Sytuacja w północno-zachodniej Syrii. Relacje z rejonów odciętych od pomocy
Dziesiątki tysięcy zabitych, setki tysięcy rannych i osób pozbawionych dachu nad głową. Za tymi przytłaczającymi cyframi kryją się prawdziwi ludzie. Kobiety, mężczyźni, dzieci. W najgorszym położeniu są mieszkańcy północno-zachodniej Syrii. Dotarcie tam Z pomocą z zewnątrz jest obecnie – z przyczyn politycznych – bardzo utrudnione.
Lekarze bez Granic byli obecni w północno-zachodniej Syrii od pierwszych chwil katastrofy. Organizacja od lat prowadzi w tym regionie medyczne projekty humanitarne, a jej zespół w rejonie katastrofy – w chwili pierwszych wstrząsów – liczył ok. 500 osób. O tym, co się wydarzyło i jak wygląda dziś sytuacja opowiadają jej świadkowie – pracownicy i pacjenci Lekarzy bez Granic – dzieląc się swoimi doświadczeniami i przeżyciami.
Ahmeda Rehmo, koordynator projektu, odpowiedzialny za działania Lekarzy bez Granic w prowincji Idlib w Syrii
Ze względu na braki w funduszach na pomoc humanitarną oraz trudności w dostępie lądowym do wielu miejsc, większość syryjskich szpitali już w momencie katastrofy mierzyło się z problemami i brakami w zaopatrzeniu. Transport z Turcji już był dużym wyzwaniem, a jedyne nadające się dla konwojów humanitarnych przejście graniczne w Bab al-Hawa było przedmiotem politycznych napięć.
Po trzęsieniu ziemi przejście to zostało zamknięte na trzy dni, ruch na nim do tej pory jest niewielki. Organizacje humanitarne działające w północno-zachodniej Syrii sięgnęły do swoich zapasów na miejscu, ale dostarczenie pomocy z zewnątrz jest dziś bardzo pilne. Dwa milion ludzi mieszka w obozach dla osób przesiedlonych, często w targanych wiatrem namiotach.
Zaledwie tydzień przed trzęsieniem ziemi region nawiedziła śnieżyca. Warunki życia znacznie się pogorszyły. Obecnie coraz więcej osób jest zmuszonych do przeniesienia się do tych obozów, zostały też otwarte ośrodki recepcyjne, aby przyjąć większą liczbę osób przesiedlonych. W regionie Idlib jest ich obecnie 15, a w pięciu z nich uruchomiliśmy mobilne kliniki, w których zapewniamy pomoc medyczną.
W pierwszych dniach otrzymaliśmy bardzo niewiele pomocy międzynarodowej z zewnątrz. To, co jako Lekarze bez Granic robimy jest bardzo ważne, ale to ciągle kropla w morzu potrzeb. Te w tym regionie są ogromne. Każdego dnia nasze zespoły dzielą się z nami tragicznymi historiami [z terenu]. Niektórzy z tych, którzy przeżyli, stracili wszystko: domy, ubrania, dostęp do żywności, czasem część rodziny, pieniądze, wszystko…
Obecnie zajmujemy się podstawowymi potrzebami, dostarczamy żywność i wodę, zapewniamy opiekę medyczną”.
Abdulbari, 19-letni Syryjczyk, pacjent Lekarzy bez Granic, mieszka, w Dżisr asz-Szughur, 30 kilometrów na południowy wschód od Idlibu
„Kiedy zatrzęsła się ziemia, byłem akurat u mojej ciotki, która mieszka niedaleko. Trzęsienie ziemi obudziło nas w środku nocy, wszyscy zaczęli wybiegać z domów i krzyczeć na ulicach. We wsi domy są stare, wiele się zawaliło. Teraz ludzie mieszkają na ulicach, w namiotach, pod drzewami. Są biedni, nie mają innego schronienia. Wiem, że uratowano wiele dzieci, ale ich rodzice są wciąż pod gruzami. Słyszałem też, że wzywają wszystkich sprawnych fizycznie ludzi do pomocy w innych rejonach. Obrona cywilna jest przytłoczona potrzebami, nie poradzi sobie sama. Potrzebujemy sprzętu, ale teraz nie mamy nic”.
