Najpierw odchowała piątkę dzieci. Kiedy podrosły, zaangażowała się w działalność społeczną. Chce zwrócić uwagę opinii publicznej na trudną sytuację rodzin wielodzietnych i zmienić ich negatywny obraz. W stolicy walczy o przywileje dla nich, m.in. jako przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. Dzieci, Młodzieży i Rodziny.
Teresa Kapela jak mantrę powtarza, że podstawową komórką społeczną jest rodzina. Przekonuje, że obowiązkiem państwa jest jej wspieranie, szczególnie gdy w jej skład wchodzi nie jedno, a kilkoro dzieci. Działalność społeczna zabiera jej sporo czasu. – Zbyt często rezygnuję z własnych pasji, takich jak muzyka czy góry – przyznaje. – Rezygnuję z nich, bo polityka rodzinna wydaje mi się po prostu ważniejsza. Dzieci śmieją się, że to jedyny temat, który funkcjonuje w naszym domu, i pewnie mają rację.
– Mama bierze na siebie bardzo dużo obowiązków, chciałaby wszystko na raz – mówi jej 25-letnia córka Kasia. – Czasem mam wrażenie, że mogłaby trochę odpuścić, żyć spokojniej i mniej nerwowo. Z drugiej strony, to naturalne, że jeśli człowiek czymś się interesuje, ta rzecz wypełnia jego życie.
Zainwestowała w rodzinę
Teresa Kapela pracę zawodową rozpoczęła w szkole, ale po dziewięciu miesiącach urodził się jej pierwszy syn, niedługo potem kolejne dzieci. Korzystała z płatnego urlopu wychowawczego, który był dla rodziny finansowym wsparciem. Pracował mąż, Piotr. – Kilkukrotnie próbowałam pogodzić życie rodzinne z pracą, jednak mając piątkę dzieci, jest to czasem bezcelowe – przyznaje.
Przez lata denerwowała ją pozycja rodzin wielodzietnych. Utrzymując kontakty z rodzinami z innych krajów, poznała zupełnie inną rzeczywistość. – Wychowanie dziecka to dość istotny wydatek. Porównuje się go do kosztu małego mieszkania w stolicy i dużego mieszkania na prowincji. Gdy dzieci jest więcej, te same zarobki rodziców trzeba dzielić na większą grupę osób. Inne kraje od lat wspierają rodziny wielodzietne. U nas przedstawia się to jako niesłuszne roszczenie.
W Polsce część gmin decyduje się na uprzywilejowywanie rodzin wielodzietnych. Wprowadzają zniżki na publiczny basen albo darmowe przejazdy komunikacją miejską. Teresa Kapela docenia te kroki, jednak, jak przekonuje: – Dzieci to dobro uniwersalne. Potrzebujemy zmian na poziomie państwa.
Gdy jej własne dzieci trochę podrosły, postanowiła zaangażować się w życie społeczne. W 2007 roku, razem z grupą znajomych, założyła stowarzyszenie – Związek Dużych Rodzin Trzy Plus. Organizacja skupia rodziców, którzy wychowują trójkę lub więcej dzieci oraz osoby, które pochodzą z takich rodzin. – Teresa jest naszym ministrem spraw zagranicznych. Doskonale wie, jak wygląda sytuacja rodzin wielodzietnych w innych krajach Europy – mówi Irena Bylicka, współpracowniczka ze Związku Dużych Rodzin Trzy Plus. – Jaka jest? Wie, czego chce. Jest pracowita, wyjątkowo inteligentna, bardzo profesjonalna. Wady, słabości? Tu mam problem. Jest uparta. Jeżeli chce coś zrobić, to zrobi to. Jeżeli coś jest niezgodne z jej światopoglądem czy przekonaniami, na próżno ją do tego namawiać.
Macierzyństwo to nie obciach
– Gdy spodziewałam się trzeciego dziecka, spacerując po Warszawie z dwójką dzieci, usłyszałam, jak ktoś nazwał mnie fabryką. To było dla mnie niezwykle przykre. Szczególnie, że usłyszałam to z ust innej kobiety – opowiada Teresa Kapela. Za jeden z celów postawiła sobie więc zmianę sposobu postrzegania rodzin wielodzietnych. Jak twierdzi, w Polsce patrzy się na nie bardzo nieprzychylnie. Są wytykane palcami, często utożsamia się je z rodzinami patologicznymi.
– Konieczne jest również uznanie pracy w domu za coś ważnego i użytecznego społecznie – przekonuje. – Myślę, że moja obecność przy dzieciach przez te 15 lat była bardzo istotna dla ich rozwoju. Praca domowa jest jednak źle postrzegana i w ogóle niezauważana. Gospodyni domowa brzmi kiepsko. Kura domowa jeszcze gorzej. O osobach, które zajmują się rodziną, mówi się, że siedzą w domach. Nie nazwałabym mojej opieki nad piątką dzieci "siedzeniem". Myślę, że wykreowano taką nicość obowiązków domowych. Ciężko pracowałam, a mimo to zdarzało mi się usłyszeć: mamusiu, a kiedy Ty pójdziesz do pracy?
– Długo zastanawiałam się, jak określić to, czym zajmowałam się przez 15 lat swojego życia. Nie nazwałabym siebie gospodynią domową, bo bycie mamą to coś więcej. Po części jest się kucharką, psychologiem, czasem pielęgniarką, ale też menadżerem, który zarządza tym całym przedsięwzięciem. – A gdyby powiedzieć: z zawodu matka? – podsuwam. – Wobec tego też niektórzy się oburzają, bo przecież jaki to zawód? To emocje i intuicja. Jednak to określenie chyba najbardziej mi odpowiada – przyznaje.
Satysfakcja przeplatana frustracją
Za największy sukces uznaje wprowadzenie ulgi prorodzinnej. – Jeszcze do niedawna w Polsce dzieci nie były uwzględnianie w systemie podatkowym. Te same podatki płacili rodzice wychowujący jedno oraz kilkoro dzieci. Możliwość lobbowania w Sejmie oraz Senacie na rzecz wprowadzenia ulgi dała nam pewną satysfakcję, poczucie, że można coś zmienić.
Największą porażką jest natomiast frustracja, jaką odczuwa, gdy rodziny wielodzietne zwracają się do niej po materialne wsparcie. Niestety na ogół nie może im pomóc. Związek Dużych Rodzin Trzy Plus utrzymuje się głównie z symbolicznych składek członkowskich. Czasem trafiają się darczyńcy, którzy wspierają działalność organizacji, jednak to wciąż rzadkość. Stowarzyszenie nie otrzymuje żadnych dotacji publicznych. – Nasz budżet nie wystarcza na prowadzenie biura, trudno więc wygospodarować środki na pomoc, ale żadnego listu nie zostawiamy bez odpowiedzi.
Czy działalność w organizacji daje jej więc satysfakcję? – Biorąc pod uwagę fakt, że przez te pięć lat nie mieliśmy wsparcia finansowego od państwa, a swoją pracę wykonywaliśmy w czasie wolnym od innych obowiązków, muszę przyznać, że udało nam się zrobić bardzo dużo, ale zawsze można oczekiwać czegoś więcej.
***
Źródło: ngo.pl