- Dziwne, choć niezbyt wesołe przygody przytrafiły się wyborcom i nam obserwatorom wyborów, kiedy to wybraliśmy się sądnego dwunastego dnia listopada do powiatu milickiego – piszą Jerzy Rafał Baniak, Marek Łuszczki ze Stowarzyszenia Europejski Instytut Edukacji i Komunikacji Społecznej. - Tam – jak to już powszechnie wiadomo – proces elekcji został brutalnie przerwany, rozsławiając niestety złą sławą Milicz na całą Polskę. Ale dla porządku zacznijmy od początku.
Jako baczni obserwatorzy powiatowego życia
publicznego i oddani czciciele takich świąt demokracji, jak wybory
powszechne postanowiliśmy pojechać dalej. W kilkanaście minut
później byliśmy już w Gądkowicach, gdzie zastała nas niemal
identyczna sytuacja. Zamknięte drzwi oraz kartka z artykułami i
ustępami, tu jednak drobna, choć istotna różnica. Na kartce była
okrągła pieczątka i podpis osoby upoważnionej.
W głowie zrodziło się nam retoryczne pytanie:
skoro my nie wiedzieliśmy o przerwaniu głosowania, to czy wiedzą o
tym inni mieszkańcy powiatu. Dodajmy, że niektórzy z nich, by
dostać się do swojej komisji musieli często pokonać wiele
kilometrów pieszo.
W Gądkowicach zobaczyliśmy, jak ludzie wychodzą
z kościoła i znów pytamy sami siebie: czy ksiądz powiedział
wiernym, jaka jest sytuacja, czy ksiądz sam wiedział, czy ktoś w
ogóle mu o zaistniałej sytuacji powiedział.
Powodowani obywatelskim obowiązkiem jedziemy do
następnej miejscowości Ostrowąsy. W tutejszej Obwodowej Komisji
Wyborczej powtórzyła się scenka z Nowego Zamku – kartka z
paragrafami, bez pieczęci i podpisu. Casus: „zaraz wracam”. Tu
jednak drzwi do komisji były otwarte. Co z tego, skoro od progu jej
członkowie pilnowali, by nikt nie wszedł do środka. Pogonili nas
nawet.
Jak niepyszni wróciliśmy do początku naszej
wędrówki czyli do Nowego Zamku. I tu kolejna niespodzianka. Oto
urzędujący sołtys wsi Tworzymirki Górne, pan Piotr Psiuk wiezie
ludzi na wybory. Dodajmy, pan sołtys należy do Prawa i
Sprawiedliwości i takie zachowanie z jego strony byłoby prawe i
sprawiedliwe, a także bardzo uprzejme, gdyby nie drobny fakt: pan
Sołtys Psiuk był jednocześnie kandydatem PiS w tych wyborach.
Trudno nie posądzić uczynnego pana Piotra o interesowność, łatwo za
to o korupcję polityczną, choć my tego z racji naszych dobrych
manier nie czynimy.
Czynimy za to – a przynajmniej tak nam się
wydaje – dobro. Dobro zaś w naszym przekonaniu polega w tym
konkretnym przypadku na pilnowaniu, aby wybory samorządowe
przebiegały jak należy. W tym celu zadzwoniliśmy – a jakże, na
własny koszt – do Miejskiej Komisji Wyborczej, by tam zgłosić nasze
spostrzeżenia i zastrzeżenia. Zapytaliśmy o uchwały komisji
obwodowych dotyczące przerwania głosowania i co usłyszeliśmy? A to,
że uchwały już jadą do tych komisji. Jak to? Znów głupkowato sami
siebie pytamy. Jak to uchwały jadą do komisji? Przecież to
niezależne i niezawisłe komisje mają podejmować uchwały, a nie żeby
gotowe uchwały przyjeżdżały do nich. Nasz telefon, podobnie jak
twarze, robi się czerwony od emocji.
