Witaj w domu. Jak wygląda integracja rodzin uchodźczych? [wywiad]
„To nie są osoby, które przyjechały na wakacje, tylko uciekają ze swojego kraju i nie miały czasu przygotować się językowo, finansowo i zawodowo, aby od razu odnaleźć się w Polsce. Ogarnięcie tych trzech sfer zajmuje czasami kilka lat” – mówi Maria Krzesińska-Zbrożek, koordynatorka w programie Witaj w domu, prowadzonym przez Fundację Ocalenie od 2017 roku. Program wspiera rodziny uchodźcze zagrożone bezdomnością w dążeniu do samodzielności.
Wsparcie udzielane w programie Witaj w domu
Teresa Kasprzak: – Z iloma rodzinami pracujecie w programie?
Maria Krzesińska-Zbrożek: – W tej chwili to siedemnaście rodzin: osiem z Afganistanu, sześć z Czeczenii, dwie z Tadżykistanu i jedna z Białorusi.
Jakie są najczęstsze wyzwania, z którymi mierzą się rodziny?
– Myślę, że jednym z głównych wyzwań jest język. Rodzinom, które miały kontakt z językami słowiańskimi jest trochę łatwiej, ale regularna nauka języka polskiego jest bardzo trudna. Proponujemy udział w kursie organizowanym przez fundację, a najbardziej potrzebujące osoby mają możliwość pracy z wolontariuszami i wolontariuszkami uczącymi indywidualnie. Bez znajomości języka rodziny nie są w stanie samodzielnie załatwić spraw w urzędach, ani komfortowo uczestniczyć w wizytach lekarskich. To samo dotyczy kontaktów ze szkołami. Dzieci szybko uczą się języka, ale rola tłumacza rodziny może być dla nich bardzo obciążająca. To nie jest rola odpowiednia dla dziecka. Język polski to też podstawa do znalezienia pracy w Polsce.
W jakich zawodach pracują osoby uczestniczące w programie?
– Często wykonują pracę poniżej swoich kwalifikacji. Mężczyźni pracują jako dostawcy jedzenia, taksówkarze, na budowach, w rolnictwie, w gastronomii. Kobiety często pracują w firmach sprzątających lub sprzątają na prywatnych zleceniach. To są często prace tymczasowe, dorywcze, co bywa trudne i deprymujące. W krajach pochodzenia mieli zupełnie inne zawody, zdarza się, że na wysokich stanowiskach administracyjnych. Pamiętam panią z Afganistanu, która była sędzią. W Polsce nie miała szansy, żeby wykonywać swój zawód. Oprócz stresu i traumy związanej z ucieczką, osoby uchodźcze mierzą się z tym, że ich dotychczasowe życie się skończyło i muszą zacząć od nowa, od zera.
A jak wygląda sytuacja mieszkaniowa osób w programie?
– Rodziny trafiające do programu często są zagrożone bezdomnością. Mieliśmy rodzinę, która przez wiele miesięcy mieszkała w hostelu, bo nie była w stanie wynająć mieszkania na wolnym rynku. Długo próbowali. Gdy tylko właściciele dowiadywali się, że są cudzoziemcami, kontakt się urywał. Tak samo jest z klientką z Czeczenii z trójką dzieci, która obecnie szuka mieszkania. Gdy tylko ktoś usłyszy jej akcent, rozmowa się kończy. Większość ogłoszeń wymaga podpisania umowy u notariusza, a cudzoziemcy często nie mogą wskazać innego adresu zamieszkania.
Często rodziny mieszkały i nadal mieszkają w fatalnych warunkach, w przeludnionych mieszkaniach, bez komfortu i prywatności. Z drugiej strony, zdarzają się właściciele, którzy sami proponują wynajem po cenach poniżej rynkowych, co jest wspaniałe. Jednak, aby rodziny mogły się usamodzielnić, najlepiej byłoby złożyć wniosek o mieszkanie z zasobów miasta, w czym też je wspieramy.
Elementem wsparcia w programie są dopłaty do czynszu.
– Tak, ale nie każda rodzina z nich korzysta. Niektóre mają na tyle stabilną sytuację, że radzą sobie bez tego i korzystają z innych form wsparcia w programie.
Zapytam prowokacyjnie: Co odpowiedziałabyś na zarzut, że osoby uchodźcze są roszczeniowe i przyjeżdżają tutaj po socjal?
