Na warszawskich podwórkach w kończącym się roku działo się rekordowo dużo. Wystarczy wspomnieć, że aż 40 sąsiedztw zorganizowało Dzień Sąsiada, a siedemnaście – Podwórkową gwiazdkę. To nie jedyne wyjątkowe liczby. Q-Ruch Sąsiedzki, wspierając inicjatywy lokalne, patronował kilkudziesięciu innym podwórkowym wydarzeniom, a ponieważ rok dobiega końca, czas na podsumowanie.
Więcej zdjęć: Przybieżeli na podwórka sąsiedzi...
Na warszawskich podwórkach w kończącym się roku działo się rekordowo dużo. Wystarczy wspomnieć, że aż 40 sąsiedztw zorganizowało Dzień Sąsiada, a siedemnaście – Podwórkową gwiazdkę. To nie jedyne wyjątkowe liczby. Q-Ruch Sąsiedzki, wspierając inicjatywy lokalne, patronował kilkudziesięciu innym podwórkowym wydarzeniom, a ponieważ rok dobiega końca, czas na podsumowanie.
Bilans dodatni
W Warszawie niewiele jest już chyba takich osób, które nie słyszały o Dniu Sąsiada. To firmowa inicjatywa Q-Ruchu Sąsiedzkiego, od której co roku wszystko się zaczyna.
– Dzień Sąsiada zawsze jest dla nas wyjątkowy, ale chyba jeszcze bardziej wyjątkowy jest moment, w którym startujemy, i cały późniejszy proces: zgłaszanie się do urzędów, szukanie mieszkańców w Internecie, imanie się wszelkich kanałów komunikacji z aktywnymi mieszkańcami z różnych dzielnic – mówi Agnieszka Matan, koordynatorka Q-Ruchu Sąsiedzkiego.
W tym roku do organizacji Dnia Sąsiada udało się włączyć urzędy trzech kolejnych dzielnic, razem w 2011 roku było już ich sześć. To nie jedyny tegoroczny sukces Dnia Sąsiada. Liczba sąsiedztw też przerosła oczekiwania. Łącznie w majową akcję włączyło się ich czterdzieści. Udało się też zaangażować większą liczbę mieszkańców.
– Pierwszy kontakt, pierwsze spotkanie jest zawsze kluczowe, bo albo coś zaskoczy, albo nie. W każdej dzielnicy jest inaczej, ludzie inaczej reagują, mają inne problemy. W Ursusie na przykład było nam naprawdę łatwo, ludzie byli otwarci, władze chętne. Trudniej było na Pradze Południe – wspomina Agnieszka.
A jednak za sprawą wielu lokalnych inicjatyw także wśród urzędników zwiększyło się zainteresowanie ruchami sąsiedzkimi. Uczestniczą w debatach, przychodzą na spotkania i to nierzadko po godzinach swojej pracy. Nie wyróżniają się z tłumu, zabierają głos i dzielą się pomysłami, jak każdy inny sąsiad. To pomaga spojrzeć na urzędnika z nieco innej perspektywy, ale ma też walory praktyczne. Dzięki temu udaje się przeforsować w urzędach dzielnic to, co normalnie nie wzbudziłyby zainteresowania urzędników czy władz.
– Wszystko opiera się na czynniku ludzkim, a nie na tym, kto jest burmistrzem, kto jest urzędnikiem, a kto jest z organizacji – mówi Agnieszka. – Wychodzimy z założenia i się nie zawiodłyśmy, że urzędnicy mają wolę działania i społeczną smykałkę.
Także dzięki ich zaangażowaniu, warszawskie sąsiedztwo wyrasta na bardzo świadomą lokalną społeczność. I chociaż zdarzają się i wzloty, i upadki, generalnie bilans sąsiedzkiego roku, jeśli chodzi o inicjatywy, jest dodatni.
– Ostatni dowód miałyśmy podczas Podwórkowej Gwiazdki. Odbyła się w siedemnastu miejscach w Warszawie, choć jeszcze rok temu tych miejsc było zaledwie siedem – podsumowuje A. Matan.
Liderzy – absolwenci
Żeby na wspólnym podwórku w jednym celu zebrało się dziesięciu sąsiadów, przynajmniej jeden z nich musi mieć zdolności lokalnego lidera. Q-Ruch Sąsiedzki w 2011 roku spośród wielu społeczników-amatorów wyłowił 20 najbardziej aktywnych i kreatywnych osób, które trafiły do tegorocznej Akademii Inicjatyw Sąsiedzkich. Jest to platforma współpracy dla dziesiątek ludzi, którzy chcą coś zrobić dla i wspólnie ze swoim najbliższym otoczeniem.
