Statystyczny prażanin może żyć o 17 lat krócej od ursynowianina ze względu na warunki, w jakich żyje. Na Pradze Północ skupiają się wszystkie problemy zdegradowanego centrum wielkiej aglomeracji i działa tam jeden z najbardziej aktywnych DKDS-ów. Pracami kieruje Tomasz Peszke z Praskiego Stowarzyszenia Mieszkańców „Michałów”.
Tomasz Peszke prowadzi po Pradze Północ. Idziemy Otwocką. Słonecznie, ruch mały, na trawniku przed domem Tomasza Peszke rosną krokusy. Posadzili w zeszłym roku mieszkańcy, „sprawdzają się”, wzeszły.
Poza krokusami Tomasz Peszke widzi jeszcze po drodze: dziurę w ulicy po wyciętym drzewie („do tej pory nie zasadzono nowego”). Zniszczoną przez drzewo barierkę, której nikt nie naprawił. Cegły sypiące się z kamienicy naprzeciw. Zaglądamy do czynszówek. Peszke zna chyba każdą z nich: kto kupił, kto wyremontował, kto zniszczył. Przy której wzdychał burmistrz dzielnicy, kiwając głową lub rozkładając ręce.
– 80 procent kamienic czynszowych na Pradze nie jest wyremontowanych, a 30 procent nie ma podstawowych wygód – wyjaśnia. – Remontuje się jedną rocznie. Jest ich do wyremontowania 400.
Nad takimi właśnie problemami pochyla się od kilku lat praska Dzielnicowa Komisja Dialogu Społecznego (DKDS).
DKSDS tworzy politykę miejską
– Na Pradze skupiają się wszystkie problemy degradujących się centrów wielkomiejskich aglomeracji – mówi Tomasz Peszke, wieloletni członek, a od tego roku przewodniczący Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Pradze Północ. – Dlatego zawsze uważaliśmy, że wymaga ona specjalnego podejścia, które na Zachodzie nazywa się długookresową strategią rewitalizacji. To cała wiązka polityk, które wymagają nowoczesnych narzędzi zarządczych, a nie nadają się do wdrożenia drogą prostego administrowania, do którego przyzwyczajony jest urząd.
Liczy się tylko rewitalizacja
– Największą chorobą miasta jest planowanie w skali roku. Problemów, z którymi się mierzymy nie da się rozwiązać w takiej perspektywie. Dyskusja jest trudna również dlatego, że nie ma wielu danych, wydziały się ze sobą nie komunikują i widzą jedynie ten wycinek problemu, który leży w ich kompetencjach. Trudno więc rozmawiać o tak kompleksowym programie jak rewitalizacja.
Sprowadził Veturillo, odrzucił program
Program DKDS przygotowywał od lat. Na posiedzeniach stawały kwestie związane z urbanistyką, zdrowiem, polityką społeczną, mieszkaniową. Olga Wieczorek-Trzeciak ze Stowarzyszenia Q Zmianom uważa, że obecny przewodniczący ma spory udział w sukcesach DKDS-u:
– Przez wiele lat był wiceprzewodniczącym, zawsze bardzo dobrze przygotowanym do spotkań. Dzięki jego ekspertyzie mieliśmy okazję poznać, co oznacza prawdziwa rewitalizacja. To on pierwszy walczył o to, żeby na Pradze jak najszybciej pojawiło się Veturillo. Bardzo wsparł również DKDS w konsultowaniu planu zagospodarowania Portu Praskiego. Dzięki jego uwagom projekt, napisany wyłącznie pod inwestora, udało się w konsultacjach odrzucić.
Peszke z kolei uważa, że tak zaawansowany rodzaj pracy był w DKDS-ie możliwy, bo Komisja ma mocny skład.
