– To są ofiary czy odpady? Przepisy mówią, że trochę odpady, a trochę ofiary. Trzeba się nimi opiekować, ale w zasadzie można je utylizować. Potrzebne jest spójne prawo, które rozstrzygnie, czy rozwiązujemy problem, czy robimy na nim biznes? Musimy jako społeczeństwo o tym zdecydować – mówi Tadeusz Wypych, współzałożyciel i członek zarządu Fundacji dla Zwierząt ARGOS.
Obrońca praw zwierząt, który nie chce, żeby nazywać go „miłośnikiem zwierząt”.
– Nie mogę powiedzieć, że interesuję się zwierzętami – wzrusza ramionami. – Animal Planet mnie nudzi, a gdy widzę drastyczne sceny, to wyłączam telewizor. Jako młody człowiek wizytowałem rzeźnie albo wyciągałem psy spod tramwajów i to znacznie ograniczyło moją ciekawość. Interesują mnie zwierzęta we własnym domu – biegają po nim dwa psy i około 20 kotów, głównie nienadających się do adopcji – a kiedy widzę bezdomnego psa, wolę przejść na drugą stronę ulicy, żeby za mną nie poszedł.
Pytany o motywacje twierdzi, że zajął się problemem, ponieważ inni się nim nie zajęli.
– Przez całe życie wypadało mi zajmować się tym, czym nie zajmują się inni, albo robić to inaczej. Zresztą z biegiem lat ułożyła się z tego dziwna kolekcja zawodów: leśnika, taksówkarza, drukarza, informatyka. A z dorywczych zajęć – od rozładowywania wagonów po zasiadanie w radzie spółki giełdowej. Stale natomiast cierpię na wadę nielojalności wobec własnej branży, korporacji czy środowiska – ostrzega.
Na pytanie o sukcesy odpowiada: – Nie ma sukcesu. Ja rozumiem, że ludzie sektora pozarządowego powinni mieć sukcesy, motywować się pozytywnie. Ja się niestety motywuję negatywnie. Najchętniej współpracuję z ludźmi, którzy poznali te mechanizmy i są tak samo wkurzeni. Chodzi jednak o to, żeby to wkurzenie miało sens, bo inaczej powinienem, czy ja wiem, pójść obrabować bank albo walić głową w ścianę. Bo na emigrację jestem za stary.
Trudno namówić go na opowieść o sobie. Siedząc na tle segregatorów wypełnionych dokumentami opowiada o wspomnianych już mechanizmach, które „podgląda” w ramach fundacyjnych działań. Jest to, jak mówi „dziurka od klucza” na szerszy problem.
Statystyki i emocje
Fundacja dla Zwierząt ARGOS prowadzi warszawski Ośrodek „Koteria” (pierwszy w Polsce ośrodek bezpłatnej sterylizacji kotów miejskich) oraz Biuro Ochrony Zwierząt, które zajmuje się problemem bezdomnych zwierząt w wymiarze publicznym. To obszar działań pana Tadeusza, który zbiera oficjalne informacje o tym, jak to zagadnienie rozwiązywane jest w skali kraju i docieka, co za publiczne pieniądze dzieje się z bezdomnymi zwierzętami?
– Wyobrażenie na ten temat kształtują media. A one przedstawiają to, co ludzie chcą usłyszeć. Ludzie zaś chcą słyszeć to, co jest zgodne z ich wyobrażeniami itd. Tworzy się świat równoległy do rzeczywistości. Schroniskom zależy na darczyńcach, więc mówią, że jest bardzo dobrze, albo bardzo źle. I to skutkuje. Mediom zaś zależy na chwytających za serce historiach.
– Wszystko opiera się na emocjach i nie pozwala na zadanie pytania – kto i w jaki sposób za to odpowiada? Bo emocje swoją drogą, a odpowiedzialność za patologię to zupełnie co innego. Ankietujemy wszystkie gminy w Polsce, by dowiedzieć się za co i komu płaciły. I usiłujemy to sprawdzić. Między innymi za pomocą informacji z nadzoru weterynaryjnego, który posiada raporty ze schronisk. Jest więc dokument od wójta, że on wysłał do schroniska tyle, czy tyle psów. A z drugiej strony dokument powiatowego lekarza weterynarii o liczbie psów przyjętych do schroniska. Wystarczy te liczby porównać.
– Czasem wszczynamy postępowania karne. Tak naprawdę powinno ich być wiele, więc robimy to wyjątkowo, gdy mamy szansę dowiedzieć się przez to czegoś więcej.
– Taka dokumentacja potrzebna jest nie tylko do statystyk. Przydaje się także lokalnym środowiskom jako podstawa do interwencji. Wszystkie dokumenty publikujemy w Internecie, łącznie z dokumentami postępowań karnych. Wiadomo, co powiedział burmistrz, co powiatowy lekarz weterynarii, jakie są podstawy prawne, uchwały rady gminy. Dzięki temu można działać dla zmiany systemu, a nie ograniczać się do zabrania kolejnego psa ze schroniska.
