– Nie chcemy używać narracji „my” kontra „oni”, bo wszyscy jesteśmy jednym społeczeństwem – deklarują mieszkanki Mokotowa, którym zamarzyło się przekształcenie jednego z lokali użytkowych przy ul. Puławskiej w miejsce spotkań sąsiedzkich. Od kilku miesięcy rozmawiają o tym z dzielnicowymi urzędnikami. Teraz czekają na rozpatrzenie ich petycji.
Niektóre inicjatywy zaczynają się przypadkiem. Urszula Dragan, wychodząc pewnego dnia ze swego domu na warszawskim Mokotowie, zauważyła na lokalu znajdującym się na parterze w tym budynku plakaty Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami informujące o konkursie na wynajęcie tego miejsca.
– Mógłby znowu być tu kolejny bank, lumpeks albo apteka. Uznałam, że nie wytrzymam tego, że ciągle w tkance miejskiej brakuje miejsc przeznaczonych na cele społeczne i wygrywa ekonomia pieniądza. Postanowiłam sprawdzić, czy inni też tak czują – opowiada Urszula Dragan.
Napisała post na Facebooku, ogłaszając swój „konkurs marzeń” na to, czego mieszkańcy chcieliby w tym miejscu. Dyskusja była bardzo ożywiona, ludzie zgłaszali swoje pomysły, aż w końcu ktoś zaproponował spotkanie. Przyszło na nie kilkanaście osób i w ten sposób utworzyła się grupa złożona z sześciu sąsiadek z okolicy: Janiny, Kasi, Patrycji, Kornelii, Gosi i Uli. Pracują wspólnie już prawie pięć miesięcy nad tym, aby przy Puławskiej 20 powstało nowe Miejsce Aktywności Lokalnej. Chociaż, jak przyznaje jednak Urszula Dragan, niekoniecznie musi to być formalnie MAL, chodzi o miejsce nastawione na realizację celów społecznych. Istotne jest więc, by udało się wyłączyć ten lokal z konkursu na zasadach komercyjnych.
– Sam lokal jest w pewnym sensie symboliczny. Usytuowany jest bowiem w modernistycznej kamienicy, w głównym ciągu handlowo-usługowym. Każdy, kto idzie chodnikiem widzi, co dzieje się w środku. Dlatego też zależy nam właśnie na tym miejscu, a nie jakimś w bocznej uliczce, do którego trzeba zejść po schodkach. Uważamy, że cele społeczne są tak samo ważne, a może i ważniejsze niż cele ekonomiczne – tłumaczy Urszula Dragan.
Szerokie konsultacje, szerokie inspiracje
Konsultacje pomysłu nie ograniczyły się tylko do Facebooka. Urszula, antropolożka kultury, wie, że serwis ten jest pewną bańką. Sąsiadki chciały sprawdzić, czy to, o czym się tam rozmawia, ma też przełożenie na rzeczywistość. Dlatego na witrynach lokalu zawiesiły płachty papieru, na którym przechodnie mogli pisać o tym, co chcieliby, żeby się w nim znalazło.
– Podchodziłam do tego pomysłu z niepokojem. Czułam się trochę, jak akwizytor, myślałam, że ludzie będą się od nas opędzać. Było dokładnie na odwrót, sami podchodzili i zaczynali rozmowę. Może dlatego, że zadałyśmy nietypowe pytanie: zbieramy państwa marzenia, powiedzcie czego byście chcieli? – wspomina Urszula Dragan.
A te marzenia były różne. Seniorki na przykład mówiły, że brakuje na Starym Mokotowie miejsca, gdzie mogłyby przyjść, posiedzieć i poczytać gazetę. Bo Centrum Integracji Mieszkańców przy ul. Woronicza jest daleko, trzeba tam dojechać kilkanaście przystanków tramwajowych i nie wszyscy mają na to siłę. Wspólnym mianownikiem wszystkich wypowiedzi była potrzeba stworzenia zielonego miejsca spotkań, dostępnego dla wszystkich, niezależnie od poziomu zamożności.
Przymiotnik „zielone” można rozumieć dwojako. Niektórzy wprost proponowali, by w lokalu znalazło się miejsce dla roślin. Bardziej chodzi jednak o odchodzenie od niepohamowanej konsumpcji, skupianie się na współdziałaniu, współdzieleniu, wsparciu i idei zero waste, czyli maksymalnego ograniczenia produkowanych przez siebie odpadów. Taka narracja związana jest z miejscem, które dla Urszuli Dragan stanowiło sporą inspirację. Mowa o poznańskiej Po-dzielni, gdzie każdy może podzielić się swoimi myślami, umiejętnościami, przedmiotami. Znajduje się tam też regał, do którego ludzie przynoszą przedmioty, książki, ubrania, których nie potrzebują. I każdy może przyjść i wziąć to, co mu wpadnie w oko, za darmo. Właśnie podobne miejsce marzyłoby się inicjatorkom warszawskiego projektu.