– Zdecydowanie nie uważam, że rodziny w naszym programie są roszczeniowe. Starają się po prostu przeżyć w polskim systemie. To nie są osoby, które przyjechały na wakacje, tylko uciekają ze swojego kraju i nie miały czasu przygotować się językowo, finansowo i zawodowo, aby od razu odnaleźć się w Polsce. Ogarnięcie tych trzech sfer zajmuje czasami kilka lat. Dorośli zawsze starają się zabezpieczyć lepsze życie dla swoich dzieci i próbują poradzić sobie w nowych realiach. Gdy tracą nadzieję na pracę w wyuczonym zawodzie, podejmują się różnych prac, aby zarobić na życie. A korzystają z polskiego systemu wsparcia, bo mają do tego prawo, jak każda osoba w trudnej sytuacji. Dlaczego mieliby tego nie robić? Ten socjal nie jest zły, ale tak naprawdę wystarcza tylko na przeżycie, przetrwanie. Nie wystarczy na dobre, bezpieczne życie. A poza tym ma luki, w które często wpadają rodziny, z którymi współpracujemy.
Mamy w programie panią z Czeczenii w wieku emerytalnym, która potrzebuje regularnej opieki lekarskiej, ale nie może zarejestrować się jako bezrobotna ze względu na wiek. Ta pani ma przyznaną zgodę na pobyt ze względów humanitarnych i nie jest uprawniona do skorzystania z „awaryjnego” ubezpieczenia zdrowotnego oferowanego przez Ośrodek Pomocy Społecznej. To wsparcie przysługuje wyłącznie osobom ze statusem uchodźcy lub ochroną uzupełniającą. W ZUS-ie powiedziano jej, że musi wykazać choćby miesiąc pracy na umowę w Polsce, aby system mógł ją ubezpieczyć. Okazało się, że mimo iż pani twierdziła, że pracowała na umowę, to w systemie nie ma żadnego śladu. Prywatna opieka medyczna jest droga, zwłaszcza jeśli chodzi o rehabilitację czy specjalistyczne badania. Ostatecznie udało się ubezpieczyć panią przez syna. Tylko to nie jest rozwiązanie na stałe. Jeśli w przyszłości chcieliby zamieszkać oddzielnie, pani może stracić dostęp do opieki medycznej.
Czy rodziny mówią o tym, że doświadczają dyskryminacji?
– Bardzo rzadko. Jeśli już to robią, to postrzegam to jako przełom w relacji. Zanim osoby zaczną narzekać, często podkreślają swoją wdzięczność i pozytywne aspekty życia w Polsce, czują się zobowiązane. Dopiero potem dzielą się tym, co nie działa lub czego przykrego doświadczyły. Jeśli ktoś zaczyna mówić o złych doświadczeniach lub poczuciu niesprawiedliwego traktowania, to znaczy, że zaufał i otworzył się.
Wsparcie udzielane w programie Witaj w domu
Jak wygląda współpraca z rodzinami w programie?
– Wszystko zależy od rodziny. Gdy rozpoczynamy współpracę, przeprowadzamy szczegółową diagnozę potrzeb. Pytamy o kwestie finansowe, zawodowe, o wnioski złożone w różnych instytucjach, o doświadczenie zawodowe w kraju pochodzenia i w Polsce. W ten sposób, krok po kroku, poznajemy sytuację rodziny. Następnie, co trzy miesiące, rodzina wraz ze specjalistką integracji tworzy tak zwany plan pracy. Jeśli, na przykład, naszym celem jest złożenie wniosku o mieszkanie z zasobów miasta, to wypisujemy wszystkie niezbędne dokumenty, ustalamy, kto i do kiedy się nimi zajmie. Potem analizujemy, jaki był ostateczny rezultat.
Co jest stałe, a co indywidualne we współpracy z każdą rodziną?
– Powiedziałabym, że stałe jest towarzyszenie osobom klienckim w różnych miejscach w zależności od ich potrzeb, wsparcie przy wypełnianiu wniosków i pośredniczenie w kontaktach z instytucjami. Natomiast indywidualne są już wszystkie pozostałe działania. Rodziny trafiają do nas w bardzo różnych sytuacjach. Czasami ludzie dobrze mówią po polsku lub angielsku i są w stanie sami zorganizować wizyty lekarskie, ale nie orientują się w polskim systemie wsparcia i potrzebują pomocy przy wypełnianiu wniosków. Bywa tak, że ktoś mówi po polsku, angielsku czy rosyjsku, więc teoretycznie wizyty lekarskie nie powinny być problemem. Ale zdarzyła się sytuacja, gdy dziecko naszej klientki musiało przejść badanie EEG, które wykonuje się podczas snu i mama bardzo się stresowała. Zdecydowałyśmy, że pójdę tam razem z nią.
