Chodząc po mieście, nie myślisz o wielu przeszkodach, które dla innych są nie do pokonania. Wybraliśmy się więc na spacer z naszymi przewodnikami, by zacząć więcej rozumieć i więcej widzieć.
– Kiedy ludzie przychodzą do nas na szkolenia, to po ich odbyciu mówią: „nasz świat już nie jest taki sam – ciągle chodzę, oglądam toalety, schody i windy” – śmieje się Małgorzata Peretiatkowicz z Fundacji TUS, która razem z Dominikiem Rymerem, reprezentantem Polski w rugby na wózkach, oprowadza nas po Ursynowie. Towarzyszy nam także Kankan, pies asystujący Dominika. – To dobrze, że zaczynają inaczej patrzeć na rzeczywistość, bo buduje to społeczną wrażliwość na sytuację osób niepełnosprawnych – dodaje.
Po spacerze też już inaczej postrzegam otoczenie.
W nowej dzielnicy
Ot, choćby taki Urząd Dzielnicy Ursynów, od którego zaczynamy spacer (tuż przy stacji metra Imielin), to akurat wyjątkowo dobry przykład. Budynek jest zresztą jubileuszowy, bo to dziesięciotysięczny obiekt w Niepełnosprawniku, bazie miejsc dostępnych dla osób o różnego rodzaju niepełnosprawności. Ale i tu nie jest aż tak różowo: o ile dla Dominika, który na Ursynowie mieszka, załatwienie dowolnej sprawy w urzędzie dzielnicy nie jest żadnym problemem; o ile także dla osób głuchych istnieją tu udogodnienia, o tyle niewidomi natkną się znów na wszechobecne i nieprzystosowane do ich potrzeb systemy kolejkowe.
Nie zabawiliśmy tu długo, bo pogoda była wyjątkowo spacerom sprzyjająca.
Czemu jednak spotkaliśmy się akurat tutaj? – Na Ursynowie spotykamy się z dwóch przyczyn – tłumaczy Peretiatkowicz. – Po pierwsze, Dominik tu mieszka, więc dobrze zna okolicę. Po drugie zaś, Ursynów jest nową dzielnicą, dzięki czemu w dużej mierze jest przystosowany do potrzeb osób na wózkach, co da nam dużą swobodą spaceru.
Słowem: wszystkie problemy, na które natkniemy się przez cały spacer, i tak są niewielkie w porównaniu z tymi, które można spotkać w innych dzielnicach.
A jednak na przeszkody się natykamy.
Przestrzeń dla wszystkich
Daleko nie musimy szukać. Przewodnicy zwracają nam uwagę na rzeczy, których sami na co dzień nie dostrzegamy. Droga dla rowerów i chodnik nieróżniące się od siebie niczym poza kolorem (a więc brak jakiegokolwiek sygnału dla osób niewidomych, niedowidzących czy po prostu zamyślonych). Kawałek chodnika w kolorze ścieżki (jak wyżej). Słupki przy przejściu dla pieszych, między którymi nie zmieści się duży wózek elektryczny. To wszystko na przestrzeni jednych pasów prowadzących przez Komisję Edukacji Narodowej – spod urzędu dzielnicy pod Multikino.
– Ma też oczywiście swój wymiar praktyczny. Dzięki niemu Dominik wie, do której knajpy jest w stanie się dostać – tłumaczy Peretiatkowicz. – Na Ursynowie może pójść praktycznie do każdej, chyba że chce móc skorzystać z łazienki, wtedy wybór ma ograniczony.
Przestrzeń kompromisów
Audytorzy i audytorki Niepełnosprawnika chodzą i mierzą więc najróżniejsze obiekty. Postanawiamy sprawdzić – dla przykładu – czy w Multikinie toaleta jest przystosowana do potrzeb osób na wózkach. Bez problemu dostajemy się do łazienki zlokalizowanej w strefie biletowej, pomimo braku wejściówek. – Wózek ma pewną magię, która otwiera trochę drzwi – komentuje Peretiatkowicz.
