Spółdzielnie socjalne to podmioty, które z założenia mają łączyć działalność na rzecz zysku z działalnością społeczną – aktywizacją zawodową grup wykluczonych bądź zagrożonych wykluczeniem. Czy w Warszawie ta forma społecznego biznesu się sprawdza?
Spółdzielnie socjalne w Warszawie – krótka charakterystyka
W subregionie warszawskim (a zatem w Warszawie i sąsiednich powiatach) działa aktywnie 17 spółdzielni socjalnych, na Mazowszu zarejestrowanych jest ich 40. Ważną datą w rozwoju spółdzielczości w Polsce jest rok 2009, gdy znowelizowano ustawę o spółdzielniach socjalnych, co pozwoliło (ze względu na liberalizację niektórych przepisów) na ich żywszy rozwój. Przez ostatnie trzy lata prowadzony przez Fundację Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych projekt Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej (OWES) zaowocował w Warszawie rozpoczęciem działalności przez dwanaście spółdzielni socjalnych. Wszystkie nadal działają, choć część musiała dostosować swoje pierwotne założenia do realiów rynkowych lub też zmienić plany na mniej ambitne.
Zakres usług świadczonych przez warszawskie spółdzielnie socjalne jest bardzo zróżnicowany. Wymienić wśród nich można catering (obejmujący także kuchnie innych kultur), produkcję filmową, animację, fotografię, świetlicę, żłobek, usługi opiekuńcze, hostele – także dla zwierząt, usługi ogrodnicze, porządkowe, remontowe, krawiectwo, organizację wydarzeń kulturalnych, dostosowywanie stron internetowych do potrzeb osób niepełnosprawnych, a także coworking.
Rosyjska ruletka
Ponadto, jeśli mowa o specyfice warszawskiej, należy zauważyć, że w kontekście konkurencyjności 16 000 zł (na nowego członka lub pracownika spółdzielni), przyznawane spółdzielniom uruchamianym w Warszawie w ramach OWES nie stanowiło w warunkach stolicy przewagi na rynku. Proces inkubacji społecznego biznesu, który zgodnie z założeniami projektu, trwa 3-4 miesiące, jest w warunkach stolicy zbyt krótki.
– Z samą formą spółdzielczą wiążą się ponadto problemy dotyczące zarządzania – każda decyzja wymaga porozumienia. A to w tak dużej aglomeracji miejskiej, jak Warszawa, przy dynamicznie zmieniającym się rynku, wymagającym dostosowywania się do coraz to nowych sytuacji, jest szczególnie niekorzystne – mówi Magdalena Czychryta.
Co prawda, w razie niejasności ostatnie słowo należy do prezesa, w wielu przypadkach jednak trudno mówić o jednoznacznych przesłankach podejmowania decyzji. Propozycje wysuwane przez poszczególnych członków spółdzielni to po prostu pewne koncepty działania, nie zawsze (a w praktyce nawet dość rzadko) poparte stosownymi analizami. Decyzje podejmowane są więc wspólnie, ale zdarza się, że proces ten przebiega przy braku dowodów na słuszność konkretnych rozwiązań. Np. trudno stwierdzić a priori, które zdanie jest słuszne: kupić skuter czy samochód do rozwożenia cateringu? Można znaleźć argumenty za i przeciw w przypadku obydwu rozwiązań, tylko trudno je wyważyć. Sytuacja zaś, w której uda się dojść do porozumienia, a po czasie okaże się, że wybrane rozwiązanie nie przynosi oczekiwanych rezultatów, może stać się zarzewiem konfliktu. Dochodzą tu jeszcze emocje, często stres związany z obawami upadku danej inicjatywy.
– Bliżej jest tu więc do rosyjskiej ruletki niż racjonalnego planowania – podsumowuje Magdalena Czuchryta.
