Są dzieci na ulicy i dzieci ulicy. Jedne i drugie potrzebują opieki, gdyż ulica bezpieczna nie jest. Nie ma znaczenia, czy mowa o dziecku w Europie czy w Afryce. Każde z nich jest narażone na to, by ulica stała się ich domem – a nie powinna. Co wtedy, jeśli jednak się to już stanie? Na to pytanie odpowiada Joanna Stożek z Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu.
Agnieszka Mazur: Dziecko na ulicy a dziecko ulicy. Jaka jest różnica?
Joanna Stożek: – Nie każde dziecko na ulicy jest dzieckiem ulicy. Tym drugim terminem określamy dzieci, które mieszkają na ulicy i spędzają tam większość swojego życia. Mimo że często mają rodziny lub krewnych, uciekają z domu lub wyprowadzają się z niego, gdyż rodzina nie zaspokaja ich podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, ubranie czy edukacja. Dzieci ulicy w większości pochodzą z niewielkich miejscowości, wsi. Stamtąd kierują się do miast, gdzie mają nadzieję zyskać lepsze życie. Tymczasem w mieście czeka je tylko ulica – to ona staje się ich matką i rodziną.
W jakich krajach jest widoczny ten problem?
J.S.: – Problem dzieci ulicy jest szczególnie widoczny w krajach ubogich. Najbardziej nasilony jest w krajach afrykańskich, takich jak Kenia, Sierra Leone czy Sudan Południowy oraz południowoamerykańskich jak Peru, Wenezuela, czy też uchodząca za najbogatszą w Ameryce Południowej Brazylia.
Kim są dzieci ulicy w Sudanie Południowym?
J.S.: – To dzieci pochodzące ze wsi, w głównej mierze z plemienia Dinka. W przeciwieństwie do innych krajów, są to w stu procentach chłopcy, ze względu na silną tradycję i wysoką wartość dziewcząt z plemienia Dinka, których rodzina podczas zamążpójścia otrzymuje od kilkudziesięciu do kilkuset krów – będących największym bogactwem plemienia. W związku z tym dziewczynki są bardzo pilnowane. Na całe szczęście, gdyż w krajach, w których dziewczynki stają się dziećmi ulicy, czeka je los jeszcze gorszy od chłopców – poza dzieleniem innych problemów, z jakimi borykają się dzieci ulicy, w większości są zmuszane także do prostytuowania się.
Skąd się tam wzięły?
J.S.: – Dzieci ulicy w Sudanie Południowym zaczęły pojawiać się tuż po zakończeniu trwającej blisko pięćdziesiąt lat wojny, gdy sytuacja na tyle się uspokoiła, że pozwoliła na swobodne przemieszczanie się. Wtedy dzieci mieszkające na wsiach zaczęły pojedynczo lub grupami udawać się do miast, licząc na to, że będą mogły tam dostać pieniądze na jedzenie, ubrania czy szkołę. Rzeczywistość jednak okazała się inna. W miastach nie ma dla nich pracy, po pierwsze dlatego, że nie posiadają żadnych umiejętności, po drugie ze względu na bardzo słabo rozwinięty rynek pracy. Pozostając daleko od swoich rodzin, mieszkają na ulicy, często niedaleko targu, gdzie łatwiej ukraść coś do jedzenia. Śpiąc i przebywając w ciągłym brudzie, non stop w jednym podartym i ubrudzonym do granic możliwości ubraniu, łatwo zapadają na różne choroby, a niewielkie rany rozwijają się na ich ciałach do niewyobrażalnych normalnie rozmiarów, trudnych do wyleczenia, w skrajnych wypadkach kończących się amputacją nogi lub ręki. Aby nie czuć głodu zaczynają wąchać klej, który oszukuje ich organizm, jednocześnie uzależniając i niszcząc ich szare komórki.
O czym marzą?
J.S.: – Jak pisze Iza, wolontariuszka Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu, pracująca obecnie z dziećmi ulicy w Sudanie Południowym
[A1] „Marzenia chłopaków są naprawdę przyziemne i nie wybiegają specjalnie w przyszłość. Część z nich marzy o powrocie do domu, choć po chwili namysłu dodają, że przecież to nie ma sensu, bo w domu nie ma co jeść… Przeważająca część z nich nigdy nie chodziła do szkoły bądź też zakończyła edukację na bardzo niskim szczeblu, stąd też marzą o szkolnym mundurku! Są też tacy, którzy chcieliby zostać lekarzami, policjantami…”
Czy można pomóc im realizować te marzenia?
J.S.: – Możemy pomóc realizować im marzenia w bardzo prosty sposób. Rozpoczynając od najbardziej podstawowych – jak zapewnienie dzieciom ulicy jedzenia i edukacji, która da im możliwość zdobycia wykształcenia i wzięcia życia w swoje ręce.
Od zapewnienia jedzenia się zaczyna, później podstawą jest zapewnienie edukacji. Wraz z salezjanami i ich współpracownikami, wolontariusze SWM Młodzi Światu prowadzą edukację dzieci ulicy – uczą podstaw pozwalających im włączyć się później w normalny system edukacji. Edukacja pozwala im realizować swoje marzenia – jeśli ktoś chce zostać lekarzem, może to zrobić, jeśli tylko będzie się uczył, a do tego, żeby się uczył, musi mieć zapewnione podstawowe potrzeby, jak jedzenie.
Starsi chłopcy są kształceni w kierunkach zawodowych (jak murarstwo, stolarstwo czy spawalnictwo), aby mogli uzyskać zawód, dzięki któremu zyskają pracę i będą mogli sami się utrzymywać.
W jaki sposób pomóc?
J.S.: – Możemy pomóc na kilka różnych sposobów. Pierwsza możliwość to bezpośrednia praca z dziećmi ulicy. Do tego jednak trzeba dłużej się przygotowywać i mieć umiejętności pozwalające pracować na misjach – bardzo potrzebni są lekarze, nauczyciele, szczególnie zawodów technicznych oraz pedagodzy doświadczeni w pracy resocjalizacyjnej. Drugi sposób to przekazanie 1% podatku
SWM Młodzi Światu, który w tym roku przeznacza właśnie na pomoc dzieciom ulicy w Sudanie Południowym. Trzecia możliwość to regularne wsparcie dzieci ulicy. Choćby 10 zł, ale wpłacane regularnie, co miesiąc, daje możliwość stałego prowadzenia programu wsparcia dzieci ulicy. Zapewnienie jednego posiłku dziennie to koszt 5 zł, całomiesięczne wyżywienie jednego dziecka to 150 zł. Dla nas 5 zł nie jest dużą kwotą, dla dzieci ulicy często jedyną szansą na przeżycie.
Skąd o tym wiesz?
J.S.: – Osobiście pracowałam z dziećmi ulicy w Sudanie Południowym. Uczyłam ich podstaw angielskiego i matematyki, opatrywałam ich rany, organizowałam czas rekreacji, aby mogły choć na chwilę zapomnieć o rzeczywistości, z którą muszą się co dzień zmagać. Dlatego tym bardziej zachęcam do wsparcia dzieci ulicy, bo wiem, jak bardzo potrzebują naszego wsparcia.
Z Joanną Stożek, koordynatorem projektów misyjnych SWM Młodzi Światu, rozmawiała Agnieszka Mazur.
Salezjański Wolontariat Misyjny – Młodzi Światu www.swm.pl