pl