Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
– Proszę sobie wyobrazić, że może pan zgromadzić wspólnie zwolenników i przeciwników rządu w Polsce i możecie nawzajem do siebie mówić i się słuchać. Absolutnie nie przekonywać! Próbujecie tylko wytłumaczyć swoje opinie. Ale bezwzględnie musicie posłuchać także racji innych – mówi Christiane Seehausen, facylitatorka dialogu społecznego.
Stanisław Zakroczymski: – Jest pani facylitatorką dialogu społecznego. Co to właściwie znaczy?
Christiane Seehausen: – Pierwsze pytanie i od razu tak zasadnicze! Na początku zaznaczę, że pracuję zarówno jako facylitatorka, „ułatwiaczka”, doradczyni przy dialogu, jak również jako trenerka, która uczy innych, jak przy dialogu pracować. Tym też zajmuję się między innymi podczas pobytu w Polsce (od red. Christiane Seehausen przebywała w Polsce na początku grudnia 2017 na zaproszenie Centrum Myśli Jana Pawła II).
Reklama
Odpowiadając bezpośrednio na pytanie: niektórzy śmieją się, że zadaniem facylitatora jest „nic nierobienie”, czyli przysłuchiwanie się procesowi dialogu. To oczywiście nieprawda, ale faktem jest, że moją rolą nie jest „prowadzenie” grupy, a już tym bardziej przewodzenie jej. Moim zadaniem jest tworzenie grupie różnych, często głęboko skonfliktowanych ludzi przestrzeni do szczerej i otwartej rozmowy. Ale to nie facylitator jest „właścicielem” procesu – uczestniczy w nim niejako na zaproszenie uczestników.
Mogłaby pani podać przykład, jak to działa?
C.S.: – Zanim włączyliśmy dyktafon, opowiadał mi pan o głębokim polityczno-społecznym konflikcie, jaki ma miejsce u was w Polsce. Wyobrażam sobie, że zwolennicy i przeciwnicy rządu, albo jakaś organizacja społeczna, mówi: „przyjedź, Christiane, pomóż nam, bo jesteś osobą bezstronną”. To jest niezwykle istotny punkt.
Neutralność?
C.S.: – Wolę używać właśnie terminu „bezstronność”. Lepiej oddaje ducha naszego zaangażowania. Neutralność kojarzy się zbyt mocno z biernością. Tymczasem rola facylitatora na niektórych etapach procesu musi być aktywna. Zwłaszcza na początku.
Dlaczego?
C.S.: – Bo pierwszy krok to rozmowa z każdą z zainteresowanych stron oddzielnie. Mówię: „Okej, zaprosiliście mnie do dialogu, dziękuję, ale muszę wam powiedzieć, jak to działa, jakie mamy założenia i reguły gry”. Uczestnicy muszą czuć się ze mną bezpieczni. Czuć, że faktycznie nie jestem zaangażowana po żadnej ze stron, że moje sympatie są rozłożone po równo. Często sprzyja nawet temu fakt, że nie mówię w języku konfliktu, że nie mam nic wspólnego z krajem, w którym konflikt się toczy.
Mówi pani o zasadach, których uczestnicy muszą się trzymać. Jakie to zasady?
C.S.: – Najważniejsza jest taka, że muszą próbować mówić w imieniu własnym, a nie innych. To jest szczególnie trudne, kiedy rozmawia się z politykami i ludźmi zaangażowanymi politycznie. Oni są przyzwyczajeni do tego, że mówią: „nasza partia albo nasza grupa uważa to i tamto”. Tymczasem ja ich przekonuję, żeby zaczęli mówić „ja”, „ja uważam, że”. To trochę trwa, zwłaszcza w przypadku polityków, którzy nauczyli się mówić w imieniu innych. Nawet jeśli nie mają do tego umocowania.
Pracowała pani z politykami?
C.S.: – Wielokrotnie! W różnych miejscach, takich jak Kenia, Rosja, Ukraina czy Słowacja.
Przy dialogu między grupami politycznymi lub politykami a obywatelami?
C.S.: – Różnie. Metody dialogu możemy używać do rozmowy między różnymi grupami i w różnych celach. Najczęstszym jest transformacja konfliktu.
Transformacja konfliktu wymaga podejścia, które zakłada, że konflikt tworzy szansę i trzeba postarać się dobrze ją wykorzystać
Kolejny trudny termin.
C.S.: – Politycy, czy ich doradcy strategiczni, mówią często o „zarządzaniu konfliktem”. Nie używamy tego terminu, bo uważamy, że niesie ze sobą instrumentalne traktowanie konfliktu. Tymczasem dialog jest procesem relacyjnym i upodmiotowiającym uczestników. Transformacja konfliktu wymaga podejścia, które zakłada, że konflikt tworzy szansę i trzeba postarać się dobrze ją wykorzystać.