– Ludzie pytają: Czy pan jeździ do schronisk. Czy pan tam był, że mówi pan takie rzeczy? Odpowiadam: a po co mam tam jeździć? Stanę na środku – tu psy w boksach, tam kwietnik. Nic drastycznego nie zobaczę. Bo mnie mniej interesują psy, które tam są, a bardziej te, których tam nie ma. Natomiast wszyscy przejmują się tylko tymi, które mogą tam zobaczyć. Bo media muszą coś pokazać. A jak sfotografować psa, którego nie ma? Jak pokazać pieniądze na opiekę, które zostawił? Ja mogę pokazać tylko dokumenty, a to przecież nie jest medialne. W ten sam sposób działają urzędowe kontrole. Podsumowują, że w schronisku jest wszystko OK, są tylko pewne uchybienia w dokumentacji …
Psy, których nie ma
– Są takie organizacje, które nieśmiało, podsuwają pomysł, żeby przejść na wzorce brytyjskie – określona ilość dni w schronisku i uśpienie. Zanim zaczniemy to roztrząsać na płaszczyźnie etyki, zapytajmy, jak ten postulat wpisuje się w istniejący rynek. No dobrze, uśpijmy wszystkie. Ogromna robota dla weterynarzy i wszystkie miejsca w schroniskach wolne. Natychmiast można przyjąć następne psy. A przecież, jak pies przychodzi do schroniska, to ma w zębach na przykład dwa tysiące złotych – mówi pan Tadeusz i dodaje, że jest to sposób na przerabianie publicznych pieniędzy, ponieważ schroniska wystawiają gminom rachunki w momencie przyjęcia psa. – Gotówka do kasy. Pies do boksu. No i jak żyje, to już tylko przynosi straty.
– Nawet gdyby wszystkie psy w schroniskach humanitarnie uśpić to za miesiąc będą nowe i rynek będzie się cieszył, bo będzie jeszcze większy obrót. Przecież likwidowanie konkretnych zwierząt nigdy nie likwidowało problemu. Ani na odwrót. Wprowadzone w 1997 r. przepisy o „zapewnianiu opieki” zamiast uśmiercania spowodowały, że na pozbywaniu się zwierząt można teraz zarabiać. Bo trudno byłoby zarobić na samych zastrzykach. Masowe utrzymywanie czy masowe uśmiercanie to przejawy problemu – nie środki jego rozwiązywania.
Jak jest, jak było…
Z problematyką bezdomnych zwierząt pan Tadeusz zetknął się przed wielu laty. Mając 17 lat pracował w warszawskim schronisku jako wolontariusz i jako inspektor TOZ. Potem była długa przerwa.
– W 2002 roku, przy okazji pracy w fundacji wspomagającej schronisko w Falenicy, odkryłem, że w Polsce ziściło się to, czego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych najbardziej obawiano w ówczesnym TOZ. Powstała osobna instytucja hycla, który łapie psy za pieniądze.
– Kiedyś dla urzędników był to problem tylko porządkowy, załatwiany lepiej lub gorzej, ale bez zakłamania. Mimo że ówczesne przepisy nic nie mówiły o opiece, w warszawskim schronisku, gdzie pracowałem nie uśmiercało się zwierząt po kwarantannie. Natomiast często – z braku możliwości leczenia. Był to po prostu barak na terenie MPO i około setka psów. Dziś na Paluchu jest ich ponad dwa tysiące.
– Za tym, co dziś dzieje się dzieje z bezdomnymi zwierzętami w Polsce stoi cały sektor gospodarczy: hodowla, sprzedaż, usługi weterynaryjne, karma, akcesoria, szkolenia, rekreacja, a nawet moda i prasa. Ta nowa w Polsce branża wciska wszystkim miłość do zwierząt, napędza popyt, a jednocześnie przerzuciła na gminy zadanie utylizacji niepotrzebnych zwierząt. Pod pozorem opieki oczywiście. Takie są systemowe źródła patologii.
To, że pani nic nie płaci oddając zużyty sprzęt domowy, nie znaczy, że ktoś na tym nie zarabia. Są refundacje, opłaty. Państwo reguluje rynek odpadów. Ale zaniechano regulacji runku zwierząt domowych. A na niepotrzebnych zwierzętach można dodatkowo zarobić. Na ofiarności ludzi, na szantażu moralnym, by brać zwierzęta ze schronisk i zwalniać miejsca na większy przerób.
Jak słyszę miłośników zwierząt głoszących, że adopcja rozwiązuje problem bezdomnych zwierząt i trzeba budować nowe schroniska, to zastanawiam się, gdzie kończy się naiwność, a zaczyna cynizm.
Co dalej?
– Nie ma prostej drogi do zmian. Z różnych stron wysuwane są rozmaite pomysły zmiany prawa. Niestety żaden nie opiera się na analizie sytuacji, ani nie zawiera oceny skutków regulacji. Gdy tworzyła się Koalicja dla zwierząt napisałem sobie własny projekt zmiany ustawy o ochronie zwierząt, w zakresie bezdomnych zwierząt domowych. Jest w Internecie ale mało kogo interesuje, bo to projekt koncepcyjny, dotyczący mechanizmów tego problemu. Na gruncie samego prawa wystarczy usunięcie wszystkich jawnych idiotyzmów i nieścisłości z istniejącej ustawy, dodanie jednego rozporządzenia wykonawczego, utworzenie jednego rządowego nadzoru, który by angażował 50 osób w skali kraju – i patologia zniknie. Jest Europejska konwencja ochrony zwierząt domowych, więc nie trzeba wyważać otwartych drzwi. Prawdziwy problem polega na tym, kto by na tym zyskał, a kto stracił. I stąd tyle zamieszania wokół zmiany prawa ochrony zwierząt.
Proponuję, że zamieszczę w artykule link do tego projektu. Protestuje. Zamiast tego sugeruje, aby pokazać historię postępowań karnych w sprawie schronisk prowadzonych przez niektóre organizacje.
– Może dla portalu organizacji pozarządowych to lepszy temat niż jakieś projekty specyficznych ustaw.
Tadeusz Wypych – autorska wersja życiorysu
Źródło: inf. własna ngo.pl