Od jakiegoś czasu socjologowie i badacze społeczni wskazują na problem ogromnej ilością grodzonych osiedli, które zbudowano w Polsce, a szczególnie w Warszawie i innych dużych miastach, w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Niedawną sensacyjną wieść o mieszkańcach pewnego osiedla, którzy zbuntowali się przeciw developerom i postanowili zlikwidować płoty i bramy oddzielające ich od przestrzeni miejskiej, można potraktować jak jaskółkę, która wiosny raczej nie czyni.
Ale może zamiast narzekać, warto sobie przypomnieć, że kiedyś
mieszkańcy Warszawy wzięli sprawy w swoje ręce i stworzyli zupełnie
inną, dziś nieco zapomnianą, tradycję budowania mieszkań, która u
podstaw miała otwarcie na świat zewnętrzny i tworzenie, a nie
zrywanie więzi społecznych. A zaczęło się prawie 100 lat
temu…
Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa została założona 11 grudnia
1921 r. przez grupę działaczy społecznych związanych ze związkami
zawodowymi i spółdzielczością robotniczą. Jej celem, zgodnie
z zapisem w statucie, było „Dostarczanie członkom do użytkowania
tanich, zdrowych i odpowiednio urządzonych mieszkań drogą
samopomocy zbiorowej oraz przy poparciu instytucyj państwowych,
komunalnych i społecznych”. Mieszkania miały być przeznaczone w
przeważającej większości dla robotników, co miało ich uwolnić od
„wyzysku kamieniczników”. Sytuacja mieszkaniowa w stolicy była
wówczas dramatyczna. Nie było ani za co, ani z czego budować.
Sprawę pogarszał wysoki przyrost naturalny i napływ do miasta
ludności wiejskiej.
Za teren do realizacji celu Warszawskiej Spółdzielni
Mieszkaniowej miał posłużyć Żoliborz – peryferia przedwojennej
Warszawy. W 1924 roku WSM uzyskała pierwszą działkę pod zabudowę
ograniczoną ulicami: Krasińskiego, Mickiewicza, Tucholską, Pl.
Żeromskiego (dzisiejszy plac Wilsona). Budynki mieszkalne I
Kolonii Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zostały oddane do
użytku w październiku 1928 roku. Budowa poszczególnych kolonii
finansowana była z pożyczek udzielonych przez Bank Gospodarstwa
Krajowego, Komitet Rozbudowy m.st. Warszawy, włoski bank Banca
Commerciale Italiana, oraz przez Towarzystwo Osiedli Robotniczych i
umowy ze związkami zawodowymi.
Następne kolonie WSM na Żoliborzu powstawały etapami. Prosta
architektura domów mieszkalnych była dziełem znanych awangardowych
architektów tamtych czasów, m.in. Brunona Zborowskiego czy
Stanisława i Barbary Brukalskich. Do 1939 r. na terenie wszystkich
WSM-owskich osiedli (już nie tylko na Żoliborzu, ale także na
Rakowcu i Kole) zbudowano 3135 izb mieszkalnych.
WSM-owskie mieszkania były małe, ale dla stołecznych robotników
gnieżdżących się w przeludnionych wówczas lokalach w innych
częściach miasta stanowiły obiekt marzeń. Działaczom Spółdzielni
nie wystarczyło bowiem, że zbudowali mieszkania „tanie, zdrowe i
odpowiednio urządzone”, w dodatku zaprojektowane przez najlepszych
architektów. Dorzucili do tego bardzo bogaty program społeczny,
dzięki któremu między blokami powstawały przedszkola, łaźnie,
pralnie i domy kultury. Na terenie V kolonii WSM na ul. Suzina
powstał Teatr imienia Stefana Żeromskiego, który był kierowany
społecznie przez Irenę Solską. Potem w tej samej sali funkcjonowało
kino „Tęcza”.
Wszystko to składało się na coś znacznie więcej niż osiedle z
tanimi mieszkaniami dla ubogich robotniczych rodzin. Chyba
najlepiej to, czym w istocie był WSM, oddał znany warsawianista
Jerzy S. Majewski:
„Przedwojenny WSM tworzył własny mikroświat. Nie za wielki.
Sprawny. Ludzie się tu znali, potrafili ze sobą współpracować,
rozumieli ideę samorządności i ogromu możliwości, jakie ona daje. A
przede wszystkim byli aktywni.”
Przed wojną dzięki działaniom WSM-u udało się zapewnić
mieszkanie ponad 5 tysiącom osób. Po wojnie zaczęto odbudowywać
zniszczone kolonie, a mieszkania zapełniły się nowymi lokatorami,
jednak przekrój społeczny mieszkańców był już zupełnie inny.
Jarosław Abramow Newerly w książce „Lwy mojego podwórka” o swoim
domu przy ul. Krasińskiego 16 pisał: „Mało który dom może się
pochwalić tak wieloma osobistościami: politykami, naukowcami i
artystami. I taką liczbą ukrywających się w czasie wojny Żydów.
Żoliborskie »Szklane Domy« WSM-u były pod tym względem swoistą oazą
i w nieludzkich czasach z człowieczeństwa zdały egzamin na
piątkę”.
Duża część budynków zbudowanych przez WSM stoi do dziś, a spacer
w okolicach placu Wilsona odkryje przed tym, kto ciekawy,
pozostałości po dorobku przedwojennych działaczy, którzy budowanie
domów traktowali jak misję społeczną, a takie słowa jak
„mieszkanie” czy „osiedle” nie były dla nich synonimem czystego
zysku, ale dbałości o miejsce, w którym się żyje, nie tylko będąc
zamkniętym we własnych czterech ścianach , ale też, a może przede
wszystkim – z innymi.
Źródło: inf. własna