"To, że wciągnięcie społeczników do rozgrywek wyborczych opłaca się politykom, jest oczywiste. Ale dlaczego społecznicy decydują się na zaangażowanie w politykę?" – pyta Bianka Mikołajewska w artykule pt. „Dzielenie działaczy” (Polityka nr 34, 27 sierpnia 2005) poświęconym działaczom społecznym, którzy zdecydowali się wystartować w tegorocznych wyborach parlamentarnych.
Autorka opisuje społeczników,
którzy znaleźli się listach wyborczych różnych partii. Z PiS
kandydują m.in.: Renata Iwaniec – założycielka pierwszego ze
stowarzyszeń wchodzących w skład ruchu przeciwko likwidacji
Funduszu Alimentacyjnego; Monika Ryniak z Nowej Huty – z jej
inicjatywy rodzice młodych ludzi - ofiar brutalnych napadów zebrali
podpisy pod petycją do Sejmu, domagając się m.in. zaostrzenia kar
za brutalne przestępstwa; Grzegorz Maj – wiceprzewodniczący
Stowarzyszenia Fair Play, które walczyło o ukrócenia nepotyzmu przy
przyjmowaniu kandydatów na aplikacje w zawodach prawniczych.
Współautorzy projektu ustawy antykorporacyjnej, podpisanej ostatnio
przez prezydenta.
Z list PO: Julia Pitera – od ponad
10 lat radna Warszawy, prze ostanie 4 lata szefowa polskiej filii
Transparency International; Janusz Kowalski – założyciel
Stowarzyszenia Stop Korupcji z Opola; Lidia Staroń – szefowa
Stowarzyszenia Obrony Spółdzielców SM Pojezierze w Olsztynie;
Krzysztof Kiciński – dyrektor krakowskiego szpitala im. Rydygiera,
który pieniądze przeznaczone na podatki wydał na zakup leków dla
pacjentów i obronną ręką wyszedł z wytoczonej z tego powodu sprawy
karno-skarbowej. Założyciel Związku Podatników RP.
„To, że wciągnięcie społeczników do
rozgrywek wyborczych opłaca się politykom, jest oczywiste. Ale
dlaczego społecznicy decydują się na zaangażowanie w politykę?” –
próbuje zrozumieć autorka artykułu. - „Mechanizm w większości
przypadków jest podobny: ktoś zaczyna samotnie walkę o swoje prawa,
idzie ze swoją sprawą do mediów, po publikacjach zaczynają zgłaszać
się do niego ludzie, którzy maja podobne problemy. Ruch się
rozkręca. Sprawa, o którą walczy, zaczyna być głośna. Liderom udaje
się załatwić jednostkowe sprawy, pomóc pojedynczym ludziom, ale
globalnie problem wciąż pozostaje nierozwiązany.”
Zdaniem, cytowanego w artykule,
Adama Sandauera, założyciela i prezesa Stowarzyszenia Pacjentów
Primum Non Nocere, „jeśli społecznikom nie uda się znaleźć dojścia
politycznego – po to, by dokonać zmian w prawie – stowarzyszenie
zaczyna podupadać, zainteresowanie mediów słabnie, nie napływają
nowi ludzie, nie ma pieniędzy na dalszą działalność.”
B. Mikołajewska twierdzi, iż
społecznicy często nie biorą pod uwagę, że „związanie się z
konkretną partią oznacza także konieczność podporządkowani się jej
liderom, głosowania zgodnie z dyscypliną partyjna (często wbrew
własnym przekonaniom)”.