Trudny kawałek chleba
Nie oznacza to, iż w stolicy nie ma prężnie działających spółdzielni socjalnych. Są wśród nich m.in.: Kto rano wstaje, Fajna Sztuka, Praga czy Akces Lab. Wydaje się też, że na sukces ma szansę Spółdzielnia Socjalna Margines, choć półtora roku trwało, zanim udało jej się otworzyć Lokal Vegan Bistro na Kruczej (co nastąpiło bardzo niedawno – 12 kwietnia). Tym razem nie było to spowodowane niesnaskami między członkami spółdzielni, ale niechętną postawą miasta. – Prowadzenie cateringowej spółdzielni w Warszawie to ciężki kawałek chleba. Miasto jest trudne we współpracy, mimo wiele zapowiadających deklaracji. W Warszawie, jeśli chodzi o lokal na jedzenie, to albo nie udaje się go w ogóle uzyskać, albo jest on „wymęczony” – dzieli się swym zdaniem koordynatorka programu OWES.
Zdarza się jednak i tak, że mimo dogodnego miejsca na prowadzenie działalności, kompetentnych osób tworzących spółdzielnię, biznes rozpada się ze względu na konflikty osobiste. Tu gra rolę właśnie owa wspomniana już forma zarządzania, charakterystyczna dla spółdzielni, a dużo rzadziej spotykana w prywatnym biznesie.
Selekcja negatywna
Przypomnijmy jeszcze, do kogo kierowana jest omawiana forma prowadzenia działalności gospodarczej. Zadaniem spółdzielni socjalnych jest integracja zawodowa i społeczna osób wykluczonych społecznie bądź zagrożonych znalezieniem się w takiej sytuacji. To z jednej strony. A z drugiej mamy partycypacyjne zarządzanie, które wymaga przecież odpowiedzialności i dojrzałości życiowej. Nic więc dziwnego, że wiele spółdzielni socjalnych napotyka problemy w swej działalności. Jeśli nałożyć to na specyfikę dużego miasta, jak Warszawa, sytuacja znów się komplikuje. – W Warszawie możliwości pracy są tak różnorodne, że ci, którzy chcą ją podjąć, prędzej czy później powinni znaleźć zatrudnienie. Siłą rzeczy na zakładanie spółdzielni porywają się więc często osoby, które miały trudność w znalezieniu się w środowisku ustrukturalizowanym. Tymczasem zakładając spółdzielnię, same z siebie mają wykazać się dyscypliną, umiejętnością dialogu i solidnej pracy – wyjaśnia Magdalena Czuchryta.
Szanse na przyszłość
– Spółdzielnie socjalne, zarówno w Polsce, jak Warszawie, to wciąż start-upy. My szukamy modelu działania. Jak dane mi było słyszeć podczas jednej z konferencji dotyczącej wdrażania innowacji, nie powinniśmy skupiać się na przesadnej krytyce, gdy pewne rzeczy wciąż nie działają. Mówiłam o trudnościach związanych z zarządzaniem spółdzielnią, a także o tych wynikających ze specyfiki rynku warszawskiego, warto jednak dodać, że patologie w funkcjonowaniu tej formy działalności wynikają w niemałym stopniu także z niedostosowania procedur administracyjnych. Chodzi o zbiurokratyzowanie procedur związanych z realizacją projektów unijnych, w ramach których inkubuje się spółdzielnie wyjaśnia Magdalena Czuchryta. – Powinniśmy skupiać się na doskonaleniu procesów prowadzących do osiągnięcia rezultatu – dobrze prosperujących przedsiębiorstw społecznych, a nie dokumentowaniu procedur. Gdy w kontekście spółdzielni mówimy o efektywności, porównując nakłady pieniężne na jej uruchomienie z wynikiem w postaci miejsc pracy, porównajmy te dane z innymi w ten sposób uruchamianymi podmiotami. A zatem na przykład, ile padło firm jednoosobowych założonych dzięki dotacjom unijnym? – postuluje koordynatorka OWES.
Procedury i administracja projektów unijnych to pole do zmian. Pozytywne zachodzą zaś już w polskim prawodawstwie. Przygotowywany jest kolejny projekt zmiany ustawy o spółdzielniach socjalnych, w kierunku zmniejszenia biurokracji. Jeśli zatem chodzi o spółdzielnie socjalne, a szczególnie te działające w dużych miastach, wciąż poszukujemy naszego modelu ekonomii społecznej.