Szefowie przedsiębiorstw socjalnych mają dużo więcej pracy, obok własnych – problemy pracowników, których próbują wyciągnąć z biedy. I nie zawsze ich stać, by wypłacić sobie pensję. Ale twierdzą, że gdyby mieli zaczynać od nowa, weszliby w to znowu, bo to ma sens.
Jesteśmy prawdziwą spółdzielnią
Mowa o firmach i spółdzielniach założonych dzięki dotacji z Ośrodka Wspierania Ekonomii Społecznej w Białymstoku. Funkcjonują w bardzo trudnych realiach. Zgodnie z prawem muszą zatrudniać minimum 3 osoby z tak zwanych grup defaworyzowanych. Ich założyciele wiedzą więc na co się decydują i że łatwo nie będzie. Zdarza się, że problemy ich przerastają, ale są też momenty, kiedy widzą jak ktoś się podnosi. I są szczęśliwi, że mogą w tym uczestniczyć. Warte jest to każdych pieniędzy – tak mówią. Poza firmami powstają więc wspólnoty, których członkowie nawzajem się dopingują i wspierają.
Edyta Guzowska ma od lat stałą pracę. Jest kierownikiem oddziału jednej z dużych firm transportowych w Białymstoku. A od niedawna dodatkowo prezesem Spółdzielni Socjalnej „Wulkanira”.
– Zawsze pracowałam w branży męskiej – opowiada. – Spółdzielnia socjalna to był szybki i dobry pomysł. Jeden kolega miał wolny garaż, drugi zakład wulkanizacyjny. A różni inni wciąż pytali, czy nie mam jakiejś pracy dla ich znajomych… Potem usłyszałam, jak OWOP zachęca do zakładania spółdzielni socjalnych. Poszłam dowiedzieć się, co i jak, napisałam biznesplan, który przeszedł.
„Wulkanira” istnieje od grudnia 2018 roku i oprócz prezesa, zatrudnia pięć osób: dwie z nich były przez długie lata bezrobotne, dwie mają małe niepełnosprawności, a jedna walczyła z nałogiem alkoholowym.
– Początki były ciężkie – nie ukrywa Edyta Guzowska, która do dziś prezesuje całkowicie społecznie. – Od razu nie ma się klientów, nie ma więc i zysku. Dofinansowanie na ten okres przejściowy jest więc bardzo potrzebne. Poza tym panowie szkolili się w zakładzie wulkanizacyjnym, gdzie były zupełnie inne maszyny, ale w końcu i z tym sobie poradziliśmy. Trzeba też było znaleźć klientów. Ubiegłoroczny sezon wiosenny był więc taki sobie, teraz jest już trochę lepiej. Mój kolega z zakładu wulkanizacyjnego, gdy ma zbyt dużo klientów, odsyła ich do nas.
Wkrótce jednak minie okres przejściowy i dotacje się kończą, co wtedy?
– Poradzimy sobie, klientów powoli przybywa - ma nadzieję Edyta Guzowska. – Niestety, wrócił problem alkoholowy jednego z pracowników. Ale my jesteśmy naprawdę taką prawdziwą spółdzielnią socjalną. Przyszli do mnie inni pracownicy i powiedzieli: Edyta, pojedźmy do niego, to dobry człowiek, pomóżmy mu! No i pójdzie wkrótce na leczenie do szpitala.
Opowiada jak niezwykle jest obserwować to, ile radości i spokoju jej pracownikom daje pewna praca i płaca.
– Na przykład ostatnio jeden z pracowników opowiadał, że kupił w markecie nową kurtkę. Za osiemdziesiąt kilka złotych! A ja cieszyłam się razem z nim…
To czemu nie pomóc?
Serwis Diesel sp. z o.o. non profit działa w Białymstoku już półtora roku (od czerwca 2018).
Na początku, mimo przeszkolenia pracowników i półrocznego dofinansowania z OWES, lekko nie było, bo konkurencja na rynku jest spora. Teraz też jest różnie, chociaż firma ma już stałych klientów. Na diagnostykę przyjeżdżają samochody osobowe i ciężarowe m.in. z Pronaru, z podlaskiej policji, a nawet odległego Przasnysza. Ale o zyskach na razie za wcześnie jest mówić.
ZUS trzeba zapłacić do 15, VAT do 25 każdego miesiąca, pensje dla pracowników też muszą być zawsze na czas. Firma jednak sobie radzi, chociaż problemów nie brakuje. Na przykład ostatnio: od stycznia wzrosła praca minimalna, trzeba było podnieść pensję pracownikom i, co za tym idzie, nieznacznie ceny usług. A klienci, wiadomo, zawsze szukają serwisu, gdzie jest taniej.
