Pandemia uderzyła we wszystkie sfery naszego życia, w jednej chwili unieruchamiając gospodarki, a razem z nimi – wiele zawodów, postawiła na baczność służbę zdrowia, całkowicie odmieniła sposoby spędzania wolnego czasu. Jeden z sektorów, na który bodaj najsilniej wpłynęły restrykcje epidemiczne, to edukacja i szkolnictwo wyższe. Tam wszystko stanęło (dosłownie) na głowie – pisze Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej.
Najpierw krótkie wprowadzenie. Wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak mocno zamknięcie szkół uderzyło w polską edukację. Mowa tu nie tylko o dużej dozie niepewności np. w sprawie egzaminów (w tym matur) czy trudnościach z natychmiastowym przeniesieniem wszystkich zajęć do online’u, ale i o dzieciach, które „zniknęły” z systemu. Media i rodzice alarmowali, że niektórych uczniów z dnia na dzień zabrakło na zajęciach, koledzy i koleżanki z klasy informowali o tym, że niektórzy nie mają sprzętu, silnego łącza internetowego lub że muszą korzystać z jednego urządzenia w kilka osób. Pandemia obnażyła nierówności społeczne i wykluczenie cyfrowe, pokazując, jak wiele jeszcze w tym obszarze jest do zrobienia.
Osobnym problemem okazało się także wypełnianie pozaedukacyjnych funkcji szkoły, takich jak dostęp do psychologa/terapeuty, zajęć dodatkowych, szczepień i badań okresowych, a także programów dożywiania. W tym ostatnim temacie Polska Akcja Humanitarna mogła podjąć natychmiastowe działanie – podczas dwóch tur akcji #PajacykBezPrzerwy udało nam się dotrzeć do kilkuset rodzin, przekazując ponad 1600 paczek żywnościowych bezpośrednio do ich domów.
Szkoły w Polsce otworzyły się 1 września, choć niewielka część z nich utrzymała wtedy hybrydowy sposób prowadzenia lekcji. Sytuacja jest dynamiczna i coraz więcej szkół decyduje się na, choćby tymczasowo, tryb zdalny. Jednocześnie w tym momencie na świecie blisko 2/3 uczniów nie ma możliwości uczęszczania na zajęcia bądź jeszcze nie ma pewności, w jaki sposób będą się one odbywały.
Podczas gdy poszczególne państwa ważą ryzyko ponownego otwarcia placówek edukacyjnych, bezpowrotnie tracony jest potencjał milionów uczniów, z których wielu, zwłaszcza w krajach Globalnego Południa, nie ma odpowiednich warunków do pobierania nauki w trybie zdalnym. Spośród nich, jak szacują organizacje międzynarodowe, nawet 24 miliony nigdy już do systemu edukacji nie wróci.
Powtórzmy to – 24 miliony młodych osób, które nigdy nie będą miały szansy zaspokoić swojej ciekawości świata, chęci zmiany sytuacji życiowej najbliższych poprzez naukę czy rozwijania swojej społeczności, pomysłów na wzmocnienie krajowej gospodarki, kultury, ochrony zdrowia.
Nigdy zatem nie dowiemy się, w jaki sposób wykorzystaliby swoje talenty, gdyby pozwolić im je odkrywać w bezpiecznym i stymulującym środowisku. Niestety, to właśnie te 24 miliony osób najprawdopodobniej nie wyrwą się z cyklu chronicznego ubóstwa. To stracone pokolenie.
Prawo czy przywilej edukacji?
Aby w pełni zrozumieć, jak kruche jest prawo do edukacji, musimy spojrzeć o wiele szerzej na kwestie, które mają wpływ na jego ograniczanie. Po pierwsze – czy rodziców stać na to, aby dziecko chodziło do szkoły? Czy są w stanie przeznaczyć część swojego często skromnego budżetu na zakup książek, zeszytów, mundurka, jeśli jest wymagany, zapewnić mu transport do placówki i wyżywienie?
Tu dochodzą dodatkowe problemy, takie jak uwzględnianie pracy dzieci jako jednego ze źródeł dochodów rodziny, np. przy gospodarstwie czy na targu. Nierzadko starsze dzieci pełnią także rolę opiekunów dla młodszego rodzeństwa lub, tak jak w wielu krajach Afryki Subsaharyjskiej, są odpowiedzialne za dostarczanie wody do domu. Szacuje się, że w Sudanie Południowym kobiety i dziewczynki przebywają średnio sześć kilometrów dziennie w drodze do ujęcia wody – co nie pozwala im na uczęszczanie do szkoły czy rozwijanie swoich pasji.
Kolejnym pytaniem jest dostępność szkół i nauczycieli w najbliższej okolicy. Dzieci na terenach wiejskich o wiele częściej rezygnują z edukacji ze względu na brak transportu, niebezpieczną drogę do domu, okresowe blokady dróg, tak jak np. w przypadku powodzi, których regularnie doświadczają mieszkańcy krajów Afryki Wschodniej czy Azji Południowo-Wschodniej. Zwłaszcza w regionach, gdzie trwają konflikty zbrojne, dzieci nie mogą dotrzeć na zajęcia, np. jeśli w pobliżu przebiega linia frontu, rozstawione są tzw. checkpointy wojskowe, prowadzi się ostrzał, zaminowuje się pobocza dróg lub pola, jak we wschodniej Ukrainie, gdzie również pracuje Polska Akcja Humanitarna – właśnie z młodymi osobami, które ucierpiały w wyniku wybuchu min lądowych. Smutną konsekwencją konfliktów i niepokojów wewnątrz kraju jest też niszczenie budynków szkolnych.