Staramy się jednak opanować i tłumaczymy
komisarzom miejskim, że trzeba zorganizować akcję informowania
wyborców, że może by tak uruchomić kanały informacyjne, skorzystać
z zasad zarządzania kryzysowego, użyć straży pożarnej, cokolwiek,
żeby tylko ugasić powiększający się z minuty na minutę wyborczy
pożar w powiecie.
A poza tym wszystkim – znów naiwnie się pytamy
– jak mogło dojść do sytuacji, w której na kartach do głosowania
nie ma nazwiska jednego z kandydatów. Przecież karty sprawdza się i
liczy na kilka dni przed wyborami. To rzecz podstawowa. Od naszego
rozmówcy z Miejskiej Komisji Wyborczej usłyszeliśmy, że to jakaś
pomyłka Powiatowej Komisji Wyborczej. Rozmowę kontynuujemy, ale już
z sekretarzem gminy, panem Felką. Wymiana zdań nie potrwała jednak
długo, pan sekretarz uznał, że mu przeszkadzamy i się rozłączył. A
w zasadzie, to rzucił słuchawką, poirytowany.
Nie z nami wszak takie sztuczki! Zadzwoniliśmy
do Powiatowej Komisji Wyborczej. Odebrał bardzo sympatyczny pan
Aleksandrowicz, którego zasypaliśmy wszystkimi pytaniami, które
cisnęły się w związku z opisaną powyżej sytuacją. Rozmowę następnie
przejął starosta Magusiak. Omówiliśmy i z nim całą sprawę,
zasugerowaliśmy rozwiązania, wymieniliśmy nawet uwagi na temat
przepisu na najbardziej udana zupę rybną, pochwaliliśmy inicjatywy
związane z Świętem Karpia w Miliczu, na którym w tym roku byliśmy.
Miło nam się rozmawiało, choć z rozmowy wynikło niewiele. Na
poziomie Powiatowej Komisji Wyborczej nasze emocje były już nieco
rozładowane, ale nie na tyle, by nie wpaść na pomysł, na który –
jak to później ustaliliśmy – powinniśmy wpaść na samym
początku.
Zadzwoniliśmy do telewizji. Pani odebrała nasze
informacje i powiedziała, że już wysyła ekipę do Milicza. Wkrótce
na miejscu zjawiła się redaktor Dzikowska z TVP3 Wrocław i od tej
pory, a konkretnie od 14:30, całą historię z wyborami w powiecie
milickim można już było śledzić na szklanym ekranie. Podkreślmy, że
przerwę w głosowaniu zarządzono o 10:45, a pierwsza o niej
publiczna informacja nadana została dopiero o wpół do trzeciej po
południu. Prawie 4 godziny różnicy.
I na koniec, żeby czytelnikom nie było tak
całkiem smutno powiedzmy jeszcze, jak to około godziny 18. uczynny
sołtys wsi Tworzymirki Górne pan Piotr Psiuk z PiS ponownie
przywiózł ludzi do lokalu wyborczego w Nowym Zamku na głosowanie.
Chyba jednak niepotrzebnie, bo wybory w powiecie milickim zostaną
prawdopodobnie powtórzone. Na razie całą sprawę bada prokuratura
rejonowa w Miliczu.
Jerzy Rafał Baniak, Marek Łuszczki
Autorzy są członkami władz Stowarzyszenia Europejski Instytut
Edukacji i Komunikacji Społecznej, które min. stawia sobie za cel :
wspieranie proeuropejskich inicjatyw społecznych i samorządowych,
obronę fundamentalnych praw obywatelskich oraz swobód obywatelskich
w tym praw człowieka do rozwoju i godnego życia, działań
wspomagających rozwój demokracji a także działania na rzecz
społeczeństwa obywatelskiego oraz kreowanie postaw obywatelskich i
aktywne uczestnictwo w zachodzących procesach
demokratycznych.