– Raz jest więc lepiej, raz jest gorzej, ale na wypłaty dla pracowników zarabiamy i podatki płacimy na czas – mówi Marek Pietrowski.
Ale pensji nie pobiera na razie ani on, ani wiceprezes. Nieduże zyski, o ile są, woli zainwestować w rozwój firmy, bo mocno wierzy w to, że się utrzyma. Pięć osób, które z niej żyją, to dodatkowa motywacja.
– Zaczynałem od pomocnika mechanika, potem przeszedłem wszystkie szczeble, byłem nawet kierownikiem serwisu - opowiada. – Ale zakład padł, więc założyłem własną, jednoosobową firmę. Potem przyszły problemy osobiste, choroba… Jednoosobowa firma w takiej sytuacji nie da rady działać. Powstał więc pomysł, aby założyć spółkę. A że miałem i kolegów bez pracy… to czemu nie pomóc?
– Świadczymy usługi z zakresu diagnostyki i naprawy układów paliwowych w silnikach diesla – mówi Marek Pietrowski, prezes spółki. – Zajmujemy się także naprawą wtryskiwaczy oraz pompo-wtryskiwaczy i pomp wtryskowych.
W zakładzie pracuje, łącznie z szefem, 5 osób, w tym jedna na pół etatu. Marek Pietrowski siedzi w branży motoryzacyjnej już prawie 30 lat.
W końcu zarabiają na siebie
Monika Hałaburda jest wiceprezesem Spółdzielni Socjalnej "Wasilków".
– Zajmujemy się zielenią, kosimy i nasadzamy oraz sprzątamy biura i mieszkania – mówi. – Dajemy sobie radę.
Zanim jednak do tego doszło, Monika Hałaburda dwa lata była bezrobotna i po operacji. Jeszcze dłużej bez pracy była jej siostra. Razem poszły na kurs budowlano-ogrodniczy. Prowadzący, Piotr Januszewski, przy okazji opowiedział im o zasadach prowadzenia spółdzielni socjalnych, bo już jedną taką założył. Pomysł chwycił. Czwórka kursantów, po przeszkoleniu i napisaniu biznesplanu, otworzyła swoją firmę, a prezesem został ich wcześniejszy instruktor Piotr Januszewski. Cały czas im pomaga i doradza, ale pensji żadnej za to nie bierze.
– I tak działamy już ponad rok – mówi Monika Hałaburda. – Mamy zlecenia z Białegostoku i Wasilkowa. Dofinansowanie już nam się skończyło, ale sami na podatki i pensje zarabiamy.
Chociaż, jak dodaje, nie obyło się bez problemów. Jeden z pracowników sam zrezygnował już jakiś czas temu, drugiego natomiast trzeba było niestety zwolnić z powodu nawrotu choroby alkoholowej. Obecnie więc wszystkimi zleceniami zajmuje się Monika Hałaburda i jej siostra. Pracują i rano, i popołudniu. Sprzątają biuro przy ul. Modlińskiej i pielęgnują zieleń przy ul. Warszawskiej w Białymstoku, a w Wasilkowie sprzątają prywatne przedszkole i szkołę. Od marca do października współpracują także z wasilkowskim Zakładem Gospodarki Komunalnej.
– Jeżeli zleceń będzie więcej, na pewno zatrudnię kolejne osoby – mówi Monika Hałaburda i dodaje: – Spółdzielnie socjalne to bardzo dobry pomysł. Trzeba tylko zebrać ludzi, na których naprawdę można polegać. Jeżeli ktoś chce i stara się być uczciwym pracownikiem, to dzięki takiej pomocy może wyjść z największych swoich problemów.
Zaangażowanie, determinację i potencjał osób, zakładających przedsiębiorstwa społeczne dostrzegli też koordynatorzy projektu OWES.
– Na pewno bardzo istotne byłoby rozwinięcie wsparcia dla liderów grup inicjatywnych tworzących przedsiębiorstwa społeczne – wybiega w przyszłość Katarzyna Potoniec z Ośrodka Wspierania Organizacji Pozarządowych. – Praktyka pokazuje, że te podmioty, w których są osoby doświadczone w zarządzaniu lub w prowadzeniu działalności gospodarczej, zdecydowanie lepiej sobie radzą na rynku.