W montrealskim Palais de Congres konferencje i kongresy upamiętniane są złotymi literami na czerwonym pasie wmurowanym na całej długości podłogi olbrzymiego holu przypominającego lotnisko. Odnotowane wydarzenia to m. in. Światowy Kongres Seksuologii czy Zjazd Arboretologów. W tym roku do spisu dołączy 9 Światowy Zjazd CIVICUS - Światowego Aliansu na rzecz Partycypacji Obywateli – z Montrealu pisze Anna Mazgal.
Cały świat w jednym budynku
Kilkaset osób z całego świata przemierza olbrzymie sale i przestronne korytarze kongresowego pałacu. Co chwilę wpada się na kogoś ciekawego – jest Netzanet Belay, etiopski były więzień polityczny, którego uwolnienie jest w jakiejś mierze zasługą nieustępliwości i mediacji CIVICUSa i który pracuje teraz w organizacji jako szef programu badawczego i policy. Witam się z Omarem Lopezem, kubańskim aktywistą mieszkającym w Miami, który kocha Polskę. Omar działa na rzecz pokojowej transformacji na Kubie i często gości w Polsce w Instytucie Lecha Wałęsy. W gronie przedstawicieli federacji krajowych z całego świata wspominamy też tych, którzy w tym roku nie mogli być z nami – Cephasa z Zimbabwe, który nie dostał kanadyjskiej wizy i Amira, który za działania na rzecz praw człowieka został aresztowany w Izraelu.
Tegoroczny zjazd odbywa się pod hasłem sprawiedliwości ekonomicznej. Jednym słowem zapowiada się dużo narzekania. Jednak drugą częścią są "poszukiwanie rozwiązań". Należy zatem mieć nadzieję, że będą one naprawdę dyskutowane. Problemów ekonomicznych nie można rozpatrywać w oderwaniu od innych ważnych zjawisk i dlatego zajmiemy się efektywnością pomocy rozwojowej w różnych jej wymiarach, a potem "sprawiedliwością klimatyczną". Mówcy i paneliści to aktywiści z Globalnego Południa, badacze z Północy, jednym słowem – globalne społeczeństwo obywatelskie.
Myśl lokalnie, działaj globalnie
Ta znana fraza dobrze opisuje to, co stara się osiągnąć CIVICUS. Aktywiści wnoszą coś niezwykle cennego – znajomość lokalnego kontekstu i problemów. Gdy spotykają się, widać, że miejscowe problemy są globalną sprawą, a lokalne rozwiązania mogą mieć drugie życie w innej strefie czasowej. CIVICUS stara się ująć te dążenia i koordynować działania na poziomie globalnym, co jest niezwykle trudne – nie ma przecież globalnego rządu, a instytucje o światowym zasięgu nie są otwarte na tego rodzaju presję. Dlatego wszystko wraca do poziomu lokalnego – naciskając na władze lokalne i rządy możemy spowodować, że poniosą one te postulaty do dyskusji międzynarodowej. Jasne, to niezwykle trudne. Ale być może mamy jedyną w swoim rodzaju okazję, by ten plan zadziałał.
Życie po kryzysie
Na nieoczekiwany efekt kryzysu wskazuje Ingrid Srinath, Sekretarz Generalna CIVICUS-a. Zamknięte i mało rozliczalne wobec obywateli instytucje jeszcze nigdy dotąd nie były tak wrażliwe na krytykę. Przed nami długa droga, jednak jeśli nic nie zrobimy, by wymusić większą przejrzystość, kolejna okazja może się nie powtórzyć. Sekunduje jej Sylvia Borren, współprzewodnicząca Global Call to Action Against Poverty – musimy spojrzeć na skutki kryzysu jak na okazję, nie tylko do mobilizacji naszych zasobów ale i do "przyciśnięcia" rządzących by reformowali światową agendę tak, by była bardziej sprawiedliwa.
Kryzys jest również pretekstem do dalszego spychania praw człowieka, w różnych wymiarach, na margines światowej agendy. Tymczasem to one powinny być w centrum, tak jak ma to szansę stać się w przypadku Milenijnych Celów Rozwoju. Ingrid zwraca uwagę na fakt, że decyzje podejmowane przez "białych mężczyzn w średnim wieku" są zwykle nazbyt pragmatyczne i nie opierają się na istotnych dla ludzi priorytetach. Jej zdaniem, należy skończyć z tym, że ilekroć organizacje obywatelskie dopuszczane są do procesu decyzyjnego, ośrodek decyzyjny przesuwany jest gdzie indziej.
Przepis na tort
Co możemy zatem zrobić? Przede wszystkim aktywiści powinni rozumieć zachodzące procesy. Zdaniem Johna Gaventy, badacza z brytyjskiego Instytutu Badań nad Rozwojem, obecne próby zaradzenia skutkom kryzysu przypominają brytyjską rymowankę o Humpty Dumpty. Oto spadł on z płotu i rozbił się, a całe zastępy ludzi nie potrafią skleić go z powrotem. System zawiódł na całej linii, a błąd polega na tym, że próbuje się złożyć to, co należy zastąpić innym sposobem zarządzania globalnymi przepływami. Łącznie z poddaniem pod dyskusję, czy obecnie działające instytucje są w stanie taki system stworzyć, czy też może potrzebujemy zupełnie innej struktury?
Świat, a w zasadzie relacje organizacji obywatelskich z władzą, przypominają tort. Każdy poziom władzy ma odpowiadający sobie ekosystem obywatelski: z lokalną władzą dyskutują lokalnie działające organizacje, z krajową – krajowe, a z ponadnarodową – sieci międzynarodowe. Tymczasem kryzys i debata wokół niego pokazują dobitnie, że ten podział jest przestarzały, a to co lokalne staje się globalne. Przykładem są zmiany klimatyczne i ich skutki, które dotykają lokalne społeczności, jednak zaradzenie im wymaga globalnych inicjatyw. Czas, gdy lokalnie działające organizacje mogły izolować się od regionalnych i globalnych problemów, bezpowrotnie minął.
Może zatem świat w początkach XXI w. nie jest już jak tort, tylko jak cebula?
Źródło: inf. własna (ngo.pl)