Inną inspiracją było Solatorium, inicjatywa z warszawskiego Osiedla Jazdów. Pomysłodawcy ogłosili, że przyjmą jak najwięcej roślin doniczkowych. Udało się też otrzymać od sponsora lampy, których mieszkańcy Skandynawii używają, by uniknąć zimowej depresji.
– Pamiętam, że byłam pod wielkim wrażeniem Solatorium. W środku dużego miasta, które cechuje pośpiech i smog jest miejsce, gdzie można usiąść w leżaku, w otoczeniu zieleni, gdzie świeci „słonko” i słychać dźwięki ptaków. Powinno być więcej takich miejsc – mówi Urszula Dragan.
Miejsce przy Puławskiej 20 – w zamyśle organizatorek – mogłoby być podobne do Warsztatu Warszawskiego: każdy mógłby tu przyjść i zrealizować swój pomysł. W końcu każdy z nas ma jakieś unikalne zdolności i wiedzę, w ludziach tkwi olbrzymi potencjał, który czeka na wydobycie. Biorąc pod uwagę, jak wiele osób kontaktuje się z inicjatorkami projektu, wygląda na to, że szanse na sukces są spore.
Szkoła społeczeństwa obywatelskiego
Czy uda się uzyskać lokal i stworzyć MAL? MAL to pojęcie dość szerokie. Jak mówi Urszula Dragan, ona i jej koleżanki nie są bardzo przywiązane do tej formy. Nie chcą też, by lokal został przekazany im personalnie, nie są bowiem ani stowarzyszeniem, ani fundacją. Dlatego zawnioskowały, by miejsce to – przy ich bardzo dużym wsparciu – prowadziła mimo wszystko dzielnica. Rozmawiają o tym z urzędnikami od czerwca. Kontakty te mają też dodatkową zaletę.
– Widzę, jak długą drogę przebyłyśmy. Zaczynamy orientować się, że są komisje, rady dzielnicy i każdy może na nie przyjść. To, co dzieje się przy próbie stworzenia tego miejsca, to nauka na czym polega społeczeństwo obywatelskie i oddolne zaangażowanie. Dlatego też nie chcemy używać narracji „my” kontra „oni”, bo wszyscy jesteśmy jednym społeczeństwem. Najważniejszy jest dialog i wspólna płaszczyzna porozumienia. Co nie znaczy, że nie chcemy, by traktowano nas poważnie – wyjaśnia Urszula Dragan.
Zapytana o finansowanie miejsca, odpowiada, że poprosiły o sprawdzenie możliwości partycypacji w kosztach. Tak, by rozłożyć odpowiedzialność za to pomiędzy Urząd i mieszkańców. Powstał na przykład pomysł zorganizowania zbiórki publicznej, by zdobyć pieniądze na remont i przystosowanie lokalu. Kwestia środków na działalność jest bardzo ważna, co wyraźnie wybrzmiało podczas posiedzenia Rady Dzielnicy Mokotów.
Rada zachwycona
– Inicjatorki powstania Miejsca Aktywności Lokalnej przy Puławskiej 20 przedstawiły ten pomysł i cały swój dotychczasowy wysiłek radnym Mokotowa podczas ostatniego posiedzenia Rady Dzielnicy. Mówiły także o oczekiwaniach mieszkańców wobec tego miejsca. Było to bardzo ważne. Nie wszyscy radni mieszkają na Starym Mokotowie, więc niektórzy nie wiedzieli nawet o tej inicjatywie – mówi Melania Łuczak, Radna Dzielnicy Mokotów z ramienia Miasto Jest Nasze. – Rada ogólnie była zachwycona pomysłem, co na pewno zwiększy szanse na jego realizację. Problem polega na tym, że samorządy mają obecnie znacznie mniej środków, trzeba ciąć wydatki. Jestem jednak optymistką i wydaje mi się, że szanse na stworzenie nowego miejsca służącego wszystkim mieszkańcom są całkiem spore, tym bardziej, że jego projekt może trafić teraz do różnych komisji dzielnicowych, które też będą mogły go wesprzeć.
Czy zebranie pieniędzy jest możliwe? Mogłoby się to udać, na co dowodem jest Dzień Sąsiedzki, który został zorganizowany 27 października. Sąsiadki wypożyczyły wymarzony lokal na zasadzie najmu krótkoterminowego. Przez dwa dni sprzątały, potem odbyła się impreza, a nazajutrz oddały klucze. Przyszło kilkaset osób, a łącznie z przechodniami, pod petycją o utworzenie tu miejsca na działania społeczne podpisało się około dwustu osób. Ludzie oferowali też pomoc i pomysły, co mogliby zaoferować innym. Tym samym udało się pokazać, że miejsce to ma olbrzymi potencjał, który warto wykorzystać.
Pozostaje zatem czekać na rozpatrzenie petycji. Termin mija 2 grudnia.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23