Samar, personel medyczny Lekarzy bez Granic w północno-zachodniej Syrii
O pierwszych chwilach trzęsienia ziemi: „Kiedy ziemia się zatrzęsła po raz pierwszy byłam w domu, w Azaz, z moim mężem i dziećmi. Spaliśmy. Mój mąż poczuł trzęsienie i mnie obudził. Wszyscy wybiegliśmy z domu w pidżamach, na bosaka. Byliśmy przerażeni i trzęśliśmy się zimna na deszczu. Nasz budynek chwiał się, trząsł na naszych oczach.
Ludzie najpierw biegali w panice po ulicach, potem próbowali odjechać od budynków, wydostać się na otwartą przestrzeń. Budynki się trzęsły, odpadały od nich balkony i spadały samochody, niszcząc je kompletnie. Sceny były przerażające: ludzie uciekali z dziećmi na rękach, byle dalej od budynków.
Uciekliśmy tak, jak z staliśmy, z pustymi rękami. Miałam na sobie jedynie szatę modlitewną, którą udało mi się zabrać z domu. Nie zdążyłam normalnie się ubrać. Odjechaliśmy samochodem i czekaliśmy. Ciągle słyszeliśmy o wstrząsach wtórnych, które powtarzały się do zmierzchu.”
O sytuacji w Jindires tuż po trzęsieniu ziemi: „Powiedziałam mężowi, że musimy jechać do Jindires. Obok Atarib [nieopodal Aleppo] i przedmieść miasta Idlib, obszar ten najbardziej ucierpiał w katastrofie. Wszyscy ludzie z mojej rodzinnej miejscowości tam mieszkali. To było straszne. Wszystkie budynki zawalone. Na obrzeżach miasta nie widziałam ani jednego ocalonego budynku. Ludzie byli pod gruzami, wszyscy zginęli.
Pojechaliśmy do domu mojego wuja. Dostaliśmy się tam z wielkim trudem, trudno było przedrzeć się przez gruzowisko. Córka mojego siostrzeńca, jej siostra, ich szwagierki, inni krewni – wszyscy zginęli. Ci, którzy ocaleli byli w szoku, nie rozumieli co się wydarzyło. My mieszkamy w regionie, który mniej ucierpiał, a mimo to byliśmy przerażeni, więc tylko mogę się domyślać jak czuli się ci, którzy przeżyli. Widziałam np. matkę, która straciła przytomność po tym, jak zginęła jej córka.
Poczuliśmy wstrząsy wtórne i zobaczyliśmy trzęsące się, prawie walące na ziemię budynki. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Zatrzymaliśmy się w obozowisku namiotów, w deszczu i błocie, ale przynajmniej my i nasze dzieci byliśmy bezpieczni.
Widziałam rodziców, którzy musieli pochować swoje dzieci. Inni pozostali pod gruzami. Żadna rodzina nie została oszczędzona, każdy stracił kogoś ze swych bliskich.
Część ludzi, których domy zostały zburzone, zamieszkali w domach swoich krewnych. Ci, którzy nie mieli do kogo pójść, skazani są na namioty. Schronienia udzielają też zupełnie obce osoby, zwykle ci, którzy mają domy jednopiętrowe. Czasem wystawiają też namioty obok swoich domów, dla tych, którzy nie mają się gdzie podziać”.
O obecnej sytuacji ludności w północno-zachodniej Syrii: „Odkopywanie ludzi spod gruzów jest bardzo czasochłonne, sprzętu praktycznie nie było. Podobnie służb ratunkowych – odgruzowywaniem zajęli się prywatni ludzie, z własnej inicjatywy. Mój mąż dołączył do obrony cywilnej, aby pomóc wydobywać ludzi z gruzowisk. Robi to codziennie. Nasi przyjaciele też pomagają. Sprzętu, który można by do tego wykorzystać jest na północy kraju bardzo mało, za mało dla Jindires, Aleppo, Atarib, Maharem, Tramanin i innych miejsc.
Ciągle nie mogę dojść do siebie po tym, co się wydarzyło. Nie mogę zmusić się, by wrócić do domu. Mąż próbuje mnie na to namówić, ale ja nie mam odwagi.
Ludzie potracili swoje ubrania i pieniądze. Nie mogą kupić sobie nowych ubrań, piecyków, zapewnić schronieni. Domy zostały zburzone, ludzie przenieśli się do meczetów, szkół i schronisk. Potrzeby są ogromne i bardzo potrzebna jest pomoc z zewnątrz.