I spędziłaś tam całą noc?
– Nie, badanie było po południu, po bardzo wczesnej pobudce dziecka rano. To był kilkuletni chłopiec w spektrum autyzmu. Mama była przekonana, że syn nie zaśnie w ciągu dnia, więc bardzo się stresowała. A on na pytanie, czy pójdzie spać, odpowiedział, że tak, i zasnął w trzy sekundy. Oczywiście klientka nie mogła tego przewidzieć. Czasem po prostu potrzebne jest wsparcie emocjonalne, bycie obok. Tak, by w razie problemów osoba czuła, że nie jest sama.
Współpraca z rodziną zaczyna się od okresu próbnego?
– Tak, to też jest stały element naszej pracy z rodziną. Pierwsze trzy miesiące to czas, aby obie strony sprawdziły, czy taki rodzaj współpracy im odpowiada i czy obie strony widzą sens jej kontynuowania. Raz na sześć miesięcy prowadzimy też ewaluację, aby sprawdzić, jakie elementy działają, jakie nie. Teraz pracujemy nad rozszerzeniem tego procesu.
Rodziny, które dołączają do programu Witaj w domu korzystają też ze wsparcia innych zespołów fundacji. Jak wygląda Wasza współpraca?
– Współpraca między zespołami fundacji jest cenna, pozwala bardziej kompleksowo odpowiedzieć na wyzwania rodzin. Dajemy sygnał odpowiedniemu zespołowi fundacji, że jest rodzina, która może potrzebować wsparcia psychologicznego lub konsultacji prawnej. Staramy się, aby rodziny same zgłaszały się do poszczególnych zespołów, aby w ten sposób budować ich sprawczość. Jeśli klient korzysta z konsultacji prawnych, to, co do zasady, specjalistki integracji nie są w to zaangażowane, jest to sprawa pomiędzy klientem a osobą prawniczą. Ale w sytuacjach, gdy rodziny były na etapie ubiegania się o ochronę lub pobyt w Polsce, i zespół prawny sygnalizował potrzebę zorganizowania dokumentów, to specjalistka mogła pomóc rodzinie, gdyż często jest to żmudny i trudny proces. Co ważne, od 2024 roku przyjmujemy do programu już tylko osoby z przyznaną ochroną międzynarodową. Procedury azylowe potrafią trwać bardzo długo, przez co rodziny nie mogły w pełni skorzystać z oferty programu. Będąc w procedurze, nie mają pełnego dostępu do systemu pomocy społecznej, mieszkań z zasobów miasta ani świadczenia 800 plus.
Czy dzieci, które są w programie Witaj w domu, korzystają też z oferty edukacyjnej fundacji?
– Sporo dzieci uczestniczy w programie tutoringowym. Otrzymują tam wsparcie w nauce, a ich rodzice w kontaktach ze szkołą. To jest dla zespołu Witaj w domu duże ułatwienie, bo w codziennej pracy z rodzinami, gdzie jest wiele spraw urzędowych i wizyt lekarskich, nie miałybyśmy przestrzeni, aby jeszcze zaangażować się w sprawy szkolne. Dzieci uczestniczące w programie mają pierwszeństwo podczas rekrutacji do programu tutoringowego. Ale oczywiście każde zgłoszenie jest przez zespół weryfikowane indywidualnie. Miałam taką sytuację, że w jednej z rodzin z Afganistanu, z którą współpracuję, dwoje dzieci przez ponad dwa lata było poza polskim systemem edukacji i zaczęło naukę dopiero w zeszłym roku. Ich poziom języka polskiego był początkowo za niski, by mogły skorzystać z udziału w programie tutoringowym. Ale po kilku miesiącach młodszy chłopak był już gotowy dołączyć do programu i od marca otrzymuje wsparcie w nauce.
Zdarza się, że specjalistki integracji współpracują też z pracownikami i pracowniczkami socjalnymi, z MOPS-ami?
