Warszawskie Centra Lokalne. Czy urzędnicy nadążą za mieszkańcami?
STOKŁUSKA: Nareszcie w Warszawie znalazły się wola oraz konkretne środki finansowe, by rozwijać centra lokalne. Na sam proces dyskusji nad nimi warto jednak spojrzeć krytycznie i potraktować go jako lekcję na temat tego, jak dalej działać w tym obszarze.
Nareszcie w Warszawie znalazły się wola oraz konkretne środki finansowe, by rozwijać centra lokalne. W mieście tej wielkości stworzenie miejsc, które będą realizować istotne funkcje społeczno-gospodarcze w przyjaznej ludziom przestrzeni publicznej i w bliskości ich miejsca zamieszkania, jest czymś bardzo potrzebnym. Dowodem na to, jak bardzo trafiony jest to pomysł, może być aktywność licznych grup sąsiedzkich, które włączyły się w zeszłoroczny proces dyskusji o Warszawskich Centrach Lokalnych. Na sam ten proces, który wiceprezydent Olszewski pochwalił jako „bardziej demokratyczny i partycypacyjny” niż podobne działania prowadzone w Nowym Jorku w czasach burmistrza Bloomberga, warto jednak spojrzeć krytycznie i potraktować go jako ważną lekcję na temat tego, jak dalej działać w tym obszarze.
Wąskie granice partycypacji
Proces wypracowania metodologii tworzenia centrów lokalnych oraz wyboru miejsc do pilotażowych realizacji prowadzony był na zlecenie Urzędu Miasta przez Oddział Warszawski Stowarzyszenia Architektów Polskich, we współpracy z ekspertami od kwestii społecznych. Od początku miał uwzględniać udział mieszkańców i lokalnych aktywistów, ale w praktyce ta partycypacyjność miała dość wąsko zakreślone granice i zaszkodził jej brak przemyślanych działań promocyjnych oraz koordynacji poczynań SARP i doświadczeń Centrum Komunikacji Społecznej, jeśli chodzi o docieranie do mieszkańców z podobnymi zaproszeniami.
Teoretycznie każdy mógł zgłosić swoją propozycję centrum lokalnego. Zorganizowano sześć otwartych spotkań, na których najpierw dyskutowano o definicji CL, a następnie zaproszeni aktywiści prezentowali swoje pomysły na takie centra w poszczególnych dzielnicach. Ich dopełnieniem była wirtualna mapa lokalizacji dla potencjalnych centrów. Na końcowym etapie prac, eksperci analizowali zgłoszone propozycje i ostatecznie dokonali wyboru dziesięciu lokalizacji pilotażowych.
Tylko dla aktywnych?
W całym procesie zabrakło niestety skutecznego wyjścia z inicjatywą do szerokich grup mieszkańców różnych dzielnic – począwszy od informowania, aż po organizację wszystkich spotkań w tej samej lokalizacji. Spotkania odbywały się w Muzeum Pragi – miejscu przyjaznym, ale jednak odległym z perspektywy na przykład mieszkańców Bemowa czy Wilanowa, którzy mieliby przebijać się na takie wieczorne wydarzenie przez pół Warszawy. Biorąc pod uwagę, że kolejne spotkania były poświęcone rozmowom o różnych częściach miasta, można było zorganizować choć jedno po lewej stronie Wisły, by bliżej miały na nie osoby z zachodnich dzielnic. Słabo wyglądała też promocja – nie zaangażowano w nią w widoczny sposób ani urzędów dzielnic, ani funkcjonujących już kanałów komunikacyjnych CKS-u. Na spotkaniach dominowały osoby już bardzo aktywne, którym łatwo było samodzielnie dotrzeć do informacji o takiej inicjatywie. Na spotkaniu, na którym planowana była rozmowa o pomysłach na centra lokalne w Ursusie, byłam jedyną mieszkanką tej dzielnicy obecną na sali. A przecież istnieją tam lokalne stowarzyszenia, działa DKDS, są grupy aktywnych mieszkańców, którzy faktycznie angażują się w życie tej dzielnicy – na pewno można było wcześniej do nich dotrzeć. I skoordynować kalendarz z urzędem dzielnicy, który w tym samym dniu zaplanował posiedzenie dzielnicowego zespołu ds. budżetu partycypacyjnego, w którym bierze udział wielu lokalnych aktywistów.
