Umowy śmieciowe. Nowe przepisy nie zniechęcą cwaniaków
SADŁO: Nowe przepisy nadużywania umów śmieciowych nie zlikwidują, za to skutecznie utrudnią życie wszystkim uczciwym, którzy zatrudniają na umowy zlecenia wcale nie po to, aby przepisy obejść. Projekt trafił właśnie do konsultacji publicznych, które potrwają do 18 lutego. Warto wziąć w nich udział.
W środowisku organizacji pozarządowych dopiero zaczynamy dyskutować o etycznych aspektach oszczędzania na kosztach osobowych poprzez zatrudnianie na umowy cywilnoprawne (umowy zlecenia, umowy o dzieło) osób, z którymi de facto łączy nas stosunek pracy (a więc wykonują pracę pod kierownictwem pracodawcy, w miejscu i czasie przez niego wyznaczonym). W tym samym czasie rząd, pod pretekstem – słusznej skądinąd – walki z obchodzeniem prawa pracy poprzez nadużywanie umów śmieciowych, przygotował nowelizację „Projekt ustawy o zmianie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy”, która ma ten nagminny proceder ukrócić i zachęcać do zatrudniania na umowy o pracę.
Niestety, jak to zazwyczaj bywa w przypadku projektów niepoprzedzonych rzetelną pracą nad założeniami i solidną oceną skutków regulacji, nowe przepisy nadużywania umów śmieciowych nie zlikwidują, za to skutecznie utrudnią życie wszystkim, którzy zatrudniają na umowy zlecenia i wcale nie robią tego po to, aby przepisy obejść. Projekt trafił właśnie do konsultacji publicznych, które potrwają do 19 lutego. Bardzo zachęcam organizacje do zabrania głosu w tej sprawie, zanim projekt rządowy skutecznie wywróci cały sens zlecania zadań.
Obowiązki dla zleceniodawców
W rządowym projekcie wprowadza się minimalne godzinowe wynagrodzenie dla osób pracujących na umowy zlecenia. Ma ono wynosić 12 złotych brutto za godzinę, czyli w wymiarze miesięcznym będzie zbliżone w wysokości do minimalnego wynagrodzenia o pracę. Takie zrównanie minimalnego wynagrodzenia na umowę zlecenia i na umowę o pracę ma – w intencji rządu – zniechęcić pracodawców do obchodzenia przepisów prawa pracy i motywować do zatrudniania na umowę o pracę zamiast zleceń. Problem w tym, że efektem nowych przepisów będzie nałożenie dodatkowych obowiązków administracyjnych na zleceniodawców. Niekoniecznie natomiast zyskają na tym zleceniobiorcy.
„Przez umowę zlecenia przyjmujący zlecenie zobowiązuje się do dokonania określonej czynności prawnej dla dającego zlecenie” – tak brzmi definicja zlecenia z Kodeksu cywilnego. Obecnie, zatrudniając na umowę zlecenie, umawiam się ze zleceniobiorcą na wykonanie jakiejś pracy i swobodnie ustalam z nim zarówno jednostkę, w jakiej się będziemy rozliczać, jak i stawkę za daną jednostkę. Z korektorką umawiam się więc na płatność za stronę maszynopisu, z tłumaczką za liczbę znaków, z asesorem za jeden oceniony wniosek, z malarzem pokojowym za metr kwadratowy pomalowanej powierzchni, ze sprzątaczką za wysprzątanie biura, z ankieterem za przeprowadzenie jednego wywiadu, z księgową na przygotowanie raportu rocznego itd. Z każdym z nich rozliczam się z wykonania zadania, a nie z godzin nad nim spędzonych. Często zresztą te osoby pracują z domu. Jeśli rząd przeforsuje proponowane zmiany, taki system zlecania przejdzie do historii – wszystko będziemy musieli przeliczać i dokumentować w godzinach.
Jak planować budżet?
Zatem, wracając do wcześniejszych przykładów, organizacja nadal będzie mogła umawiać się ze zleceniobiorcą w dowolnych jednostkach, ale już przy rozliczaniu się z nim będzie musiała przeliczać wszystko na godziny i co do godziny dokumentować czas pracy swojego zleceniobiorcy. Jeśli zaś zleceniobiorca pracuje z domu, będzie musiała zdać się na jego jednostronne oświadczenie o liczbie przepracowanych godzin, oświadczenie – na dodatek – złożone dopiero po zrealizowaniu zlecenia. To oznacza nie tylko konieczność prowadzenia dodatkowej dokumentacji przez zleceniobiorcę i zleceniodawcę, ale też uniemożliwia planowanie budżetów organizacji, bo bez względu na to, ile pieniędzy zaplanuję w budżecie na korektę jednej strony maszynopisu, korektorka może po wykonaniu zadania przedstawić mi w zasadzie dowolną liczbę przepracowanych godzin i za tyle będę musiała jej zapłacić.
Stracą uczciwi?
Oczywiście, nawet od tych przepisów będzie można uciec, na przykład wszystkie umowy zlecenia opatrując stosownym zastrzeżeniem, zlecając „zrobienie korekty 20 stron maszynopisu w czasie nie dłuższym niż 5 godzin” – bo tylko w taki sposób będzie można kontrolować przeznaczony na realizację określonego zadania budżet. A przecież to właśnie różni umowę zlecenia od stosunku pracy, że płacę za wykonanie określonej pracy, niekoniecznie kontrolując, gdzie, kiedy i przez ile godzin zleceniodawca będzie to robił. Taka jest natura tej umowy cywilnoprawnej. I bez względu na to, jak często taka forma umowy jest nadużywana przez kogoś, kto zatrudnia na zlecenie na kasie w sklepie, choć jest to ewidentnie stosunek pracy, ręczne gmeranie w zleceniach jako takich nie zniechęcą do tego pracodawców-cwaniaków. Zmuszą za to wszystkich uczciwych zleceniodawców do umawiania się ze zleceniobiorcami na fikcję. Czyli po prostu oszukiwania, tylko w inny sposób. Chcąc zlecić stolarzowi zrobienie półki – i zmieścić się z tym w budżecie, jaki ma na to moja organizacja – będę musiała kombinować, jak sformułować umowę zlecenia („zlecam wykonanie półki, ale nie może to trwać dłużej niż 5 godzin, bo mam na to tylko 60 złotych”) i jakimi fikcyjnymi kwitami dokumentować jej rozliczenie („oświadczam, że półkę robiłem 21 lutego w godzinach 12-17”).
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Projekt najbardziej zaszkodzi wcale nie tym, którzy nadużywają umów cywilnoprawnych, ale tym, którzy używają ich właściwie.