Warszawskie partnerstwa zyskują na popularności. Tylko na Mokotowie, którego część objęta jest programem rewitalizacji, są już trzy. Chęć działania, silna organizacja pozarządowa, wsparcie władz i lokalnego biznesu – to podstawowe czynniki, które decydują o powodzeniu partnerstwa. Korzyści? Całe mnóstwo.
Pierwszy raz spotkali się w maju dwa lata temu przy okazji Dnia Sąsiada. Okazało się, że chociaż mieszkają albo pracują obok siebie, w ogóle się nie znają. Przyszli właściciele pobliskich knajpek, lokalnego zakładu fryzjerskiego, sklepu spożywczego, aktywiści z organizacji pozarządowych, przedstawiciele instytucji publicznych i oczywiście sami mieszkańcy.
Co jeszcze chcielibyśmy na Powiślu zrobić, jak wypromować to, co już się w dzielnicy dzieje, jak jeszcze ożywić naszą przestrzeń – zastanawiali się.
– Najcenniejsze było to, że w ogóle się poznaliśmy – wspomina dzisiaj Katarzyna Fedorowicz.
Zaczęli spotykać się regularnie. Zróbmy coś większego – postanowili. Tak narodził się pomysł festiwalu Powiślenia, podczas którego swoje drzwi otworzyły lokalne kawiarnie, kluby, biblioteki, instytucje. Wyszło świetnie, ale szybko zaczęło im brakować wspólnej kawy i rozmów. Jeszcze przed kolejną edycją festiwalu, który z lokalnej inicjatywy błyskawicznie przekształcił się w działanie o ogólnomiejskim charakterze, zawiązali oficjalne partnerstwo. Otwarte, jawne forum wymiany pomysłów, doświadczeń, potencjałów.
Szybko opracowali wspólnie mapę potrzeb mieszkańców dzielnicy.
– Okazało się, że głównym problemem jest nikły dostęp do informacji, przede wszystkim dla osób starszych, ale nie tylko, także dla rodziców i młodzieży. Sąsiedzi nie znają się, nie są wykorzystywane miejsca, w których mieszkańcy Powiśla mogliby się spotykać. Mało znane są też oferty lokalnych instytucji i ośrodków kulturalnych – wymienia Kasia Fedorowicz.
Tylko od września zeszłego roku, działając już jako partnerstwo, zorganizowali spotkanie wielkanocne, w którym wzięło udział ponad 300 osób i pięć potańcówek dla seniorów. W międzyczasie szkolili się w Stołecznym Centrum Aktywności Lokalnej prowadzonym przez Stowarzyszenie BORIS i zaprezentowali swoje partnerstwo przed przedstawicielami z Łotwy i Danii. BORIS, podobnie jak innym mazowieckim partnerstwom, udzielił im wsparcia merytorycznego w postaci stacjonarnych i wyjazdowych szkoleń i otoczył opieką doświadczonego animatora.
Kluczowe dwa lata
Dzisiaj na dobre trwa już gorączka przygotowań do trzeciej edycji Powiśleń, która odbędzie się 24 września. Tego dnia w dzielnicy zaplanowano szereg wydarzeń: od naukowych w Centrum Nauki Kopernik, przez fotograficzno-plenerową akcję kolektywu Gęsia Skórka, koncerty, regaty na Wiśle, piknik kulturalny i całą masę innych rozrywek.
– Partnerstwo z Powiśla ma za sobą dopiero pierwszy rok działania, ale podobnie jak to z mokotowskich Sielc, gdzie partnerstwo zawiązało się w roku 2009, idzie drogą „modelową" – mówi Zbigniew Wejcman ze Stowarzyszenia BORIS i dodaje, że dwa, trzy lata to czas kluczowy dla idei partnerstwa. – Wtedy obserwujemy, jak formułuje się grupa, jak układa się wzajemna współpraca, w jaki sposób formułują się jej cele i zadania.
Partner wspierający
To, co obecnie dzieje się na Powiślu, początek miało w oddolnej inicjatywie społecznej, ale również istotne jest, że władze i instytucje publiczne umiejscowione w dzielnicy zechciały się w te działania włączyć. Bo partnerstwo to nie tylko sąsiedzkie chęci, ale działanie minimum dwóch podmiotów – organizacji i instytucji publicznej. To nie tylko animacja kulturalna przestrzeni, ale także rozwiązywanie problemów społecznych, aktywizacja, docieranie do grup zagrożonych wykluczeniem.
