Głównie o tym w jaki sposób obywatele mogą wpływać na zmiany w swoim otoczeniu rozmawiano podczas seminarium „Uczestnictwo mieszkańców w lokalnych procesach decyzyjnych”.
Dariusz Kraszewski ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup
Obywatelskich opowiadał zgromadzonym, jak należy rozumieć
demokrację uczestniczącą i czym jest budżet partycypacyjny. Na
podstawie przykładów z Hiszpanii, Brazylii czy Anglii
dowiedzieliśmy się, jak mieszkańcy miast mogą wpływać na
wydatkowanie środków publicznych w swoich dzielnicach.
Obywatele decydują
Budżet partycypacyjny przybył do Europy na początku 2000 roku.
Obecnie z tego narzędzia korzysta ponad 100 europejskich miast.
Budżet partycypacyjny można rozumieć jako instrument
współdecydowania o wydatkowaniu pieniędzy publicznych przez samych
obywateli. Prawo do podejmowania decyzji spoczywa tu bezpośrednio
na mieszkańcach danego terytorium, a nie tylko na grupie wybranej w
trakcie wyborów.
To dzięki budżetowi partycypacyjnemu mieszkańcy mogą ustalać
priorytety wydatkowania funduszy oraz plan inwestycji w gminie.
Mieszkańcy na wspólnych zgromadzeniach decydują czy w obrębie ich
sąsiedztwa wybudowana zostanie nowa droga, czy boisko dla dzieci,
czy główną bolączka ich dzielnicy jest brak odpowiedniej
infrastruktury czy może brak miejsca edukacji pozaszkolnej dla
młodzieży. Oczywiście skalę wydatków warunkuje sam budżet, który
jest ściśle ograniczony (zwykle jest to około kilku procent budżetu
danego miasta). Podejmowaniu decyzji towarzyszy jawna debata, a
wszelkiego rodzaju wątpliwości przedyskutowywane są na forum
publicznym. Nie zawsze przyspiesza to decyzyjność, ale zawsze daje
uczestnikom satysfakcję, gdyż dzięki temu czują, iż mają realny
wpływ na rozwój swojej dzielnicy.
Potencjał drzemie w osiedlach
- Nie zauważamy jakie możliwości drzemią w tych jednostkach pomocniczych i jak można wykorzystać ich potencjał – zaznaczał Dariusz Kraszewski.
Często ma to bardzo złożone podłoże. Mieszkańcy nie wiedzą zupełnie nic na temat rad osiedli, nie zdają sobie sprawy o czym rada dyskutuje na spotkaniach i kto wybiera ich skład. Trudno więc w takiej sytuacji aby chcieli zaangażować się w pracę rady osiedla skoro sami nie zdają sobie sprawy w jaki sposób i po co funkcjonuje. Równie często same rady osiedli nie wiedzą co mogą i nie posiadają wiedzy jak mają reprezentować swoich mieszkańców. A są w stanie chociażby występować z inicjatywami społecznymi i gospodarczymi, wnioskami budżetowymi, opiniować społeczne dokumenty czy współpracować z innymi instytucjami działającymi dla dobra lokalnego. Mogą więc niemało.
Tutaj zarysowuje się problem braku zrozumienia istoty
samorządności, a także braku wiary w zmianę otaczającej
rzeczywistości i to zarówno ze strony mieszkańców, jak i
przedstawicieli jednostek pomocniczych.
Zyskują wszyscy
Demokracja uczestnicząca ma same plusy z jakiejkolwiek strony
by na nią nie spojrzeć. Nikt przecież lepiej nie wie co jest lepsze
dla danej dzielnicy, niż jej mieszkaniec. Nikt też nie posiada
takiej wiedzy o problemach lokalnych jak ludzie borykajacy się z
nimi na co dzień.
Dlatego tez tworząc zespoły dzielnicowe i pytając je o zdanie
np. na temat wydatkowania środków publicznych mamy świadomość, iż
dzięki temu dany problem może znaleźć właściwe rozwiązanie.
Demokracja uczestnicząca to przede wszystkim zmniejszenie
dystansu pomiędzy obywatelami a władzą. Ci pierwsi widzą, że są
doceniani i ktoś się liczy z ich słowem, dzięki czemu wzrasta ich
motywacja do działania na rzecz swojego otoczenia. Zauważają też,
iż mają realny wpływ na otaczającą rzeczywistość. Drudzy mogą
liczyć na szacunek i wzrost zaufania swoich przyszłych wyborców,
ale przede wszystkim mogą mieć świadomość, iż budżet wydatkowany
jest w sposób prawidłowy, adekwatnie do potrzeb lokalnej
społeczności.
Demokracja uczestnicząca to również pewnego rodzaju lekarstwo.
Lekarstwo na brak zaangażowania w życie publiczne i letarg
społeczny. To coś, dzięki czemu ludzie mogą poczuć, iż warto być
aktywnym, bo daje to efekty.
Czego nam brakuje?
Dlaczego więc budżet partycypacyjny jeszcze nie działa w
Polsce? Miedzy innymi z powodu bierności obywatelskiej, braku wiary
w możliwość wpływy społecznego, ale również, z powodu niechęci i
obaw samorządu. Nawet najbardziej przemyślany, zorganizowany pomysł
na wydatkowanie pieniędzy publicznych nie ma szans powodzenia jeśli
nie uzyska akceptacji samorządu. To administracja podejmie decyzję
czy odda władzę w ręce ludzi, czy sama decydować będzie za innych,
przytaczając powszechnie znany slogan, iż ma do tego prawo gdyż
została do tego wybrana.
Po całkowicie nowych dla wielu słuchaczy informacjach na temat
funkcjonowania budżetu partycypacyjnego, same nasuwały się pytania
o możliwość zastosowania takich rozwiązań w Łodzi. Niestety nie
usłyszeliśmy stanowiska szefa klubu głównej rządzącej partii w
Łodzi, gdyż zdążył on opuścić salę zanim w ogóle o budżecie
partycypacyjnym była mowa. Wyraźnie dał więc do zrozumienia w jaki
sposób miasto postrzega ten temat.
Ale nic się nie dzieje od razu. Tym bardziej jeśli chodzi o
zmianę mentalności i podejścia społecznego do pewnych – w
szczególności nowych rzeczy. Na przełamanie pewnych barier zawsze
potrzeba czasu, ale trzeba drążyć temat, jak słusznie zauważył
jeden ze słuchaczy. A więc drążmy ten temat w naszym mieście, a być
może kiedyś będziemy mieli satysfakcję, iż nasze pieniądze
wydatkowane będą tak jak sobie tego zapragniemy.
Organizatorem konferencji było Centrum Promocji i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich „OPUS”. Seminarium odbyło się 12 grudnia 2008 r.
Źródło: Centrum Promocji i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich "OPUS"