– W Polsce zasadą jest pomaganie organizacjom, które źle sobie radzą. A my mówimy prawdę: radzimy sobie nieźle. Jakość jest sposobem okazywania szacunku dzieciom, które wychowujemy. Tylko tak można osiągać cele wychowawcze – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” ks. Andrzej Augustyński, twórca stowarzyszenia „U Siemachy”.
Reportaż Marcina Żyły poświęcony jest ks. Andrzejowi Augustyńskiemu. Na początku lat 90. podjął się on wskrzeszenia idei misjonarza ks. Kazimierza Siemaszko, który pod koniec XIX wieku w budynku przy ul. Długiej w Krakowie założył ośrodek dla dzieci potrzebujących pomocy. Placówka w latach 50. została przekształcona w ośrodek szkolno-wychowawczy dla młodzieży, który przez kolejne dziesięciolecia będzie cieszył się złą sławą.
Ks. Augustyński, z pomocą sponsorów, władz miasta i innych księży, wyremontował budynek i zorganizował dla dzieci kompleksową pomoc opartą o wykwalifikowanych nauczycieli, instruktorów i psychologów. „Jest pokój, w którym można się uczyć. Obszerny hall na parterze bardziej niż z ośrodkiem wychowawczym kojarzy się z business lounge na lotnisku” – czytamy w artykule.
Od początku ważna dla Augustyńskiego była estetyka przestrzeni, w której czas spędzać mieli jego podopieczni: – Patrzyłem, jak nasi wychowankowie, gdy tylko wchodzili w inny świat i zainteresowania, ubierali się coraz schludniej. Jak ci, którzy przychodzili do nas w bojówkach, zaczynali je ściągać, zdejmować kaptury. A później dbać o otoczenie – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu”.
Z biegiem lat metody pracy z młodzieżą, które stosował Augustyński zaczęły być doceniane przez urzędników. W 1999 r. został koordynatorem miejskiego programu przeciwdziałania przestępczości młodzieży. „Miejskie ośrodki pomocy społecznej i inne instytucje pracujące z młodzieżą zaczęły odtąd działać wedle nowoczesnych reguł stosowanych dotąd tylko w Siemasze. Organizowano rodzinne domy dziecka, uruchomiono program na rzecz młodzieżowych liderów, powstały dzienne ośrodki socjoterapii. Do Augustyńskiego zaczęła się ustawiać kolejka burmistrzów i prezydentów z całej Polski, którzy chcieli zaszczepić krakowskie rozwiązania w swoich miastach” – czytamy w artykule.
Samo stowarzyszenie „U Siemachy” powstało dopiero w 2003 r. jako całkowicie świecki podmiot. Funkcjonuje jako przedsiębiorstwo społeczne. Oprócz dziesięciu placówek pomocy dzieciom, dziewięciu ośrodków całodobowych i czterech poradni terapeutycznych, funkcjonują też trzy centra sportowe, z których zysk przeznaczany jest na działalność stowarzyszenia.
Jan Rokita, prywatnie przyjaciel ks. Augustyńskiego mówi „Tygodnikowi Powszechnemu: – W tym, co robi, jest wśród polskich duchownych jedyny. Świat instytucji socjalnych jest jeszcze u nas bardzo anachroniczny. Jego wielkość polega na tym, że wszystko zbudował od zera. Ani Tischner, ani Znaniecki, których teksty są dla niego bardzo ważne, nie napisali, jak stworzyć Siemachę.
Źródło: „Tygodnik Powszechny”