Dla tańca współczesnego w Warszawie to mały-wielki krok. Dla Fundacji Scena Współczesna to ważny etap w rozwoju. Swoją markę przez lata wiązali ze Starą ProchOFFnią. Kiedy ta przestała być przyjazna, trafili na bruk. Lokal na kulturę uratował im skórę i teraz mogą rozpocząć walkę o widza.
– Dotąd nie byliśmy partnerem, bo nie mogliśmy zaprosić nikogo do siebie, pokazać się. Teraz jest łatwiej. Organizujemy też Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca Zawirowania i po raz pierwszy będziemy u siebie. To dla nas etap w rozwoju – przyznaje Włodzimierz Kaczkowski z Fundacji Scena Współczesna.
Fundacja Scena Współczesna powstała w 2001 roku. Przez lata organizacja działała w budynku Starej Prochowni w Warszawie. Początki działalności związała z wystawianiem dramaturgii współczesnej. Po kilku latach, w 2004 roku, przy fundacji powstał Teatr Tańca Zawirowania – w tym samym roku ruszyła też I edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Tańca Zawirowania. W 2010 roku problemy lokalowe mogły doprowadzić do zawieszenia działalności.
– Przez kilka lat budowaliśmy wizerunek Starej ProchOFFni. W pewnym momencie to się załamało. Musieliśmy odejść, bo działalność edukacyjna zaczęła tam rywalizować z kulturalną. Przez rok pracowaliśmy na scenie Stołecznego Centrum Edukacji Kulturalnej. Jednak mieliśmy tam mikro biura. Sama scena była również malutka, do tego na drugim piętrze. Tak nie można było budować teatru. Ludzi tańca nie można było zaprosić – wspomina Kaczkowski.
133 metry przyczółka dla tańca współczesnego
Własną siedzibę Fundacja chciała zdobyć wcześniej, bo już w 2010 roku – wzięła udział w konkursie o lokal na kulturę przy ulicy Hożej 9. Wówczas przegrała jednak z Fundacją Vlep[v]net. Powiodło się jej pół roku później, w kolejnej edycji konkursu, ogłoszonej w lipcu 2011 roku. Umowę udało się podpisać pod koniec grudnia i od stycznia 2012 roku można było zacząć działać „na swoim”. Na szczęście lokal nie wymagał skomplikowanych prac adaptacyjnych. – Budowlanych przeszkód tu specjalnie nie było. Musieliśmy zamontować lustra w przyszłej sali prób dla tancerzy, przygotować łazienkę – opowiada Włodzimierz Kaczkowski.
Na 133 metrach kwadratowych powstała sala prób oraz część biurowa. Choć przestrzeń przy Wspólnej 61 nie jest wielka, Fundacja postara się stworzyć tam scenę teatralną. – Tu ciężko zbudować przestrzeń sceniczną. Nie ma dużo miejsca, a przejście przez bramę utrudnia dostęp publiczności, ale może mogłaby tu działać jakaś forma teatru, gdzie spotykalibyśmy się z publicznością. Musimy się tu jednak zakorzenić. Jeśli chodzi o taniec, to jest z nim kłopot w Warszawie. Jesteśmy jedną z nielicznych stolic europejskich, gdzie nie ma centrum tańca i choreografii. Mamy za mały lokal, żeby być miejscem tego rodzaju, ale gdyby zebrało się kilka tego typu przestrzeni w mieście, to można by już o czymś takim pomyśleć – zaznacza Kaczkowski.
Prezes fundacji patrzy jednak w przyszłość z optymizmem. – Mamy już miejsce do warsztatów, prób. Pojawił się punkt wyjścia do współpracy z teatrami, przygotowywaniem wspólnych produkcji. Na to brakowało przestrzeni. Brakowało zaplecza dla tancerzy, żeby mogli ćwiczyć, żeby to było żywe. To jest zrealizowane. W 100% o to nam chodziło – potwierdza Kaczkowski.
Innym pomysłem Włodzimierza Kaczkowskiego jest stworzenie przy Wspólnej 61 punktu informacyjnego dla teatru w Warszawie. – Myślę, że czegoś takiego brakuje. Jeśli teatry nie mają dużego budżetu promocyjnego, giną, nikną dla publiczności, bo ta na własną rękę nie szuka przedstawień. Podobne miejsce działa w Londynie – można tam kupić przecenione bilety, dostać informację o przedstawieniach. Widz poszukujący jest skazany na media, a te umywają ręce. Jeśli udałoby się stworzyć zarówno punkt informacyjny, jak i miejsce sprzedaży biletów teatralnych po mniejszej cenie, to pozwoliłoby zarabiać również jakieś pieniądze – snuje plany Kaczkowski.
Jak zachować ciągłość pracy?
Jaki jest największy problem Fundacji Scena Współczesna? Zachowanie ciągłości działania. Włodzimierz Kaczkowski uważa, że system konkursu Lokal na kulturę wymaga usprawnienia. Za przykład podaje Gdańsk, gdzie urząd miasta użyczył Teatrowi Dada von Bzdülöw lokal na działalność, a ten musi jedynie płacić za media. Przy braku systematycznych dochodów, mimo preferencyjnych stawek, trzeba uważać, by zachować płynność finansową.