– W zasadzie prawie zawsze dochodzi do takiej współpracy. Czy to w ramach ubiegania się o wsparcie finansowe z OPS-u, gdzie często towarzyszymy rodzinom, czy też w urzędach dzielnicy, na przykład przy składaniu wniosku o mieszkanie z zasobów miasta. Jesteśmy też w regularnym kontakcie z osobą zajmującą się wnioskiem rodziny. Jeśli dzieci nie uczestniczą w programie tutoringowym, a szkoła zgłasza trudności w komunikacji z rodziną lub problemy dziecka w szkole, kontaktujemy się z wychowawcami i nauczycielami. Zdarzało mi się też kontaktować z asystentami rodziny. To ważne, ponieważ rodzina może wiele zyskać, mając wsparcie zarówno od urzędników, jak i od naszej organizacji. Myślę teraz o konkretnej rodzinie z Dagestanu, która już zakończyła udział w programie. To była mama z trójką dzieci, która miała duże problemy zdrowotne. Razem z asystentką rodziny towarzyszyłyśmy jej, gdy starała się o miejsce w Warszawskim Ośrodku Interwencji Kryzysowej, gdy rodzina znalazła się w kryzysie bezdomności. Myślę, że współdziałanie osoby z fundacji z instytucją państwową działało na plus. Gdy zakończyliśmy współpracę, rodzina od blisko pół roku miała własne mieszkanie z zasobów miasta. Córka była w programie tutoringowym i bardzo się rozwinęła.
Kiedy rodzina kończy udział w programie? Kto o tym decyduje?
– Z założenia rodzina uczestniczy w programie przez dwa lata. W tym jest trzymiesięczny okres próbny na początku współpracy. Ten zapis ma gwiazdkę, bo w wyjątkowych przypadkach, gdy sytuacja rodziny nagle się pogorszy, jest możliwość przedłużenia wsparcia o rok. Często to zakończenie przychodzi organicznie, jest skutkiem poprawy sytuacji rodziny. Mam w pamięci klientkę z Afganistanu z piątką dzieci. Formalnie minął czas naszej współpracy w ramach programu, ale i intensywność naszych kontaktów w ostatnich miesiącach była mniejsza. Spotykałyśmy się, ale nie byłam jej bardzo potrzebna. Pani potrafiła załatwić wiele spraw samodzielnie, mimo że jej polski był jeszcze na bardzo podstawowym poziomie. Ostatnio sama wypełniła dokumenty z prośbą o przeniesienie córek do innej szkoły, bliżej domu. Zrobiła to z błędami, ale próbowała i udało się. Dziewczynki od nowego semestru są w nowej szkole. Widać, że ona sobie poradzi. Ma taką niesamowitą siłę wewnętrzną i bardzo jej zależy na samodzielności. Ostatnio jej znajoma powiedziała mi, że ta pani stała się dla nich źródłem informacji o tym, gdzie i jak załatwiać różne rzeczy. Rodzina mieszka we własnym mieszkaniu, a czworo z pięciorga dzieci jest w programie tutoringowym. Najmłodszy syn w przyszłym roku idzie do szkoły podstawowej.
Brzmi jak sukces.
– Tak. Pamiętam też samodzielną mamę z Czeczenii. Dołączyła, zanim jeszcze ta zasada dwóch lat stała się normą. To była samodzielna mama, która mieszkała w mieszkaniu interwencyjnym. Bardzo silna osoba. Wiele przeszła, miała dużą motywację i nauczyła się bardzo dobrze mówić po polsku. Współpraca z nią była świetna, ale mam wrażenie, że od pewnego momentu nie potrzebowała już tak dużego wsparcia. Byłam dla niej raczej źródłem informacji, a ona sama starała się załatwiać wiele spraw. Współpraca zakończyła się, gdy udało im się przenieść do własnego mieszkania. Pani sama zasygnalizowała, że chciałaby zakończyć współpracę, tłumacząc to tym, że są inne rodziny, które bardziej potrzebują wsparcia.
Praca specjalistek integracji
Jakie umiejętności i przygotowanie są potrzebne do pracy specjalistki integracji? Oprócz takich podstaw jak empatia i wiedza o wyzwaniach, przed którymi stają osoby cudzoziemskie w Polsce?
– Powiedziałabym, że bardzo ważne są techniczne aspekty, takie jak dobra organizacja pracy, bo praca z około siedmioma rodzinami wymaga logistyki. Na pewnym etapie potrzebna jest też asertywność – tak by dostosować poziom wsparcia do potrzeb rodziny i faktycznie wspierać ich samodzielność. Co jeszcze? Znajomość polskiego systemu wsparcia socjalnego, procedur w instytucjach, urzędach i szkołach.
Czym różni się skuteczne wsparcie, które wzmacnia samodzielność, od wyręczania? Czy trudno jest znaleźć ten balans w pracy specjalistki integracji?