Jeśli jednak rodzina będzie miała środki na opłacenie kształcenia dzieci, a szkoła znajduje się w bezpiecznej i łatwej do przebycia odległości, co stoi na przeszkodzie, aby rozwijać ich potencjał? Tu znów na pierwszy plan wychodzi kwestia dostępu do wody i sanitariatów. Z polskiego punktu widzenia trudno to sobie wyobrazić – w każdej szkole zapewnione są krany z bieżącą wodą, zazwyczaj nadającą się do spożycia, odpowiednia liczba toalet, system odprowadzania ścieków i właściwe warunki higieniczne.
Wróćmy jednak myślami do krajów takich jak Sudan Południowy, gdzie tylko połowa szkół ma dostęp do wody (co zresztą stara się zmienić Polska Akcja Humanitarna). To oznacza, że dzieci, o ile nie przyniosą ze sobą wody, nie mogą w żaden sposób zaspokoić swojego pragnienia przez cały dzień. Trudno w takich warunkach się uczyć, jeszcze trudniej skoncentrować się na zadaniach, wypracowaniach, projektach. Nietrudno za to o choroby, którym zapobiegłoby zwykłe mycie rąk, takie jak czerwonka, cholera, biegunka. Dziewczynki z kolei nie mają możliwości zadbania o higienę menstruacyjną.
Tu dochodzimy do kwestii dostępności toalet, do których we wspomnianym Sudanie Południowym dostęp mają uczniowie jedynie 40% szkół w skali kraju. Jednak nawet jeśli te toalety są zapewnione, trzeba pamiętać, że brak prywatności i bezpieczeństwa (toalety nierozdzielone ze względu na płeć, brak zamka w drzwiach czy w ogóle drzwi) wpływają wyraźnie na spadek liczby uczennic – przez tydzień w miesiącu lub na stałe. Najlepiej pokazują to statystyki np. w Somalii, gdzie jedynie 1/3 dzieci uczęszcza do szkoły, a spośród nich zaledwie 40% to dziewczynki.
W krajach Globalnego Południa dziewczętom na drodze do edukacji staje wiele przeszkód, w tym wspomniane obowiązki domowe, konieczność opieki nad młodszym rodzeństwem, kwestie związane z menstruacją, ale także nie mniej ważne zagadnienia kulturowe. Wiele nastolatek opuszcza szkołę, aby wcześnie wyjść za mąż i finansowo wspomóc swoją rodzinę, część z własnej woli, inne – za namową najbliższych. Dlatego, widoczna już na poziomie podstawówki nierówność w liczbie uczniów i uczennic, dramatycznie się pogłębia na dalszych etapach nauki. Ta ogromna strata stanie się w pełni widoczna (i odczuwalna) w kolejnych dekadach.
Wirusowe zapalenie edukacji
Jak widać, pandemia w sferze edukacyjnej najmocniej uderzyła właśnie w tych, którzy już wcześniej mierzyli się z wieloma trudnościami, aby do szkół uczęszczać.
Przyspieszające zmiany klimatu wywołujące katastrofy naturalne, trudna sytuacja gospodarcza, trwające konflikty zbrojne, kulturowe uwarunkowania – to wszystko sprawiało, że edukacja w wielu krajach jest nie prawem, a przywilejem.
Wiele organizacji od dekad pracowało nad tym, aby tę sytuację zmienić, z dobrym skutkiem. Jednak zamknięcie szkół przez restrykcje związane z koronawirusem wstrzymało postęp, jaki się dokonał w tej kwestii.
We wschodniej Ukrainie, gdzie pomaga Polska Akcja Humanitarna, aż 60% dzieci było wyłączonych z systemu edukacji z uwagi na brak możliwości pobierania nauki w sposób zdalny. Jak w soczewce zebrały się tu problemy znane także wielu krajom Globalnego Południa. Nauczyciele nie byli przygotowani do prowadzenia takich zajęć, nie mieli też często niezbędnego sprzętu lub odpowiednio silnego połączenia internetowego. Uczniowie z kolei, nawet jeśli dysponowali komputerem i połączeniem z siecią, często musieli korzystać z nich w kilka osób lub nie miało do niego dostępu z uwagi na pracę rodziców.
Pandemia odebrała jednak wielu dzieciom nie tylko szansę na edukację na wiele miesięcy – a mówi się już, że średnio uczniowie na całym świecie stracili 60 dni nauki, których już raczej nie odzyskają. Zamknięcie szkół odebrało im także szalenie istotną szansę na zaszczepienie się na choroby, którym w łatwy sposób można zapobiec, na badania okresowe, które mogą im uratować zdrowie lub życie, na jeden solidny posiłek w ciągu dnia. Na rozmowę z psychologiem, terapeutą, na zdobycie wiedzy z zakresu higieny, bezpieczeństwa, jak i cennych umiejętności interpersonalnych, płynących z kontaktu z rówieśnikami. Wreszcie na realizowanie swoich sportowych, artystycznych, naukowych czy aktywistycznych pasji.
Zamknięte szkoły to dramat dla dzieci Globalnego Południa. To cios w wieloletnie starania, aby wyrównać szanse rozwojowe nowych pokoleń i niezaprzeczalny uszczerbek na globalnym potencjale.
Pandemii nie da się odwrócić, jednak należy zrobić wszystko, aby więcej dzieci nie utraciło możliwości rozwoju, samorealizacji i przełamywania cyklu dziedzicznego ubóstwa. Jeśli na to pozwolimy, przyczynimy się, chociażby pośrednio, do zamrożenia ogromnego potencjału drzemiącego w młodych ludziach – którzy są przecież naszą przyszłością.
Działania Polskiej Akcji Humanitarnej, w tym te zmierzające do zwiększania dostępu do wody i sanitariatów w szkołach, można wspierać na: https://www.pah.org.pl/wplac/.