Squattersi dogadali się z miastem. Dostaną budynek
Czy to, co jeszcze rok temu wydawało się niemożliwe, staje się faktem? Squattersi założyli stowarzyszenie, a miasto wynajmie im za symboliczną złotówkę budynek. - Nasze rozmowy dobiegają finału - słyszymy w ratuszu.
Sukces odtrąbili wczoraj sami squattersi. Na swojej stronie internetowej zamieścili oświadczenie: " Pusty budynek na działce przy ulicy Młocińskiej 9 już niedługo zmieni się w prężnie działające centrum społeczno-kulturalne. Jesteśmy niesamowicie szczęśliwi i pozytywnie zaskoczeni faktem, iż władze miasta oddają za symboliczną złotówkę teren".
- Co prawda umowa z miastem nie została jeszcze podpisana, ale dostaliśmy zgodę od asystentki wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego na poinformowanie, że proces przekazania budynku dobiega końca - cieszy się Oskar, członek kolektywu Elby.
Jeszcze niedawno taki rozwój wypadków wydawał się nieprawdopodobny. Prawie dokładnie przed rokiem, 16 marca, policjanci i ochroniarze próbowali brutalnie wyrzucić anarchizującą młodzież z pustych magazynowych baraków przy Elbląskiej. Od 2004 roku działo tam bez żadnych dotacji centrum niezależnej kultury Elba. Przez lata odbyły się w nim setki koncertów, pokazów filmów. Był skatepark, warsztat rowerowy, było rozdawane wegańskie jedzenie w ramach akcji "Food not bombs". Dla niektórych członków kolektywu to miejsce było też domem.
Właściciel działki i zabudowań - firma StoraEnso - zażądał, by squattersi stamtąd się wynieśli, bo na terenie byli nielegalnie. Ale taka jest idea ruchu, jakim jest squatting. Zajmuje się pustostany w imię prawa do dachu nad głową, które jest stawiane ponad prawo własności. Squattersi zadeklarowali, że się wyprowadzą, ale nie z dnia na dzień. Podczas policyjno-ochroniarskiej akcji doszło do przepychanek. Bronić Elby stawiło się kilkaset osób. Interweniowała wicemarszałkini Sejmu Wanda Nowicka. Dziś po Elbie na Elbląskiej nie ma już śladu.
Obecny zwrot akcji zaskakuje, choćby również ze względu na ówczesne słowa prezydent Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, że squaty to niebezpieczne miejsca. Mówiła, że ludzie tam "piją, palą i robi się pożar", a w Warszawie jest dużo noclegowni dla bezdomnych. Wiceprezydent Paszyński usiadł jednak do rozmów ze squattersami.
"Squatopol"
Jak się okazuje, na ustępstwa poszli nie tylko urzędnicy. Anarchizująca młodzież, co też wydawało się wcześniej nieprawdopodobne, zarejestrowała Stowarzyszenie Squatopol. I to z tą organizacją - jak słyszymy od Oskara - miasto ma podpisać umowę najmu na trzy lata. Czyli de facto nie będzie to już squat. Będzie to miejski lokal wynajęty organizacji pozarządowej na preferencyjnych warunkach.
Młocińska to nieduża uliczka niedaleko ronda Radosława. Oskar mówi, że pod numerem 9 stoi barak i parterowe budynki biurowe. - Zobowiązaliśmy się, że sami je wyremontujemy. Teren nam odpowiada. My będziemy płacić rachunki za media - dodaje.
- Potwierdzam, że rozmowy zbliżają się dużymi krokami do takiego finału, by obie strony były usatysfakcjonowane kompromisem. Ale nie chcę jeszcze mówić o konkretnym adresie i formie umowy ze stowarzyszeniem - słyszymy od rzecznika ratusza Bartosza Milczarczyka.
On nie podaje żadnych dat. Squattersi mówią, że zaczną działać jeszcze wiosną. Przy Młocińskiej, tak jak przy Elbląskiej, ma królować kultura niezależna. Zapraszają warszawiaków do wspólnego tworzenia tego miejsca.
Źródło: warszawa.gazeta.pl