– Myślę, że im dłużej się pracuje, tym jest łatwiej. Nie uważam, że od razu wiemy, jaka jest właściwa odpowiedź w przypadku każdej rodziny. Potrzeba czasu, aby obie strony się poznały i nauczyły, co robimy razem, a co ktoś może załatwić samodzielnie. Po kilku tygodniach jestem w stanie ocenić, z czym dana osoba może sobie poradzić sama, a w czym lepiej jej pomóc. W zespole dużo rozmawiamy na ten temat i możemy sobie nawzajem sygnalizować, czy nasze działania nie wykraczają poza wsparcie i nie stają się wyręczaniem. Wracając do klientki, której towarzyszyłam podczas badania synka – mogłabym sztywno powiedzieć pani, że musi iść na badanie sama, bo mówi po polsku i jest samodzielna. Ale bierzemy pod uwagę czynniki ludzkie, zaufanie w relacji, i także na tej podstawie podejmujemy decyzję.
Co daje satysfakcję i poczucie sprawczości w pracy?
– Przede wszystkim obserwowanie postępów. To są czasami bardzo małe kroki, które rodziny stawiają na drodze do samodzielności. Mamy klientkę z Afganistanu, z którą niedługo kończymy współpracę. Przez pierwsze kilka miesięcy potrzebowała mojego wsparcia przy robieniu przelewów za przedszkole, czy telefon. Bardzo się ucieszyłam, gdy napisała, że w tym miesiącu już sama to załatwi. Satysfakcję daje też obserwowanie postępów w nauce języka, np. gdy widzimy, że klient jest w stanie sam poradzić sobie na wizycie lekarskiej. Ostatnio przy okazji aplikowania do szkoły podstawowej wypełniłyśmy wniosek, a pani sama musiała załatwić dwa załączniki i następnego dnia dostałam wiadomość, że udało się złożyć dokumenty. To jest super. Zawsze satysfakcję dają też beznadziejne sprawy urzędowe, które jednak mają szczęśliwe zakończenie. Przychodzi mi na myśl przykład rodziny z Afganistanu. Starali się o mieszkanie z zasobów miasta, ale metraż ich obecnego mieszkania był za duży. Pan był jednak tak zaangażowany, dostarczał tyle dokumentów i tak często kontaktował się z urzędem, że ostatecznie zostali wpisani na listę oczekujących. Urząd ma możliwość, zgodnie z regulaminem, nie brać pod uwagę metrażu, uwzględniając wyjątkową sytuację rodziny.
A co sprawia trudność w pracy?
– Biurokracja. Często w różnych procedurach nie bierze się pod uwagę specyficznej sytuacji osób cudzoziemskich. Brakuje woli urzędników, by spojrzeć na te rodziny po ludzku. Może brakuje jakiegoś dokumentu, ale to nie znaczy, że ktoś nie zasługuje na pomoc. System mógłby być bardziej elastyczny. Trudna jest też przewlekłość procedur, długie oczekiwanie na decyzje, brak przewidywalności. To bardzo wpływa na psychiczny komfort naszych osób klienckich i ich codzienne funkcjonowanie.
Mówisz na przykład o przewlekłości procesu starania się o mieszkanie z zasobów miasta?
– Tak. Rodzina może dostać informację, że jest na liście, ale na mieszkanie może czekać nawet cztery lata. Te rodziny mierzą się z wieloma trudnościami po przyjeździe do Polski. Mamy z nimi serdeczne relacje, więc trudno patrzeć, jak przeżywają kryzysy, a my nie zawsze możemy pomóc, oni też nie zawsze decydują się po to wsparcie sięgnąć. I często problemy się kumulują. Raz jest spokojniej, a potem nagle u kilku rodzin uczestniczących w programie wydarza się jakiś kryzys. Ktoś traci pracę, pojawiają się problemy zdrowotne, ze zdrowiem psychicznym, sygnały dotyczące trudności dzieci w szkole. To jest praca, o której nie da się zapomnieć po ośmiu godzinach. Staramy się dbać o swój komfort psychiczny, ale czasami jest to bardzo trudne.
Maria Krzesińska-Zbrożek – specjalistka integracji oraz koordynatorka w programie integracyjno-mieszkaniowym Witaj w domu. Absolwentka pedagogiki resocjalizacyjnej i opiekuńczo-wychowawczej i kryminologii. Doświadczenie zawodowe zdobywała m.in. w Fundacji La Strada, gdzie zajmowała się wsparciem osób dotkniętych handlem ludźmi. Od 2022 roku związana z Fundacją Ocalenie, w której wspiera rodziny uchodźcze w adaptacji do nowego życia w Polsce – najpierw jako specjalistka integracji, następnie również koordynatorka.
Źródło: Fundacja Ocalenie