Lokalne organizacje dostarczają namiotów i schronienia. Mieszkańcy i darczyńcy zbierają i wysyłają jedzenie, materace, koce. Ludzie pomagają sobie nawzajem, niektórzy starają się pozyskać datki z zagranicy, od swoich znajomych. Znakomita większość tych działań ma charakter lokalny i indywidualny. Prócz Lekarzy bez Granic, którzy dystrybuują koce i materiały pierwszej potrzeby, nie widziałam innych międzynarodowych organizacji humanitarnych w tym regionie. Państwa również nie pomagają.”
68-letni pacjent Lekarzy bez Granic z Termanin, w prowincji Idlib
„Po trzęsieniu ziemi moi dwaj synowie uciekli wraz z rodzinami z Jindires i przyjechali do mnie. Moja synowa była w ciąży i urodziła jak tylko pojawiła się w moim domu. Choruję na raka, kiedyś otrzymywałem leczenie w Turcji. Mój dom, składający się z dwóch pokoi, mieści teraz trzy rodziny. Nie mamy wystarczającej liczby koców, grzejników i innych podstawowych rzeczy, żeby zaspokoić potrzeby trzech rodzin. Czuję się bezradny, nie jestem w stanie zapewnić rodzinie żadnego wsparcia. Ci, ze społeczności, którzy otworzyli drzwi do swoich domów dla ludzi dotkniętych trzęsieniem ziemi, nie mają wystarczających środków, oni też potrzebują pomocy”.
Mohammed, kierowca Lekarzy bez Granic, Atarib w prowincji Aleppo
„Widziałem matkę, którą wyciągnięto martwą, ale troje jej dzieci udało się uratować. Jedno po drugim. Jakby to był cud. Ratownicy najpierw wyciągnęli spod gruzu jedno dziecko i przekazali je do karetki. Gdy karetka miała już odjechać, wyciągnęli kolejne, więc zatrzymali karetkę i przekazali drugie dziecko. To samo powtórzyło się z trzecim dzieckiem. Ludzie wiwatowali ze szczęścia, mówili, że przez dwa dni nie mogli wyjąć matki i dzieci, a teraz przynajmniej dzieci żyją”.
Lekarze bez Granic: działania w północno-zachodniej Syrii w związku z trzęsieniem ziemi
Od pierwszych godzin kryzysu zespoły Lekarzy bez Granic opatrywały setki rannych. W samych placówkach medycznych, które wcześniej wspierane były przez Lekarzy bez Granic, personel organizacji przyjął ponad 7600 rannych.
Organizacja pomaga też 38 innym placówkom medycznym m. in. w Idlib, Azaz, Afrin, Mare’, Bab El Hawa., wzmacniając osobowo obsady szpitali, dostarczając materiały medyczne, koce i leki. Do akcji ratunkowych skierowanych zostało 90 karetek Lekarzy bez Granic. W idlib w miejscach najbardziej tego potrzebujących uruchomiono cztery tzw. kliniki mobilne, udzielające pierwsze pomocy medycznej i psychologicznej. Kliniki mobilne przyjęły dotychczas ponad 2200 osób. Od 13 lutego takie kliniki działąją również w sąsiadującym z Aleppo Jindires (Dżindajris).
W rejonach dotkniętych trzęsieniem ziemi Lekarze bez Granic dostarczają również podstawową pomoc w postaci koców, materacy, jedzenia, urządzeń do gotowania i ogrzewania oraz środków higienicznych. W centrach recepcyjnych dostarczają wodę i zbiorniki na wodę.
Po pierwszych działaniach ratunkowych, ukierunkowanych głownie na natychmiastową pomoc rannym, Lekarze bez Granic przechodzą do drugiej fazy związanej z zaburzeniem dotychczasowego funkcjonowania opieki zdrowotnej w kraju. Organizacja przygotowuje się do odpowiedzi na spodziewane wybuchy chorób, w szczególności cholery, która pojawiła się w Syrii jeszcze przed trzęsieniem ziemi.
Równolegle do działań związanych z katastrofą, Lekarze bez Granic kontynuują dotychczasowe, regularne działania medyczne w Syrii. W placówkach medycznych nie dotkniętych trzęsieniem ziemi, zapewniają konieczną opiekę ludziom najbardziej jej potrzebującym, kobietom w ciąży, osobom chorującym przewlekle.
Na stronie Turcja/Syria Lekarze bez Granic - LEKARZE BEZ GRANIC | Pomagam.pl trwa zbiórka na rzecz osób poszkodowanych w trzęsieniu ziemi w Turcji i Syrii.
Źródło: Fundacja "Lekarze bez Granic"