O tym, jak dzieciaki zachowują się w teatrze, czym dla aktora jest występowanie przed najmłodszymi i o życiu w Lublinie z Kacprem Kubcem rozmawia Wojciech Piesta.
Wojciech Piesta: – Jak przekonać dziecko, żeby zostawiło w domu komputer i telewizor, i poszło do teatru?
Kacper Kubiec: – To zależy, ile to dziecko ma lat. Bo jeżeli jest w wieku przedszkolnym, to rodzic może wyłączyć komputer lub telewizor i pójść z nim do teatru. Jeżeli sprawa dotyczy dzieci starszych, to już inna sprawa, bo pójście do teatru z przymusu może się źle skończyć. Wydaje mi się jednak że najważniejsze są dwa elementy: rodzice i sam teatr.
Zacznę od tego drugiego. Teatr musi niestety stworzyć konkurencję dla komputera i telewizora, a są to bardzo trudni przeciwnicy. Krótko mówiąc, musi być ciekawy, atrakcyjny i mądry. Podawać dziecku takie propozycje, żeby ono samo w pewnym momencie wyłączyło telewizor i powiedziało, że chce iść na bajkę do teatru. Może jest to niezręczne, żeby teatr musiał stawać do pojedynku z internetem i telewizją, jednak z drugiej strony taka sytuacja może stać się motywacją dla szeroko rozumianych twórców teatru do rozwijania siebie i stwarzania coraz lepszych sztuk. Najlepszą weryfikacją jakości przedstawienia są widzowie, czy chcą je oglądać, czy im się podoba, czy dzieci oglądają przestawienie w ciszy z zaciekawieniem, czy nudzą się i wychodzą na siku.
Jednak nawet największe starania aktorów, reżysera, scenografa i całej obsługi spektaklu w stworzeniu jak najlepszego jakościowo spektaklu na nic się zdadzą, jeżeli na spektakl nie przyjdzie widz. I tutaj przechodzę do roli rodziców i opiekunów dzieci. Muszą oni mieć odwagę pójść do teatru, no i chyba dziś najważniejsze: chęci i czas. Jeżeli dziecko nie będzie zachęcone przez rodzica czy opiekuna i nie otrzyma od niego wzoru, że warto przyjść do teatru, to nie ma innej drogi, jak zamknięcie się z telewizorem i komputerem w pokoju.
Co takiego oferuje dzieciom teatr, czego nie znajdą w telewizji i internecie?
K.K.: – Teatr oferuje oddziaływanie na wszystkie zmysły młodego widza. Wzrok, słuch, dotyk, węch, a nawet smak. I to jest najważniejsze. Dodatkowo teatr kształtuje dziecko do odbioru sztuki i kultury i przygotowuje do pełniejszego funkcjonowania w społeczeństwie. Przez tak całościowe oddziaływanie na zmysły człowieka sztuka może być dla dziecka potężną dawką emocji. Emocji, których może nigdy wcześniej nie doznawało.
Oglądanie sztuk teatralnych może kształtować osobowość?
K.K.: – Oczywiście. Oglądanie przedstawienia w teatrze jest elementem edukacji kulturalnej młodego człowieka. Ukazuje dziecku kulturowe wzorce i tradycje społeczeństwa, w którym żyje, ale również prezentuje wartości, jakimi kierują się ludzie. Teatr, zwłaszcza teatr dla dzieci, dzięki wykorzystywaniu bajek i baśni pokazuje zło i dobro oraz ich skutki.
Każde spotkanie dziecka z teatrem jest kształceniem jego osobowości poprzez pobudzanie wspomnianych przeze mnie wcześniej zmysłów i otwierania osobowości młodego widza na nowe doznania kulturalne. Jest przyzwyczajaniem młodego człowieka do obcowania ze sztuką oraz nabywania krytycznego spojrzenia.
Jak zarazić młodego widza miłością do teatru?
K.K.: – Nie każdy musi kochać teatr. Jednak, żeby jak najmniej osób go nie lubiło, należy przede wszystkim tworzyć teatr, który da się lubić (śmiech). W kształtowaniu młodego człowieka bardzo ważną rolę odgrywają „mistrzowie” – rodzice, opiekunowie, nauczyciele, itp. Dlatego uważam, że jeżeli dziecko spotka na swojej drodze „mistrza”, który pokaże mu dobry spektakl, dobrą sztukę, to jest duża szansa, że młody widz teatr pokocha.
Załóżmy, że dziecko uwielbia teatr dla dzieci, ale czy kiedy dorośnie, równie chętnie będzie chodziło na sztuki dla dorosłych?
K.K.: – Odpowiedź zależy od wielu czynników i jednego przepisu nie ma. Ze strony sceny po prostu musimy pokazywać w teatrze sztuki, na które widz dorosły będzie chciał przyjść. Jedno jest pewne, jeżeli dziecko chodziło do teatru w przedszkolu czy podstawówce, to chętniej pójdzie do teatru jak będzie miało na przykład 20 lat.
Jak dzieci zachowują się na spektaklach?
K.K.: – Dzieci są fantastyczną widownią! Ale też bardzo wymagającą. Są bardzo szczere. Jak im się nudzi, to po prostu mówią to na głos. Zwłaszcza, kiedy są w teatrze z grupą rówieśników. Dzieci żywo reagują na to, co się dzieje na scenie, łatwo wchodzą w interakcję z aktorem, co jest bardzo przyjemne, ale też wymagające. Łatwo też utożsamiają się z bohaterami spektakli, jednych kochają innych nienawidzą, jeszcze innych się boją albo bardzo współczują. Takie emocje odczuwa się na scenie i kiedy się pojawiają w reakcjach widzów, jest to bardzo motywujące.