Wiele osób czy całych grup w ogóle unika konfliktu lub nie chce dopuścić myśli o jego istnieniu.
C.S.: – Otóż to! Jesteśmy przeciwni takiemu stawianiu sprawy. Uważamy, że trzeba zdać sobie sprawę z istnienia konfliktu, żeby w wyniku jego przepracowania można było w danej grupie czy między konkretnymi ludźmi zmienić coś na lepsze.
Jestem na studiach prawniczych. Kiedy słyszę o konflikcie, to pierwsze skojarzenie, jakie mi się pojawia, to potrzeba negocjacji. W publikacjach waszej fundacji przeczytałem jednak, że dialog to coś zupełnie innego niż negocjacje…
C.S.: – W negocjacjach najważniejszy jest cel. I jako prawnik wie pan pewnie dobrze, że jeśli w ich trakcie nie osiągnie celu, pójdzie pan do sądu, który rozstrzygnie konflikt. W dialogu nie chodzi o rozstrzygnięcia. Jedyny cel, jaki mamy, to zwiększyć zrozumienie pomiędzy uczestnikami.
Trzeba tu od razu zastrzec, że nie jest to metoda uniwersalna, której używanie rekomendowałabym przy każdym konflikcie. Jeśli na przykład mamy do czynienia z eskalacją przemocy, z konfliktem zbrojnym, to absolutnie w pierwszej kolejności trzeba doprowadzić do jego wygaszenia w inny sposób.
Jeśli ktoś próbuje mnie zabić, nie będę z nim dialogował…
C.S.: – Dokładnie. Ale po upływie czasu nawet ofiara i sprawca mogą zacząć dialog. Obecnie dzieje się to na przykład w Kolumbii, gdzie po podpisaniu porozumienia pokojowego ludzie rozmawiają o tym, co działo się w tym kraju przez wszystkie lata wojny. Nawet ofiary mówią tam często, że nie chcą przez całe lata żyć w nienawiści! Że przecież muszą dalej żyć w tym samym kraju wspólnie, więc trzeba znaleźć pole porozumienia. Dialog jest więc również drogą do pojednania.
Czyli dialog może następować po negocjacjach, a nawet procesach sądowych?
C.S.: – Jak najbardziej.
Nie jest więc po to, aby zastąpić wyroki, ale aby polepszyć sytuację po tym, kiedy już zapadną?
C.S.: – Częstokroć tak. Dialog w naszym rozumieniu ma również pełnić funkcję prewencyjną. Nie tylko dokonywać transformacji konfliktu, ale również przeciwdziałać powstawaniu nowych. A to się może dokonać tylko poprzez budowanie wzajemnego zrozumienia. Proszę sobie wyobrazić, że może pan zgromadzić wspólnie zwolenników i przeciwników rządu w Polsce i możecie nawzajem do siebie mówić i się słuchać.
Ludzie muszą zacząć myśleć o tym, jakich słów do czego używają i dlaczego
Przekonywać?
C.S.: – Broń Boże! Absolutnie się nie przekonywać! Próbujecie tylko wytłumaczyć swoje opinie, zastanowić się, dlaczego uważacie tak, a nie inaczej. Ale bezwzględnie musicie posłuchać także racji drugich. Potem możecie zadawać sobie pytania. To nie są przyjemne rozmowy. Wymagają wiele myślenia krytycznego, również o sobie samym. Wchodzimy głębiej i głębiej w myślenie własne i drugiej strony. Ktoś powie, że „w Polsce potrzebne są zmiany”, a ja mogę wówczas zapytać: „a co to jest Polska? Co oznacza dla was, a co dla was?”. Ludzie muszą zacząć myśleć o tym, jakich słów do czego używają i dlaczego. Co te słowa dla nich znaczą? Chcemy sprawić, aby stali się bardziej samoświadomi. To oczywiście jest bardzo trudne, w wyniku czego uczestnicy często opuszczają dialog, są bardzo agresywni, źli. Czasem nawet płaczą.
Jeśli chodzi o Polskę, to niestety mam wrażenie, że nie rozmawiamy nie tylko dlatego, że konflikt między nami jest głęboki, ale również dlatego, że nie mówimy już w tym samym języku. Przykładowo słowo „demokracja” w języku władzy i opozycji znaczy już zupełnie co innego.
C.S.: – Jeśli mówimy o demokracji, jako facylitatorka zapytałabym: co dla ciebie oznacza to słowo? Czy jest dla ciebie ważne? Jak widzisz dziś sytuację w Polsce, jeśli chodzi o demokrację? Kluczowe dla dialogu jest to, że traktuję cię poważnie i chociaż pytam uprzejmie, ale krytycznie, to nie próbuję cię przyprzeć do muru.