Partycypacyjny wymiar tego jednak dość eksperckiego u swoich podstaw procesu „uratowali” sami mieszkańcy: informacje roznosiły się pocztą pantoflową, a najbardziej aktywne grupy zadawały pytania, domagały się wyjaśniania różnych wątpliwości i podtrzymywały dyskusję, co zaowocowało choćby zwiększeniem planowanej wstępnie liczby otwartych spotkań. Pozostał jednak niedosyt związany choćby z tym, że na początku zapowiadano, iż uzupełnieniem spotkań będą badania wśród mieszkańców, a ostatecznie przeprowadzono tylko ankietę wśród uczestników spotkań, po której ciężko było oczekiwać, że znacząco poszerzy wiedzę zespołu ekspertów.
Problemy z komunikacją
Stąd wiele propozycji lokalizacji, które nie wpisywały się w definicję ekspercką i szereg wątpliwości, a nawet rozczarowanie ich pomysłodawców, gdy okazywało się, że są one odrzucane. Zabrakło też dobrego wyjaśnienia, że chodzi raczej o centra osiedlowe niż dzielnicowe oraz że jednym z istotnych celów pilotażu jest przetestowanie bardzo różnych modeli takich centrów, co oznaczało na przykład wybór więcej niż jednej lokalizacji w danej dzielnicy (przypadek Mokotowa). Brak prezentacji do ostatniej chwili pełnego zestawu kryteriów wyboru ostatecznych lokalizacji potęgował niestety poczucie nieprzejrzystości całego procesu.
Czy urzędnicy nadążą?
Same lokalizacje wybrane do pilotażu wydają się sensowne i dają szansę na istotne zmiany w kilku bardzo potrzebujących tego częściach miasta. To, co będzie teraz kluczowe, to konsekwencja w stosowaniu partycypacyjnego podejścia na etapie realizacji tych projektów w taki sposób, by oprócz zmian architektonicznych stymulować tam aktywność społeczną. O ile stosunkowo łatwo będzie o to wokół Skweru „Orszy” na Mokotowie, gdzie aktywna już wcześniej grupa mieszańców zaczęła snuć plany, jak wspólnie kształtować lokalne centrum, zanim jeszcze zabrali się za to urzędnicy, o tyle na przykład zakorzenienie tej idei wśród mieszkańców okolic Nałęczowskiej na Wilanowie może wymagać znacznie więcej wysiłku i zapewne nie będzie możliwe bez dedykowanych działań angażujących tamtejszą społeczność.
Na konferencji podsumowującej proces WCL z ust wiceprezydenta Olszewskiego wielokrotnie padały słowa o tworzeniu centrów lokalnych we współpracy z mieszkańcami. To dobry znak, ale by faktycznie tak się stało, trzeba między innymi zachęcić do tego dzielnice, na które spadnie zapewne realizacja prac związanych z tworzeniem centrów. Zaczęło się obiecująco – od warsztatów z mieszańcami w Falenicy. Ale już na Bródnie, gdzie docelowo ma powstać centrum lokalne przy ulicy Kondratowicza, zabrakło spójnej komunikacji na temat tego, jak te plany mają się do rozpoczętych dopiero co warsztatów urbanistyczno-architektonicznych, których celem ma być choćby opracowanie koncepcji współczesnego centrum Bródna między stacjami II linii metra.
Projekt WCL to ważny nowy rozdział w rozwoju Warszawy. Mieszkańcy już się do niego zapalili – oby władze i urzędnicy za nimi nadążyli.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23