MAZGAJSKA: Ponieważ pomysł kupowania stacji pomiaru powietrza przepadł w głosowaniu na Radzie Warszawy, mieszkańcy wpadli na pomysł, by zakup tych stacji zgłosić w ramach Budżetu Partycypacyjnego. Ale i tu napotkali na opór.
Właściwie nie potrafię już odtworzyć z pamięci splotu wypadków, które spowodowały, iż nagle moja działalność społeczna, dotycząca ochrony drzew, rozszerzyła się o kwestie walki o lepszą jakość powietrza w Warszawie. Z całą pewnością powodem tego jest fakt, iż na chwilę obecną nie ma istotniejszego zagadnienia, nad którym powinien pochylić się warszawski samorząd. Zapewne dlatego nasza grupa aktywistów zajmująca się tym tematem liczy obecnie kilkadziesiąt osób i stale rośnie.
Władze bagatelizują problem
Jakość powietrza w Warszawie jest katastrofalna – z roku na rok zwiększa się liczba dni w roku, w których odnotowywane są przekroczenia norm powietrza. Od kwietnia 2015 roku w Śródmieściu Warszawy obowiązywał alert II stopnia. Zadziwiające, iż opinia publiczna nie była o nim skutecznie poinformowana. Zarówno władze miasta stołecznego Warszawy, jak i Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, bagatelizują warszawski smog. Wydaje się, iż jedynym sposobem walki władz z problemem jest ukrywanie go – maleje liczba stacji pomiaru powietrza. Nie wiadomo, dlaczego niektóre istniejące – na przykład przy ulicy Kruczej – stoją nieużywane. Nie wiemy, czym powodowane są przerwy w wyświetlaniu dobowych emisji zanieczyszczeń i czy te dane istnieją i są rejestrowane. Aplikacja GIOŚ – reklamowana jako jedyna wiarygodna – jak się okazało, wyświetla nieprawdziwe dane. Ministerstwo Środowiska po uwagach aktywistów potwierdziło, że jest wadliwa.
W Warszawie aktywnie działa tylko pięć stacji pomiaru powietrza, a więc jedna stacja przypada na około 100 km2, podczas gdy w innych europejskich miastach liczba ta sięga stu (jedna przypada na 15 km2, lub nawet na 1,5 km2).
Komu zależy na powietrzu?
Ironią losu, sesja Rady Warszawy, na której rządząca Platforma Obywatelska odrzuciła poprawkę w budżecie na rok 2016, dotyczącą zakupu kilku stacji pomiaru powietrza, zbiegła się w czasie z dniem pozwania Polski przed Trybunał Sprawiedliwości przez Komisję Europejską – właśnie za złą jakość powietrza, która zdaniem Komisji stwarza zagrożenie dla zdrowia publicznego. Wydaje się, iż KE bardziej zależy na zdrowiu Polaków, niż polskiemu rządowi.
Oczywiście, możemy pocieszać się, że w na przykład w Delhi jest gorzej i życie tam jest porównywane do życia w komorze gazowej. Jednak już radość, że w Krakowie mają gorzej, może być krótkotrwała, gdyż są dni, kiedy jakość powietrza w stolicy jest gorsza od tej w Krakowie. Poza tym Kraków wdraża wiele działań mających na celu poprawę jakości powietrza – kupuje stacje pomiaru dla WIOŚ, uchwaliło ustawę o bezpłatnej komunikacji, dofinansowuje wymianę pieców na nowocześniejsze. Z kolei dyrektor Biura Ochrony Środowiska m.st. Warszawy jeszcze dwa miesiące temu przekonywał radnych, że „ochrona powietrza nie jest zadaniem samorządu warszawskiego”. Jeśli urząd nie posiada nawet świadomości, iż ma wdrażać obowiązujące od 2007 roku programy ochrony powietrza – trudno liczyć na efekty.
Ciekawe jest również to, iż w tym samym kraju jedno miasto (Kraków) może kupić stacje pomiaru powietrza, zaś inne (Warszawa) twierdzi, iż nie może tego zrobić. Warto przypomnieć, iż Warszawa dysponuje rocznym budżetem około 14,5 miliarda złotych, zaś koszt zakupu pięciu stacji to kwota rzędu 1,5 miliona. W budżecie Warszawy na ochronę powietrza przeznaczono ostatecznie na ten rok 500 tysięcy złotych. Dla porównania – na remont siedziby Sinfonia Varsovia – 280 milionów.
Niechętni oddolnej inicjatywie
Ponieważ wiceprezydent Warszawy, Michał Olszewski, bardzo negatywnie odniósł się do pomysłu kupowania stacji, co wyraził publicznie słowami: „proszę nie zmuszać nas do kupowania stacji monitoringu powietrza”, a sam pomysł przepadł w głosowaniu na Radzie Warszawy, mieszkańcy wpadli na pomysł, by zakup tych stacji zgłosić w ramach Budżetu Partycypacyjnego.
Naszym zdaniem miałoby to sens jednak tylko wtedy, gdyby zakupione stacje były włączone w ogólnopolską sieć monitoringu powietrza (ich pomiary byłyby dostępne na stronach internetowych WIOŚ i w aplikacjach na telefon). Przed złożeniem projektu postanowiliśmy dopytać Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska, jakie konkretnie modele stacji spełniałyby oczekiwania urzędu i czy podjąłby się ich podłączenia i obsługi. Udzielona odpowiedź dobitnie świadczyła o niechęci WIOŚ do całego pomysłu. Poinformowano nas, że problemem nie jest liczba stacji, lecz brak działań mających na celu poprawę powietrza ze strony samorządów oraz że WIOŚ nie dysponuje środkami na obsługę kolejnych stacji. Nie padły żadne kwoty, które można by wpisać do kosztorysu projektu. Urząd, który byłby zainteresowany darem, wykazałby jakąś chęć wyjścia nam naprzeciw, zaproponowałby, że wystąpi o dodatkowe etaty, poda kwoty potrzebne do obsługi stacji, będzie wnioskował o zwiększenie budżetu na WIOŚ… Udzielona odpowiedź zniechęciła mnie do składania projektów. Okazało się jednak, że w mieście jest wiele osób o większej determinacji. Zgłosiły się do mnie. Utworzyliśmy nieformalny zespół merytoryczny i udzielamy sobie pomocy przy pisaniu wniosków do Budżetu Partycypacyjnego. Osobiście najbardziej podoba mi się pomysł umieszczenia stacji monitoringu powietrza na dziedzińcu Ratusza na Placu Bankowym. Czy wtedy pani prezydent zacznie zamykać okna?
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23