– Walczymy od wielu lat, żeby uprościć system przyznawania dotacji, żeby ludzie mogli realizować projekty już od stycznia albo lutego, ale jest coraz gorzej. Konkursy rozstrzygane były do marca, a teraz do kwietnia. Ktoś powie, że organizacji starających się o dotacje było kiedyś 20, a teraz jest 200. Potencjał organizacji jest marnowany, bo nie ma ciągłości. Np. na początku tego roku mogłem działać na własny koszt albo zamknąć wszystko. Jak ja mam wychować sobie pracowników na dłuższą metę, skoro wiem, że będę miał jakąś dziurę, którą będę musiał przeczekać? Łatam ją pożyczkami, a to powoduje trudności w rozliczaniu dotacji. Obecnie już nie tylko organizacje mają problemy ze stabilnością, ale również instytucje – wyjaśnia Kaczkowski.
Utrzymać kontakt z widzem
Nie tylko problemy finansowe spędzają sen z powiek organizacji kulturalnych. Walka trwa również w innej sferze – o widza i uczestnika. – Widz, moim zdaniem, przestaje być świadomym odbiorcą, a poddaje się prawom marketingu. Trwa walka o czas, bo ludzie go nie mają. Ciężko wyrwać im chwilę na odbiór kultury. A mają dużo możliwości. Chodzi o to, by mu udowodnić, że powinien wziąć udział kulturze – uważa Włodzimierz Kaczkowski.
Porażka domów kultury miałaby właśnie wynikać z tego, że nie potrafiły one stworzyć więzi, a, zdaniem Włodzimierza Kaczkowskiego, odbiorca potrzebuje otoczki bycia razem, nie odbiera kultury indywidualnie.
– Za pieniądze europejskie wybudowano domy kultury, jednak nie zawsze wystarcza środków na robienie tam czegoś fajnego. Domy kultury nie wykorzystały momentu, żeby ściągnąć ludzi, żeby byli razem, podobnie do tego, co działo się kiedyś w DKF-ach, co dzieje się np. na festiwalach, kiedy tworzy się społeczność uczestnicząca. To paradoks, że na przeglądy kina ambitnego przychodzą tłumy młodzieży, a jednocześnie ten sam film nie może utrzymać się w dystrybucji przez tydzień. Gdzie ci ludzie się więc podziewają? Domy kultury nie wykorzystały szansy na bycie „w” – podkreśla Kaczkowski.
Tego momentu nie chce przegapić Fundacja Scena Współczesna. Organizacja chciałaby wyjść poza środowisko tańca współczesnego i prowadzić warsztaty teatralne, rozwojowe – miałoby to w przyszłości zaowocować stworzeniem ambitnej, otwartej publiczności. Ludzie z zespołu Włodzimierza Kaczkowskiego organizują spotkania teatralno-kulinarne. Okazuje się, że ludzi łatwiej jest przekonać do kultury dzięki wspólnym posiłkom. – W nowej siedzibie odbyły się już dwa spotkania, wcześniej pojawiliśmy się np. w Centralnym Basenie Artystycznym. To działa, skutkuje. To działalność społeczna, tworzenie więzi. Zmiany odbioru kultury są niezwykle szybkie. Trzeba reagować, bo inaczej to będzie udawanie, że robimy kulturę – mówi szef Fundacji.
Wyciągnąć historię z murów Śródmieścia
Takim budowaniem więzi i tożsamości lokalnej społeczności byłby dla Włodzimierza Kaczkowskiego projekt związany ze Śródmieściem. Podobny realizował z powodzeniem we Włochach, gdzie zebrała się grupa mieszkańców, która już sama dalej pracuje.
– Chciałbym przy Wspólnej 61 rozwijać jeszcze jedną działkę, która jest moim hobby. Kolekcjonuję stare fotografie i pocztówki. Pomysł polegałby na tym, by sprawdzić, jak Śródmieście wyglądało za caratu, przed wojną, po wojnie, pokazać ludziom, jaka tradycja tkwi w murach, w otoczeniu. Robiłem coś takiego we Włochach. Tam było łatwiej, bo dotyczyło to dzielnicy niezniszczonej przez wojnę, zasiedziałej przez ludzi. Nie chodzi jednak tylko o przedmioty, ale też o ludzi, bo ginie pamięć o wydarzeniach, sytuacjach, wymiera pokolenie przedwojenne. Mogłyby odbywać się tu spotkania na temat przeszłości, tego, co ludzie pamiętają. Do historii przechodzą już czasy powojenne – w latach 70. nie było to ciekawe, teraz robi się to interesujące. Jeśli ktoś z młodszego pokolenia zbierze te historie, to może tworzyć już żywy teatr. Dzięki temu ludzie z określonego otoczenia mogą żyć swoim miejscem – tłumaczy Kaczkowski.
Źródło: inf. własna