Łazienka dla niepełnosprawnych jest, ale nie spełnia wszystkich wymagań dotyczących wymiarów miejsca do manewrowania i dostępu do umywalki. To, że ktoś mówi, że coś jest dostosowane, nie znaczy jeszcze, że tak rzeczywiście jest. – Jestem stosunkowo sprawny i dałbym sobie tu radę, ale wiele osób nie miałoby możliwości skorzystać z tej łazienki bez pomocy – tłumaczy Rymer. W kinie to i tak najmniejszy problem – znacznie większym jest brak odpowiednio przystosowanych sal, w których film trzeba oglądać z pierwszego rzędu. Po dziesięciu minutach oglądania nie myśli się o filmie, tylko o bolącym karku.
Idziemy też obejrzeć stację metra. Osobie sprawnej droga ta zajmuje chwilę. Ale ponieważ Imielin jest jedną z kilku stacji, które wciąż nie doczekały się windy wyjeżdżającej na poziom ulicy, musimy się do niej przedostać naokoło. I tak dobrze, że pojawił się chodnik, którego jeszcze parę lat temu nie było, bo inaczej musielibyśmy ponownie przechodzić przez KEN. Mimo to wesoło nie jest, gdyż długi i stromy podjazd nie ma żadnych wypłaszczeń, na których można byłoby zatrzymać wózek i odpocząć. Dodajmy jeszcze, że pracownicy metra nie są przeszkoleni w zakresie tego, jak pomagać i asekurować osoby niepełnosprawne.
Zjeżdżamy windą na poziom peronu. Tam okazuje się, że przestrzeń publiczna to także przestrzeń kompromisów, gdyż kontrasty czy bąbelki – oznaczające koniec peronu – tak niezbędne dla osób niewidomych, utrudniają nieco życie wózkom, gdyż nie pozwalają się rozpędzić przy wjeździe do wagonu. Odległość między składem a peronem jest zaś wystarczająco duża, by być problematyczna. A metro to i tak najlepiej dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych środek transportu.
Codzienność osób niepełnosprawnych
Wychodząc z metra na drugą stronę KEN, ponownie trafiamy na podjazd – jeszcze dłuższy i jeszcze bardziej stromy, również pozbawiony płaskich odcinków. Poradzenie sobie z nim jest dużym wysiłkiem nawet dla Dominika, który jest przecież sportowcem, występującym w jednej z najlepszych polskich drużyn w rugby na wózkach, a więc w Four Kings Warszawa, uczestnikiem mistrzostw Europy.
– Czy jako osoba niepełnosprawna miałbyś coś przeciwko temu, gdybym podszedł do ciebie i spytał, czy cię nie podepchnąć? – pytamy.
– Fajnie jest zapytać – odpowiada Rymer. – Gorzej, jeśli ktoś podchodzi i pomaga bez ostrzeżenia: wtedy nie wiem, co się ze mną dzieje, nie wiem też, czy pomoże mi w odpowiedni sposób. Przykładowo, niektóre osoby chwytają mnie za ramiona, co jeszcze utrudnia sytuację, bo jestem sparaliżowany od klatki w dół i jeśli ktoś mnie popchnie, składam się jak scyzoryk.
Kiedy już pokonujemy podjazd, okazuje się, że do Komisji Edukacji Narodowej dostać się musimy ponownie naokoło, przez parking. Ciężko sobie to wyobrazić, ale odwiedzenie dwóch budynków, przejście przez ulicę oraz zejście na peron metra, zajęło nam 45 minut. Tak wygląda codzienność osób niepełnosprawnych.
Kataklizm w sklepie z butami
Ruszamy drogą wzdłuż KEN w stronę metra Stokłosy. Chodnik i ścieżka rowerowa dość często przecinają się ze sobą, tylko w niektórych miejscach odróżniając się od siebie fakturą. – Ostatnio mój niewidomy kolega szedł Świętokrzyską po ścieżce rowerowej, nie zdając sobie z tego sprawy – opowiada Peretiatkowicz. – Pewien przeuroczy człowiek podszedł i powiedział: „jest pan na ścieżce rowerowej, przeprowadzę pan”. Kolega się ucieszył. A na koniec usłyszał: „a teraz niech pan uważa na donice”. Tak właśnie tworzymy przestrzeń – wzdycha.
