– Każdy, kto pierwszy raz przychodzi na trening mówi: o rany, przecież to są osoby na wózkach, oni się pozabijają! – mówi Dominik Wietrak, prezes Warszawskiego Stowarzyszenia Rugby na Wózkach. Rugbiści z Four Kings do sportu podchodzą bardzo poważnie. Kiedy trzeba, potrafią jednak wrzucić na luz i zatańczyć na Centralnym.
– W dość młodym wieku miałem wypadek. Doznałem porażenia czterokończynowego, usiadłem na wózku – tak zaczyna swoją opowieść Tomasz Biduś, zawodnik reprezentacji Polski w rugby na wózkach. – Miałem w tym czasie dość dużo ludzi wokół siebie, którzy podsuwali mi wiele pomysłów na życie. Nie straciłem dużo czasu na borykanie się z tym, co się stało. Dość szybko „stanąłem na nogi”. Przepustką do nowego życia okazał się sport.
Nigdy nie schodzą z pudła
Tomasz Biduś to silne ogniwo warszawskiej drużyny Four Kings. Zaczynał jako zwykły zawodnik, później został kapitanem. Od czterech lat jest grającym trenerem drużyny. Zawodnicy Four Kings początkowo funkcjonowali pod skrzydłami Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. Z czasem, gdy drużyna powiększała się, rosło jej zapotrzebowanie oraz chęć profesjonalizacji, jej członkowie postanowili utworzyć własną organizację – Warszawskie Stowarzyszenie Rugby na Wózkach.
Z roku na rok na treningi Four Kings’ów przychodzi coraz więcej osób. Od 2008 roku liczebność drużyny wzrosła aż trzykrotnie. Obecnie liczy ona 24 zawodników i jedną zawodniczkę. – Nasz najsilniejszy zespół to wielokrotni mistrzowie Polski. Praktycznie nigdy nie schodzimy z pudła, zawsze mamy jakieś miejsce na podium – podkreśla Dominik Wietrak, prezes Stowarzyszenia. – Sześciu zawodników naszego klubu wchodzi w skład reprezentacji Polski. Na mistrzostwach Europy zajęliśmy 5. miejsce. Nasi zawodnicy grali również na mistrzostwach świata w Vancouver, gdzie zajęliśmy bardzo wysokie 8. miejsce.
Dziś największą bolączką klubu jest hala treningowa. – Parkiet jest dość zdezelowany, a wymiary hali są niewiele większe od samego boiska. Nie możemy rozpędzić się i wyjechać za linię, bo zaraz za nią jest ściana. Na razie nie stać nas jednak na wynajem większej hali – przyznaje Dominik Wietrak.
Piłką do siatkówki na boisku do koszykówki
Rugby na wózkach to sport dla osób z porażeniem czterokończynowym. Jedna drużyna liczy czterech graczy. Zawodnicy klasyfikowani są względem punktacji medycznej. Specjalna komisja ocenia sprawność każdego z zawodników, przypisując mu określoną liczbę punktów – od 0,5 do 3,5. Zawodnik 4-punktowy jest zbyt sprawny i nie może startować w zawodach. Suma punków wszystkich czterech zawodników drużyny może wynieść maksymalnie 8. Zawodnicy dzielą się na ofensywnych i defensywnych. W ataku grają zazwyczaj ci sprawniejsi. Punkt zdobywa drużyna, której zawodnik wraz z piłką przejedzie linię bramkową przynajmniej dwoma kółkami wózka.
Rugby na wózkach to niezwykle widowiskowa dyscyplina. Zderzenia, które na pozór wyglądają bardzo boleśnie, są rutynową zagrywką. Nierzadko dochodzi także do wywrotek. – Każdy, kto pierwszy raz przychodzi na trening, mówi: o rany, przecież to są osoby na wózkach, oni się pozabijają! – opowiada Dominik Wietrak. – Owszem, w tej dyscyplinie jest dużo kontaktu, dużo zderzeń, zdarzają się także wywrotki, ale wbrew pozorom to jeden z najbezpieczniejszych sportów. Zawodnicy są przypięci do wózków, dzięki czemu nie mogą z nich wypaść. Same wózki są dobrze obudowane, ryzyko jakiegokolwiek urazu jest więc niewielkie.
