(PAP) - System przymusowych wyborów nie sprawdził się na świecie, w Polsce najprawdopodobniej nie udałoby się go wprowadzić - uważa dr Dariusz Zalewski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dr Zalewski przypomina, że są kraje, gdzie istnieje obowiązek uczestnictwa w wyborach. Taka sytuacja jest m.in. w Belgii, gdzie za brak obecności na głosowaniu, mieszkańcy ponoszą kary pieniężne. – Czy demokracja belgijska jest od tego lepsza? Nie wydaje mi się – mówi.
Kary pieniężne za brak stawienia się na głosowaniu są dość dotkliwe, wynoszą kilkadziesiąt euro.
– Na nasze standardy byłaby to zbyt wysoka kara – mówi Dariusz Zalewski.
Zdaniem socjologa, głosowanie przymusowe w demokratycznych wyborach nie przynosi właściwych rezultatów i należy raczej sprzeciwić się wprowadzeniu takiego obowiązku. – Czemu miało by to służyć? – pyta Dariusz Zalewski.
Frekwencja jest tylko środkiem, a nie celem w wyborach. – Jeżeli pod przymusem ludzie mieliby dokonywać nietrafnych wyborów, to jaka byłaby z tego korzyść? – zauważa socjolog.
Wydaje się więc, że rację mają zwolennicy pozostawienia sytuacji taką, jaka jest obecnie. Z drugiej jednak strony, demokracja sama się zaczyna kompromitować, gdyż zdarza się, że w Polsce jest bardzo niska frekwencja wyborcza.
Z punktu widzenia demokracji, wybory lokalne powinny być dla obywateli ważniejsze, niż na przykład parlamentarne. Tak w istocie nie jest.
– Są takie gminy w Polsce, gdzie z powodu bardzo niskiej frekwencji wystarczyło poparcie najbliższej rodziny, żeby być radnym – przypomina Dariusz Zalewski.
Jakie mogą być powody bojkotowania wyborów przez Polaków? Jak podkreśla socjolog, obojętność to nie jedyny powód, dla którego ludzie nie głosują. Według niego, często niegłosowanie jest traktowane jako specyficzny udział.
– Często ludzie protestują w ten sposób przeciwko nie spełnionym obietnicom władz. Zachowują się wtedy jak najbardziej zgodnie z zasadami demokratycznego postępowania – wyjaśnia socjolog.
Wiele osób nie idzie głosować, bo nie odpowiada im żaden kandydat. W opinii Dariusza Zalewskiego, demokracja staje się dla przeciętnego człowieka coraz bardziej wyobcowanym systemem, ponieważ się oligarchizuje. Generalnie przeciętny człowiek nie ma wpływu na to, kto będzie „kandydatem na kandydata”.
– Zazwyczaj jeden z kandydatów mniej lub bardziej odpowiada preferencjom wyborców, często jednak to nie wystarczy, żeby świadomie go wybrać – tłumaczy socjolog. Dodaje, że wielu ludzi wybiera wtedy „między dżumą, a cholerą”.
Dariusz Zalewski zaznacza, że duża część osób z tych, które głosowanie bojkotują, to obywatele bardzo świadomi, zainteresowani sprawami politycznymi i społecznymi.
– Te osoby celowo nie idą na wybory, co także jest rezultatem oligarchizacji – mówi.
Socjolog przyznaje, że od wielu już lat stawiane jest pytanie, co zrobić z demokracją, żeby nie była zaprzeczeniem praw obywateli.
– Jednostki nie są w stanie wpłynąć na to, jacy ludzie pojawią się na listach wyborczych, wybory to głównie partyjne decyzje – przyznaje.
System przymusowych wyborów nie sprawdził się, zapewne nie zostałby także wprowadzony w Polsce. – Argumentów przeciwko takiemu rozwiązaniu jest więcej – konkluduje Dariusz Zalewski.