– Liczba zgłoszeń do tegorocznej edycji bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Niestety, musiałyśmy dokonać wyboru i z tych czterdziestu paru osób, które nadesłały zgłoszenia, wybrałyśmy dwadzieścia takich, które albo miały już na koncie jakieś inicjatywy, albo wykazały się ciekawymi pomysłami na lokalne działanie – mówi Karolina Kopińska, koordynatorka Akademii.
Spotkań dla przyszłych liderów było łącznie siedem. Odbywały się średnio raz w miesiącu.
– Można powiedzieć, że wspólnie zrealizowaliśmy kompleksowy cykl, który po pierwsze miał zmobilizować ludzi do działania w ogóle oraz uczył, jak zbudować w sobie postawy lidera społeczności lokalnej. Na końcu cykl miał doprowadzić do tego, żeby osoby otrzymały wszystkie narzędzia i wiedzę potrzebną do tego, aby coś zainicjować – wyjaśnia Karolina i dodaje, że w szkole, jak to w szkole, nie obyło bez prac domowych: – One miały już bezpośrednio zainspirować do działania. Uczestnicy mieli na przykład za zadanie zdiagnozować oczekiwania i potrzeby swoich sąsiadów. Zresztą to im się później bardzo przydało.
Warszawa sąsiadami stoi
Dla mieszkanki Pragi Północ Marii Dąbrowskiej, działającej od kilku lat w założonej przez siebie Fundacji Zmiana, 2011 rok był prawdopodobnie najbardziej sąsiedzkim rokiem w życiu. Nie tylko zorganizowała jeden z najbardziej hucznych Dni Sąsiada w Warszawie, ale i w działania wciągnęła swoją córkę Weronikę Majewską. To ona z grupką przyjaciół najpierw założyła tak zwany kolektyw „Zwierz się”, a później zorganizowała imponujący koncert, z prawdziwą sceną i zaproszonymi zespołami, na rzecz schroniska dla zwierząt pod Wieluniem. Kulminacja sąsiedzkiego roku w życiu obu prażanek nadeszła jednak dopiero z jego końcem.
– Najważniejszym wydarzeniem tego roku było zdecydowanie to, co się nie dawno skończyło, czyli sąsiedzkie i międzykulturowe śpiewanie kolęd przy okazji naszej Podwórkowej Gwiazdki – mówi Maria Dąbrowska. – Mieszkamy w specyficznym miejscu, gdzie łączą się trzy kultury trzech religii. Postanowiliśmy to jakoś zaznaczyć. Na kamieniu dzieci malowały, co im przyszło do głowy, przygotowaliśmy też cytaty z ks. Twardowskiego i Martina Bubera – dodaje.
Praca koncepcyjna nad zorganizowaniem Podwórkowej Gwiazdki trwała od października. Intensywne spotkania sąsiadów zaczęły się trzy soboty przed imprezą. Maria Dąbrowska każdego z nich zaangażowała do współpracy osobiście.
– To nie jest dla mnie jakąś akcją, że muszę do kogoś zapukać. Dla mnie jest oczywiste, że ja chodzę od drzwi do drzwi – mówi i dodaje, że efekty widać później przy wspólnej pracy.
– Kobitki przygotowywały zaproszenia, Weronika zrobiła plakat. Udało się nam wyjść poza podwórko i zaangażować naprawdę wiele osób w nasze przedsięwzięcie – mówi M. Dąbrowska i dodaje, że to dodało jej wiatru w skrzydła: – Przestałam się bać, poszłam do restauracji i zapytałam, czy zgodzą się udostępnić nam salę. Zgodzili się. Mój Boże, atmosferę spotkania i wspólnego kolędowania trudno opisać – podsumowuje.
Fundacja Zmiana i sąsiedzi z Pragi mają już kolejny pomysł. Tym razem chcą założyć pierwszą w Warszawie i kto wie, czy nie w Polsce sąsiedzką bibliotekę. – Książki się znajdą, a ludzie lubią czytać i, co najważniejsze, lubią się spotykać – wyjaśnia Maria Dąbrowska. Dodaje, że bez Q-Ruchu Sąsiedzkiego trudno wyobrazić sobie działanie na taką skalę, ale prawdziwy i często ukryty potencjał tkwi w samych sąsiadach. – Mieszkam w piętnastopiętrowym wieżowcu. Myślałam, że znamy się tylko z windy. Tak mi się wydawało.
Źródło: inf. własna ngo.pl