Bank czasu to społecznikowska idea, polegają na nieodpłatnej wymianie wzajemnych usług, między osobami, których zwykle nie stać na tzw. „fachowca”, opiekunkę czy szkolenie, ale które same mają coś do zaoferowania. Obiecująco rozwijający się ruch, bez skrępowania działający w bogatszych od Polski państwach, może zdusić łapczywość naszego fiskusa. Problem opisuje Przemysław Wojtasik w Rzeczpospolitej.
Ja naprawię ci kapiący kran, a ty popilnujesz mi dziecko. Pani Zosia podszkoli Pana Janka z angielskiego, a on nauczy ją jak upiec ciasto. Do tego organizator zbierający oferty i kontaktujący ze sobą osoby wymieniające się usługami. Tak w skrócie można przedstawić zasadę działania banków czasu. Banki występują jako inicjatywy niesformalizowane, ale mogą też być uruchamiane przez organizacje pozarządowe. W tym drugim przypadku działają np. wśród osób ubogich, w środowiskach marginalizowanych. Dostarczają bezpłatnie usług, na które odpłatnie klient banku nie mógłby sobie pozwolić. Jednocześnie klient sam też coś daje, dostarcza do banku swoją ofertę, swoją ceną umiejętność, czy choćby wolny czas, dzięki czemu czuje się potrzebny i wartościowy. Banki czasu mogą być też sposobem na wykorzystanie zasobów tkwiących w takich grupach społecznych, jak seniorzy czy matki na urlopach wychowawczych. Jest to więc jeden z lepiej działających, efektywnych i uniwersalnych mechanizmów samopomocy. Ostatnio mechanizm ten wykorzystuje internet do zbierania danych. I to właśnie stało się przyczyna podatkowych problemów banków.
Kilka lat wcześniej, kiedy banki czasu dopiero startowały ukazała się przychylna dla nich interpretacja ministra finansów. Nowe podejście katowickiej Izby Skarbowej usprawiedliwiają eksperci, w ocenie których polskie przepisy są tak napisane, że trudno rozumieć je inaczej. Ci sami eksperci podkreślają jednocześnie, że opodatkowanie nieodpłatnych świadczeń to polska specjalność i niespotykane gdzie indziej kuriozum.
______
w wiadomościach o bankach czasu:
Źródło: Rzeczpospolita 215/2009