Droga upływa nam na rozmowach o chodnikach i ławkach. Najbliższa z nich w niewielkim stopniu nadaje się dla osób mniej sprawnych – jest po prostu za niska i obdrapana. Starsza osoba z niej też nie wstanie, a może nawet nie zdecydować się na niej usiąść, zaś niewidomy, próbując wyczuć, gdzie ma usiąść, wbije sobie przynajmniej kilka drzazg. To wszystko, jak przekonują nasi przewodnicy, wynika z braku refleksji. – To, co jest oczywiste dla mnie, nie jest oczywiste dla osób w innej sytuacji – tłumaczy Peretiatkowicz. – Zakładanie, że wszyscy posługujemy się jednym kodem, jednym sposobem postępowania, nie zawsze gwarantuje sukces.
Dostosowywanie przestrzeni do potrzeb osób mniej sprawnych wydaje się jednak koniecznością w obliczu starzenia się społeczeństwa – niedługo większość z nas będzie się wolniej poruszać, słabiej słyszeć, gorzej widzieć i ciszej mówić.
Wchodzimy jeszcze do okolicznego centrum handlowego, w którym – jak i w innych – królują „potykacze” i stoiska na wyspach, a więc pojawiające się znikąd koszmary osób niewidomych. Dominik przyznaje, że kupienie ciuchów czy książek sprawia mu kłopot. A i tak jego wózek jest stosunkowo nieduży i zwrotny. – Najgorzej jest w sklepach z butami i w księgarniach, w których zrzucenie jednej rzeczy powoduje często kataklizm – opowiada.
Idzie ku dobremu
Na koniec spaceru wchodzimy do znajdującej się w centrum handlowym przychodni, by obejrzeć w nim toaletę dla niepełnosprawnych. Toaleta jest pięknie przystosowana, chociaż niepokój pielęgniarek wzbudza Kankan, który jest jednak psem asystującym, a więc – ubrany w odpowiednią kamizelkę – ma prawo wstępu wszędzie. Nie zawsze jest to jednak oczywiste. Rymer wygrał już sprawę w sądzie, gdy wyproszono go z restauracji. – Bardzo pomaga mi w funkcjonowaniu. Jeśli spadnie mi jakaś rzecz: portfel, rękawiczka, długopis, jest w stanie mi go podać – tłumaczy. – Pomaga w noszeniu zakupów, przyciąga wózek, kiedy odjedzie od samochodu.
Na szczęście, sytuację udaje się wyjaśnić pomimo braku znajomości przepisów wśród personelu.
Ostatecznie bowiem idzie ku lepszemu. Mimo wszystkich przeszkód, które napotkaliśmy, a o których sprawni ludzie na co dzień nawet nie myślą, nie zdając sobie sprawy z ich uciążliwości, nasi przewodnicy przekonują, że jeszcze piętnaście lat temu nie zrobilibyśmy sobie nawet takiej wycieczki, bo nie byłoby gdzie jej odbyć. – Zmieniło się mnóstwo – kończy oprowadzanie Peretiatkowicz. – Myślenie, nastawienie i sama dostępność. Wykonano w tym celu bardzo dużo pracy, nawet jeśli nie zawsze najmądrzej i najlepiej. Ale tak buduje się wrażliwość.
Wracając we dwóch do metra Imielin, już inaczej widzimy przestrzeń. Dominik i Małgosia, którzy postanowili pojechać metrem ze Stokłos, udali się między bloki. Gdzieś tam, daleko od KEN, jest pochylnia. Bez wypłaszczeń.
Zobacz więcej zdjęć ze spaceru: Pozarządowy spacer z Fundacją TUS
Dominik Rymer – instruktor aktywnej rehabilitacji pracujący na rzecz osób niepełnosprawnych, trener szkolący m.in. personel medyczny, przygotowywał i prowadził szkolenie „Biblioteka – miejsce bez barier”. Skutecznie działa na rzecz aktywizacji i samodzielności osób niepełnosprawnych.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)