Chodzący wulkan pomysłów, autor tysiąca uśmiechów. Nikt nie wie, jak on to robi, ale zawsze ma wszystko przy sobie - śrubokręty, kabelki, plastry, baterie. Mateusz Goćwiński to żywy dowód na to, że wolontariat to zajęcie także dla osób o ścisłym umyśle.
- To obdarzony dużymi zdolnościami analitycznymi człowiek o wielkim sercu - opowiada Marta, która stale współpracuje z Mateuszem. - Sercu pełnym troski i staranności, zarówno w pracy, jak i dla dzieciaków, które wciąga w swój świat. Świat, w którym wszystko jest możliwe, wystarczy tylko trochę cierpliwości. Dzieciaki go kochają.
Czym się zajmuje
Mateusz jest wolontariuszem Programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności „PROJEKTOR – wolontariat studencki”. Uczestnicy programu to studenci z różnych kierunków i o różnych zainteresowaniach. Docierają do dzieci z małych miejscowości. Chcą przekazywać uczniom pozytywne wzorce osobowe, zachęcać je swoją postawą do dalszego rozwoju, poszerzać horyzonty i wspólnie odnajdywać zainteresowania.
- To wszystko po to, by pokazać tym dzieciom, że istnieje coś więcej poza ich miejscowością, a jedyną możliwą rozrywką wcale nie jest siedzenie przed komputerem, czy w barze przy piwie - mówi Mateusz.
Gdy dzwonię do niego po raz pierwszy, odbiera telefon w pociągu. Wraca z Borów Tucholskich, gdzie uczestniczył w jednym z projektów plastycznych.
- W ośmiu świetlicach było 26 wolontariuszy. Organizowaliśmy tam zajęcia sportowe i plastyczne, połączone z różnymi zabawami integracyjnymi - opowiada z zaangażowaniem. - Ja uczestniczyłem w zajęciach plastycznych. Wraz z dzieciakami robiliśmy kartki na Wielkanoc, kukiełki, pisanki.
Mateusz to przykład wolontariusza o ścisłym umyśle. Dziedzina, w której się odnajduje to mechatronika oraz elektronika. W jednym z projektów razem z dzieciakami buduje roboty z klocków LEGO.
- Taki robot to nie tylko złożenie klocków krok po kroku, zgodnie ze wskazówkami. Często dzieci wykazują się inwencją i wykraczają poza instrukcję. Następnie piszą własny program, dzięki któremu robot może się poruszać. Przemieszcza się do przodu, do tyłu, przestawia klocki z miejsca na miejsce.
W innym projekcie Mateusz prowadził warsztaty filmowe. Podczas zajęć uczestnicy pisali scenariusz, tworzyli kostiumy oraz scenografię. Następnie kamerą nagrywali własny film. Ostatnim etapem warsztatów był montaż, przy pomocy profesjonalnych programów komputerowych.
Dlaczego to robi
- Lubię pomagać, a największą zapłatą za moją pomoc jest uśmiech oraz świadomość, że to co robię, przynosi jakieś efekty. Nie chodzi o pieniądze, one w życiu naprawdę nie są najważniejsze. Wolontariat to również okazja, by poznawać nowych, zazwyczaj bardzo interesujących, ludzi. Każda z tych nowopoznanych osób to nowe doświadczenia i okazja by się czegoś nauczyć. Ciągle mam w głowie kilkunastoletnią dziewczynkę, którą spotkałem podczas jednego z projektów. Na początku była wyraźnie zniechęcona, a do wolontariuszy, jak i innych obcych ludzi, podchodziła z dużym dystansem. Z czasem nabrała zaufania i bardzo się polubiliśmy. Przez chwilę mogłem poczuć się jak jej starszy brat. Takie momenty nakręcają pozytywnie na długi czas. Często jest tak, że po roku, czasem dwóch studenci, którzy uczestniczyli w wolontariacie, wracają do miejscowości, gdzie realizowali swoje projekty. Tam spotykają osoby, z którymi pracowali. Takie spotkania po latach dają naprawdę wiele radości.
Największy sukces
- Największym sukcesem jest dla mnie wewnętrzny rozwój. Spotkałem się z opinią znajomych, że wolontariat bardzo mnie odmienił. Podczas swoich pierwszych zajęć miałem duży dystans do dzieci. Teraz moje podejście jest już zupełnie inne. Jestem spokojny i znacznie bardziej otwarty na ludzi, to duży krok naprzód.
Mateusz na wolontariat próbował namówić kolegów ze studiów, ale jak sam przyznaje, większość podchodziła do tego bardzo sceptycznie.
- Z góry zakładali, że to nie dla nich i że się do tego nie nadają. Udało mi się jednak ściągnąć do organizacji dwie osoby, które wciąż działają i wyjeżdżają na projekty. Wolontariat to zajęcie nie tylko dla osób o humanistycznym usposobieniu - przekonuje. - Choć może zabrzmi to nieskromnie, jestem na to żywym dowodem. Pomagać mogą osoby o różnym wykształceniu i różnych zainteresowaniach, wszystko zależy wyłącznie od chęci.
Największa porażka
- Był taki projekt, w którym zawiodła organizacja. To był wyjazd na pięć dni do Sieniawy koło Krosna. Na miejscu spodziewaliśmy się dzieci w wieku jedenastu, dwunastu lat. To dla nich przygotowany był cały program. Okazało się jednak, że na zajęcia przyszły dzieci znacznie młodsze, w wieku siedmiu, ośmiu lat. Oczywiście jakoś wybrnęliśmy z sytuacji i przeorganizowaliśmy cały program, ale nie spełniliśmy wszystkich naszych oczekiwań.
Co lubi
Lubi pomagać. Jak twierdzą jego współpracownicy, na Mateusza można liczyć w każdej chwili. Nikt nie wie, jak on to robi, ale zawsze ma wszystko przy sobie.
- To chyba jakaś głupia mania, ale lubię mieć rzeczy na zapas. To zawsze jakieś dodatkowe obciążenie, ale wolę być przygotowany na różne sytuacje - tłumaczy Mateusz.
Interesuje się elektroniką i mechatroniką, lubi konstruować różnego rodzaju rzeczy. Wolontariat pozwala mu jednocześnie rozwijać swoje zainteresowania oraz pomagać innym.
Plany na przyszłość
Chciałby otworzyć własną firmę. Nie wie jeszcze, czym dokładnie miałaby się zajmować, ale chciałby rozwijać w niej swoje pasje. Druga opcja to etat w większej firmie, ważne jest jednak, aby praca, jaką będzie wykonywał, nie była monotonna.
- Nie chcę codziennie robić tego samego, takie życie byłoby nudne. Będąc wolontariuszem, jeżdżę do różnych miejscowości, spotykam ciągle nowych ludzi. Takie zajęcie bardzo mi odpowiada, ciągle się rozwijam. Chciałbym, aby moja przyszła praca dawała mi równie dużo satysfakcji.
Mateusz Goćwiński - urodził się w 1988 r., wychował się i mieszka w Poznaniu. Skończył technikum, obecnie jest studentem trzeciego roku na Politechnice Poznańskiej, na kierunku Zarządzanie i Inżynieria Produkcji.
Źródło: inf. własna ngo.pl