Żeby to działało dobrze, potrzebujesz treningu, bo musisz pokazać uczestnikom, że naprawdę jesteś bezstronny. Jeśli byłabym stronnicza, to te pytania mogłyby poprowadzić cały proces w złym kierunku.
Obawiam się mimo wszystko, że w Polsce nie jesteśmy gotowi na taki proces.
C.S.: – Czemu jest pan aż takim pesymistą?
Bo zbyt wiele złych słów zostało publicznie powiedzianych. Lider rządzącej partii mówił o przeciwnikach jako o „Polakach gorszego sortu”, a opozycja mówi nieustannie o „katastrofie, zamachu na demokrację”. Zdarzają się też bardzo pogardliwe opinie o zwolennikach władzy, którzy „sprzedali się jej za socjal”. A więc napięcie jest bardzo wysokie. Potrzebowalibyśmy miesięcy, może lat, żeby zacząć rozmawiać.
C.S.: – Ależ z pewnością potrzebujecie! Kto powiedział, że dialog to sprawa łatwa, lekka i przyjemna? Wręcz przeciwnie. Często zajmuje całe lata – zwłaszcza jeśli konflikt rzeczywiście jest głęboki. Zdarzyło mi się, że potrzebowałam ponad roku tylko po to, by zbudować zaufanie uczestników do siebie nawzajem! To była grupa kobiet różnych narodowości zamieszkujących na stałe w pewnej gminie niedaleko Oslo. Przez rok nie miały nawet na tyle zaufania, aby się ze sobą spotkać. Potem długo trwało, zanim udało się normalnie porozmawiać. Ostateczny sukces procesu jest jednak niezaprzeczalny. Te kobiety wspólnie założyły organizację pozarządową i urządzają lokalne wydarzenia.
Jedyna idea, która nam przyświeca, to dać ludziom przestrzeń do słuchania się nawzajem, pokazać im empatię i traktować ich z szacunkiem i pokorą
Czy zawsze sami wybieracie uczestników dialogu?
C.S.: – Często tak – i proces rekrutacji trwa długo. Tak było w przypadku mieszkańców Kosowa, gdzie wyszkoliliśmy ostatecznie całą grupę lokalnych liderów wyposażonych w kompetencje doradcze, aby budować na miejscu miejsca spotkań ludzi ponad etnicznymi podziałami.
Ale zdarza się nieraz, że zgłaszają się do nas inne organizacje, które nie radzą sobie z prowadzeniem dyskusji przy pomocy innej metodologii. Na przykład teraz wraz z koleżanką pracujemy jako doradcy przy dialogu miedzy grupą muzułmanów i byłych muzułmanów żyjących obok siebie w pewnej społeczności. Inna organizacja urządzała im co miesiąc debaty. Po siedmiu takich spotkaniach, w czasie których rozgrywały się dramatyczne sceny, ludzie wrzeszczeli, płakali, uciekali, organizacja poprosiła nas o pomoc. Zaczęliśmy pracować metodą dialogu. Siedzimy w kręgu i słuchamy się nawzajem przez kilka godzin. Już udało się osiągnąć sporo: wszyscy uczestnicy wrócili do spotkań, nawet ci, którzy wcześniej opuszczali debaty.
Czyli zmiana poglądów ludzi nie jest waszym celem?
C.S.: – Poglądy mogą się zmienić w wyniku spotkań, ale nie muszą. Jedyna idea, która nam przyświeca, to dać ludziom przestrzeń do słuchania się nawzajem, pokazać im empatię i traktować ich z szacunkiem i pokorą.
Christiane Seehausen – pracuje w Nansen Center for Peace and Dialogue w Lillehammer w Norwegii. Pracuje dla globalnego społeczeństwa opartego na równości, pokorze i szacunku dla różnic. Od ponad 10 lat wprowadza norweską metodę dialogu według Nansen Center for Peace and Dialogue. Prowadzi szkolenia dotyczące komunikacji, skutecznego dialogu, transformacji konfliktu, tożsamości i tworzenia zróżnicowanego społeczeństwa. Jej głównym narzędziem pracy jest dialog, który stosuje jako środek pojednania i komunikacji skłóconych ze sobą grup etnicznych i kulturowych w najtrudniejszych konfliktach naszych czasów, m.in. w Palestynie, Izraelu, Kenii, Kurdystanie, na Bałkanach i Ukrainie. Prowadziła warsztaty m.in. w Norwegii, Kenii, Iraku, Danii, Polsce i Finlandii, które utwierdziły ją w przekonaniu, że dialog prowadzi do lepszego zrozumienia i zmniejsza strach przed różnicami.
Stanisław Zakroczymski – redaktor „Magazynu Kontakt”, absolwent historii, student prawa na UW, autor wywiadu rzeki z prof. Adamem Strzemboszem pt. „Między prawem i sprawiedliwością”, który ukazał się w tym roku nakładem Biblioteki Więzi.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.