Nie tylko męskie igrzyska
Rugby na wózkach to sport także dla kobiet. W Polsce jest jednak niewiele zawodniczek, które uprawiają tę dyscyplinę. Jedna z nich – Katarzyna Mielczarek – gra w warszawskiej drużynie Four Kings. – Wiele lat temu zaliczyłam nieudany skok do basenu na główkę. Od tego czasu poruszam się na wózku. Sport pomaga mi poprawiać swoją sprawność fizyczną. W parze z nią idzie również kondycja psychiczna. To taki powrót do społeczeństwa – zaznacza.
Jak sama zapewnia, do treningów podchodzi bardzo poważnie. – Zdaję sobie sprawę, że chłopcy bardzo się starają, więc nie mogę sobie odpuszczać. – Koledzy traktują Panią ulgowo? – No, niestety nie bardzo… Jakiś czas temu prosiłam ich, żeby tak mocno się ze mną nie zderzali, ale dla nich to jest największa frajda.
Performance na Centralnym
Zawodnicy Four Kings nie ograniczają się wyłącznie do treningów. Angażują się w różnego rodzaju akcje happeningowe, mecze plenerowe oraz prelekcje dla uczniów, podczas których przestrzegają przed wypadkami i opowiadają, jak poradzić sobie z powypadkową traumą. W grudniu rugbiści wzięli udział w akcji artystycznej na Dworcu Centralnym. Wydarzenie było częścią festiwalu re:wizje, organizowanego przez Fundację Impact.
– Planując zeszłoroczne re:wizje sztuki szukałam pomysłu na przedsięwzięcie taneczne w przestrzeni miejskiej – wspomina Agata Etmanowicz, wiceprezeska Fundacji Impract oraz współzałożycielka Fundacji Polska Bez Barier. – Spotkałam się z Pauliną Święcańską, choreografką, która od lat z nami współpracuje. Wspomniała, że chciałaby zrobić projekt z mężczyznami – sto procent testosteronu! Do głowy przyszła mi szalona myśl, aby na potrzeby festiwalu zrealizować projekt łączący tencerki i chłopaków z Four Kings. Paulina natychmiast kupiła ten pomysł. Problemem pozostało tylko to, jak do tańca namówić rugbistów. Umówiliśmy się z Dominikiem, prezesem Stowarzyszenia, że nie będziemy używać słów „taniec” ani „akcja artystyczna”. Dozwolone było jedynie sformułowanie „flash mob”.
Dla zawodników Four Kings „akcja artystyczna” była okazją, by przybliżyć przypadkowym osobom problematykę ludzi z niepełnosprawnością oraz by pokazać, że istnieje coś takiego jak rugby na wózkach. Długo nie trzeba było ich więc namawiać.
– Z głośników wybrzmiało „I Love Rock‘n’Roll” – wspomina Agata Etmanowicz. – Zebrało się wielkie koło obserwatorów, przyjachały rodziny, znajomi, zatrzymywali się podróżni. Wyzwoliła się pozytywna energia. Ludzie zaczęli klaskać w rytm muzyki. Wiele osób było wzruszonych, część płakała. A ja? Ja byłam po prostu zachwycona. Udało się!
Głodni zwycięstwa
– Co taki sport daje osobie z niepełnosprawnością? – pytam Tomasza Bidusia, trenera Four Kings’ów.
– Sport jest przydatny nie tylko osobom z niepełnosprawnościami – odpowiada. – W naszym przypadku są jednak dodatkowe aspekty, które przemawiają za tym, że warto to robić. Osoba po wypadku, który odbiera jej sprawność wszystkich kończyn, chwilowo traci sens życia. Wszystko wywraca się do góry nogami. Siedzi w domu i próbuje na nowo odnaleźć swoją życiową drogę. Sport może być dla niej powrotem do normalności, pretekstem do wyjścia z domu, do spotkań z ludźmi. Poza tym, to także fantastyczna przygoda, rywalizacja, splendor, chwała i smak zwycięstwa…
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)