DYMEK: Jestem za transparentnością i jawnością. Ale nie do przesady i nie kosztem wielu innych wartości. Potrzeba nam zdrowego umiaru.
Jak takie postulaty mają się do licznych skarg na przeregulowanie działalności podmiotów prywatnych? Niektóre organizacje są już zmuszone do składania sprawozdań do kilku różnych organów kontrolno-nadzorczych. Spora część jest zobowiązana do opracowania wewnętrznych procedur związanych z przeciwdziałaniem „praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu”, w tym do „analizy ryzyka” tych zagrożeń w kontaktach z kontrahentami. Wszyscy muszą przestrzegać skomplikowanych przepisów dotyczących ochrony danych osobowych i opracować własną „politykę bezpieczeństwa”. Wszelkie dotacje publiczne muszą być zawsze bardzo szczegółowo rozliczone z darczyńcami. Pomijam już wszystkie przepisy i obowiązki wynikające z prawa pracy, zasad BHP czy prawa podatkowego. Czy naprawdę chcemy dodawać organizacjom kolejne obowiązki w postaci publikowania rejestru zawieranych umów o dzieło? Przecież zdecydowana większość sektora w Polsce to małe organizacje, często niezatrudniające żadnych pracowników. Czy musimy zmuszać lokalnego działacza do tych wszystkich skomplikowanych procedur tylko dlatego, że jego organizacja otrzymała pięć tysięcy złotych z gminy na prowadzenie lokalnej świetlicy? Czy miejscowa księgowa, która za obsługę całego projektu dostaje trzysta złotych musi się nauczyć obsługi Biuletynu Informacji Publicznej, bo te trzysta złotych pochodzi ze środków publicznych? Przecież to zabija wszelką aktywność społeczną! Nie możemy od tych organizacji wymagać czynności, które często wymagają zatrudnienia profesjonalnej kadry!
Czy tylko NGO?
Michał Henzler powołuje się na fakt, że zarobki na przykład posłów są jawne. Wywodzi z tego wniosek, że podobnie powinno być z NGO, jeżeli korzystają ze środków publicznych. Jeżeli to ma być argumentem, to warto zauważyć, że rzesza osób, korzystających ze środków publicznych, jest bardzo szeroka. Czy na przykład przedsiębiorstwa prywatne, korzystające z funduszy Unii Europejskiej na rozwój, też będą zobowiązane do ujawnienia zarobków swoich pracowników? Wszystkich, czy tylko bezpośrednio z tych środków opłacanych? Co z firmą, która wygrała przetarg na budowę drogi, finansowany ze środków publicznych? A osoba fizyczna otrzymująca zasiłek też ma wrzucić do sieci swój PIT? Takich pytań pojawi się coraz więcej i procedura będzie się stawać coraz bardziej nieprzejrzysta.
Autor wstępu do debaty odwołuje się do doświadczeń krajów skandynawskich, gdzie wszystkie zarobki i informacje o finansach jednostek z reguły są jawne. To prawda. Jednakże w Polsce nigdy nie było takiej tradycji. Znaczna część społeczeństwa nie oswoiłaby się łatwo z „odsłoniętym oknem” (jak pisze Henzler). Zresztą ostatnio również Skandynawowie dyskutują, czy aby nie przesadzili z jawnością. Wszystko funkcjonowało bowiem bezproblemowo, dopóki wiele danych nie było dostępnych „od ręki” w Internecie, ale trzeba się było po nie pofatygować do odpowiedniego urzędu i poprosić urzędnika w okienku. Wtedy obywatele udawali się po te informacje, gdy rzeczywiście czegoś potrzebowali, a nie z czystej wścibskości czy zazdrości. Zwracam zresztą uwagę, że zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, wiele informacji, choćby na temat projektów organizacji pozarządowych otrzymujących dotacje, jest jawnych, tylko trzeba o nie wystąpić (czasem urzędnicy niesłusznie takich danych odmawiają, ale to jest zupełnie inny problem).
Wybiórczy komunikat
Mam też wątpliwość, czy tak szeroka jawność, jaką postuluje Henzler, poprawiłaby klimat wokół organizacji pozarządowych. To, że wszystko będzie dostępne w Internecie, wcale nie musi się przyczynić do tego, że osoby, które podejrzewają III sektor o „wyciąganie pieniędzy”, zmienią swoje zdanie. Myślę, że skończy się na tym, że niektóre media wynajdą, że w jakiejś organizacji ktoś zarabia równowartość dziesięciu średnich krajowych i w pamięci zostanie tylko taki komunikat. Tak jest ostatnio choćby z zarobkami europosłów czy prezesów większych spółek. Połowa społeczeństwa myli ich nazwiska, nie wie, jak pracują, ale potrafi powiedzieć, ile zarobili. A chyba nie o to nam chodzi.
Nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Jestem za transparentnością i jawnością. Ale nie do przesady i nie kosztem wielu innych wartości.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)