Czy aktorzy ich onieśmielają?
K.K.: – Mam takie doświadczenie, że jak gram przedstawienie, to mali widzowie nie mają kłopotu z tym, żeby do mnie mówić, dotykać czy głaskać lalkę, która prowadzę, kiedy wchodzimy w widownię. Stwierdziłbym zatem, że aktorzy nie onieśmielają dzieci. Inaczej rzecz ma się kiedy zaraz po spektaklu widzimy się z nimi przed teatrem już w prywatnych ubraniach. Wtedy pojawia się onieśmielenie. W ogóle wydaje mi się, że dzieci nie są jeszcze „skażone” poprawnością zachowania w teatrze. Dorosły widz często myśli, że w teatrze nie można nic zrobić poza słuchaniem i patrzeniem. Nawet śmiać się. Widać to czasami, jak opiekunowie grup uspokajają widownię, żeby nie tańczyła, żeby nie wstawała, żeby nie komentowała. A to jest przecież potrzebne! Jak dzieciaki np. skaczą na finałowej piosence i klaszczą, to wnika tylko z tego, że im się podoba. Czyli my – aktorzy podołaliśmy zadaniu! (śmiech).
Dzieci widzowie wpływają w jakiś sposób na pana jako aktora? Mogą pana czegoś nauczyć?
K.K.: – Staram się czytać reakcje widowni, wyczuwać, jaki ma nastrój, czego mogę się spodziewać i jakich reakcji oczekiwać. Wpływa więc w jakimś stopniu na mnie na scenie. Młody widz uczy pokory. Jak już mówiłem, jest szczery i bezwzględny. Czasem od dorosłych nie usłyszymy krytyki, którą usłyszymy od dziecka i ta krytyka może być bardzo pomocna, żeby coś poprawić, nad czymś popracować czy zmienić.
Rozumiem, że pan kocha teatr. Dlaczego?
K.K.: – Zgadza się, kocham. Ale moje uczucie ewoluowało. Bakcyla złapałem w gimnazjum podczas przygotowywania się do konkursu recytatorskiego, potem była szkoła średnia i warsztaty teatralne, szkolne grupy teatralne, no i w końcu długa przygoda z teatrem studenckim. Od gimnazjum do czasów studenckich teatr był moim powietrzem, chciałem dojrzewać i rozwijać się w tym kierunku. Każde wychodzenie na scenę sprawiało mi radość i zadowolenie z siebie. Byłem szczęśliwy, że mogę poświęcać czas dla teatru, że poświęcam naukę dla teatru. Może to nie jest zbyt dobry przykład, ale tak było. Teatr był na pierwszym miejscu. Była to taka miłość, o którą się starałem, którą pielęgnowałem. To jak chodzenie z dziewczyna przed ślubem – trzeba się starać, poświęcać i cieszyć. No i miałem nadzieję, że kiedyś nastąpi ślub (śmiech). I nastąpił. Dostałem propozycję pracy w Teatrze Andersena w Lublinie i tutaj już ta miłość jest inna. Jest pracą. Jest to mój osobisty sukces. Robię to, co kocham. Wciąż muszę się starać, żeby ta miłość była obustronna. Dlatego muszę się rozwijać i cały czas się uczyć, i wymagać od siebie samego wiele. Jak w małżeństwie (śmiech). Będąc na scenie mogę coś widzom powiedzieć, coś im pokazać, wzbudzić w nich emocje. Pobudzanie ludzkich emocji jest fantastyczne. Dlatego to kocham.
Czy aktorowi zdarza się grać w codziennym życiu?
K.K.: – Chyba tylko podczas zabawy z dziećmi w rodzinie (śmiech). Będąc czynnym zawodowo aktorem wystarczająco dużo się gra w pracy. Nie potrzebuję dodatkowo grać poza nią.
Jak znalazł się pan w Lublinie?
K.K.: – W 2008 roku dostałem się na pedagogikę na KUL. Chciałem studiować w Lublinie, bo tutaj studiowała moja dziewczyna, teraz już żona. Więc do Lublina ściągnęła mnie miłość.
Czy to miasto dobre tylko dla studentów, czy jednak warto osiedlić się tu na stałe?
K.K.: – Początkowo uważałem, że Lublin to idealne miejsce do studiowania, ale koszmarne do życia i pracowania. Na czwartym roku studiów mój pogląd się zaczął zmieniać. Wiązało się to ze staraniami Lublina o ESK 2016 i całą maszyną, która wtedy się rozpędzała. Teraz uważam, że to bardzo fajne miasto. To Lublin wybrał mnie, żebym tu mieszkał, nie ja wybrałem Lublin. Ale jestem z tego bardzo zadowolony. Polecam Lublin moim znajomym z rodzinnych stron nie tylko dlatego, że chciałbym ich mieć blisko siebie. Tutaj można naprawdę się „zainspirować” i „smakować życie”, jak mówią hasła reklamowe Lublina i Lubelszczyzny.
Kacper Kubiec – aktor Teatru Andersena w Lublinie, z wykształcenia pedagog.