– Istotną rolę w powstawaniu i działaniu partnerstw odgrywają lokalne Ośrodki Pomocy Społecznej i samorząd. Pamiętajmy, że powinien być on aktywnym partnerem wspierającym, bo ma do tego największe możliwości. To od pomocy lokalnych władz, zarówno merytorycznej, osobowej, jak i finansowej, zależy sukces tej idei – podkreśla Zbigniew Wejcman.
Wsparcie takie widać na Mokotowie, gdzie działają już aż trzy partnerstwa: Moje Sielce, Moje Wierzbno i Mój Służewiec. Inicjatorem zawiązywania się lokalnych partnerstw był właśnie urząd – Wydział Spraw Społecznych i Zdrowia dla Dzielnicy Mokotów. Trzy inicjatywy, wywodzące się z Partnerstwa dla Mokotowa, powstały na terenach objętych rewitalizacją.
– Istnieje pewien stereotyp „my – oni". Na szczęście udało nam się to szybko przełamać. Nie ważne kogo reprezentujesz, wszyscy mamy jeden cel – opowiada Magdalena Magda z fundacji ProBono.pl., koordynatorka partnerstwa „Moje Sielce", które w zeszłym roku wyróżnione zostało nagrodą przyznawaną przez prezydenta m. st. Warszwy. Istotną rolę w budowaniu partnerstwa odegrały m.in. szkoły i świetlice środowiskowe.
Sielce mają za sobą nie tylko dwa festyny i świąteczny jarmark, na których mieszkańcy bawili się tak, że drzazgi ze sceny szły, ale przede wszystkim trzy edycje Akademii Rozwoju Moje Sielce dla dzieciaków i młodzieży.
– Chcemy, żeby mieszkańcy byli dumni z tego, że żyją na Sielcach, budujemy markę dzielnicy, zmieniamy jej „podupadły" wizerunek – dodaje Magdalena Magda.
Biznes i organizacje
Na Powiślu znaczącą wartość ma wsparcie lokalnego biznesu. Właściciele knajpek, klubokawiarni, czy lokalnych sklepów dobrze wiedzą, że dzięki społecznemu ożywieniu dzielnicy, zyskują też na własnej promocji. Tego z kolei brakuje Elżbiecie Trzińskiej, dyrektor gimnazjum nr 4 im. Władysława Broniewskiego przy ul. ul. F. Joliot-Curie.
– Kiedy sporządziliśmy na Wierzbnie mapę potrzeb i zasobów, okazało się, że właściwie mamy tu tylko kebab, a właściciele większych pomieszczeń czy terenów, na których moglibyśmy realizować swoje działania nie są otwarci na współpracę. A szkoda – ubolewa.
Mimo to Wierzbno także sobie radzi – odbyło się już kilka plenerowych imprez dla mieszkańców. Teraz czekają na wyniki konkursu, na który projekt złożyła do miasta działająca na Wierzbnie fundacja Roro, zajmująca się wsparciem młodych z matek. Bo prężna organizacja pozarządowa to kolejny czynnik rozwoju partnerstwa. To organizacje potrafią i mogą pozyskiwać środki na działanie. Swój sukces partnerstwo z Sielc w dużej mierze zawdzięcza sprawnej pracy fundacji ProBono.pl.
– Tego przede wszystkim brakuje na Służewcu – podkreśla Katarzyna Sekutowicz z BORIS-a. Ale Służewiec też ma już swoje pomysły: grę miejską w formie „questingu", którą będzie mógł przejść każdy w dowolnym terminie, czy animację trudnej młodzieży. Na otwarcie Ronda Żabczyńskiego planują wyświetlanie starych filmów, a także karaoke piosenek z lat 20. i 30.
– Partnerstwo na Służewcu dopiero zaczyna. Na razie wolimy o sobie mówić: lokalna grupa inicjatywna. Brakuje nam jeszcze silnego lidera, ale potencjał jest. Są osoby, które w zmianę dzielnicy chcą zaangażować swój czas i chęci – dodaje Katarzyna Sekutowicz.
Siła w „dzień dobry”
Korzyści z partnerstwa? Całe mnóstwo ‒ moi rozmówcy są zgodni.
– Od tych typowo utylitarnych dla dzielnicy, jak jej promocja, czy lepszy wizerunek, po te typowo ludzkie – wymienia Z. Wejcman.
– Niesamowite uczucie, kiedy widzimy zmiany w postawie dzieciaków, czy emerytów – dodaje Magdalena Magda.
– Ja się cieszę, że wreszcie wszyscy mówimy sobie „dzień dobry” i znamy się po imieniu. To niby takie zwyczajne, a jednak rzadko się zdarza w dzisiejszych czasach – kończy Katarzyna Fedorowicz.
Źródło: inf. własna