– W skład komisji wchodzą osoby, których wiedza na temat polityki miejskiej jest zaawansowana. Na Pradze skupiają się problemy społeczne, więc tu działają organizacje je rozwiązujące. To one pierwsze dawały miastu znać, że problemy społeczne na Pradze wynikają z innych: urbanistycznych, ekologicznych, mieszkaniowych. Jak urząd twierdził, że dużym problemem w dzielnicy jest niepełnosprawność, to myśmy zwracali uwagę na to, że jest takdlatego, że osoby niepełnosprawne lokowane są w komunalnych czynszówkach, w ogóle do ich potrzeb niedostosowanych. I że równie niską jakość życia mają ich pozostali mieszkańcy.
Z doświadczenia solidarnościowiec
Peszke wychował się w rodzinie społeczników. Ojciec był powstańcem warszawskim, w czasie odwilży gomułkowskiej tworzył Związek Młodzieży Demokratycznej i wydawał kombatancką gazetę. Tomasz Peszke z kolei trafił na studia w karnawale pierwszej "Solidarności". Był w studenckim komitecie strajkowym i w podziemiu przez cały stan wojenny. Prowadził podziemną oficynę wydawnicza STOP i drukował ulotki na sitodruku. W 1989 współorganizował wolne wybory w Komitecie Obywatelskim na Fredry. A w 1989 zatrudnił się w biurze mazowieckiej Solidarności i prowadził biuro negocjacyjno-doradcze.
Dziś doradza przy restrukturyzacji, jest też mediatorem w konfliktach społecznych – między pracodawcami i związkami zawodowymi. W latach 90. stał po stronie tych, którzy chcieli łagodzić skutki reform. W wielkiej krajowej polityce uczestniczył, a potem nią rozczarował. Postanowił zmienić skalę.
– Najprościej i najsensowniej jest zainteresować się okolicą. Innymi słowy wyjść za drzwi i się rozejrzeć. Jeśli nie interesuje mnie, co się dzieje za bramą mojego domu, to znaczy, że nie interesuję się również tym, jak władze lokalne wydają uzyskiwane ode mnie pieniądze. I pozostawiam władzy duże pole działania, bo ta nie ma partnera w postaci zorganizowanych obywateli, który mógłby ją kontrolować. Musimy stać się obywatelami, żeby władze realizowały cele, które są nam bliskie. A to nie oznacza od razu stawania do wyborów, tylko sprzątanie po swoim psie.
Z tych powodów Peszke współzakładał Praskie Stowarzyszenie Mieszkańców „Michałów”. Nazwa nawiązuje do historycznej dzielnicy Pragi – dzisiejszej Szmulowizny. W XX w. Michałowem nazywano jej wschodnią część, na cześć Michała Radziwiłła, który razem z żoną Marią fundowali tu, wtedy w podwarszawskim „slumsie”, szkółki i schroniska dla ubogiej młodzieży. Stowarzyszenie nie chce nawiązywać do tradycji chrześcijańskich Radziwiłłów (szkółki były ideowo katolickie), tylko do tradycji filantropijnej i zapału do społecznego dźwignięcia zaniedbanych terenów.
Stowarzyszenie powstało, kiedy Peszke przeprowadził się (a z perspektywy historii rodzinnej – wrócił) na Pragę Północ. Wcześniej jako mieszkaniec Rembertowa zakładał „Lepszy Rembertów”.
Żeby znali Kartę Lipska
Lubi zwiedzać europejskie miasta. Chciałby, żeby prascy urzędnicy wiedzieli, co to jest Karta Lipska (przyjęty w Lipsku dokument europejskich ministrów na rzecz zrównoważonego rozwoju miast), idee Jana Gehla (dunskiego urbanisty rewitalizującego zdegradowane centra miast, w tym Melburne czy Nowego Jorku). Uważa, że Praga wymaga zaangażowania – na każdym kroku, a działania w organizacji pozarządowej i DKDS-ie są polityczne:
– Są rodzajem samoorganizacji społecznej podejmowanej po to, by demokratycznie wybrane władze zapewniły nam to, co jest w odczuciu danej społeczności potrzebne. Ja działam, bo chcę żeby moje podatki były inwestowane w racjonalny sposób, a mnie i mojej wspólnocie żyło się lepiej – również we wspólnej przestrzeni.
Źródło: inf. własna ngo.pl