Mija rok od wyborów do Sejmu i Senatu, w wyniku których rządy przejęła Koalicja Obywatelska wraz z Polską 2050, PSL i Lewicą. Greenpeace postanowił sprawdzić, jak rząd Donalda Tuska realizuje swoje obietnice wyborcze i zapisy umowy koalicyjnej w zakresie kluczowych obszarów klimatycznych i środowiskowych. Niestety ocena nie wypada najlepiej, a precyzując - wygląda bardzo źle. W każdym obszarze, jaki wzięliśmy pod lupę, rząd koncertowo oblewa egzamin z realizacji obietnic.
Zespół ekspertów Greenpeace ocenił zarówno deklaracje programowe koalicji jak i stan ich realizacji, przy pomocy trójstopniowej skali (zielony – dobrze, żółty – średnio, czerwony – źle).
Rozwój OZE
W umowie koalicyjnej partie, które zdobyły większość parlamentarną, zobowiązały się do przyspieszenia sprawiedliwej transformacji energetycznej, uwolnieniu potencjału energetyki wiatrowej i fotowoltaiki, a także o prawnych i finansowych zachętach, wspierających rozwój tzw. demokracji energetycznej. Rząd zaczął fatalnie w kwestii OZE, wyskakując z nieprzygotowaną i nieskonsultowaną ustawą wiatrakową, którą musiał szybko wycofać.
Szpagat między węglowym skansenem a nowoczesnością jest dłużej nie do utrzymania. Wiatraki na lądzie to fundament modernizacji polskiej energetyki, a mimo to do tej pory nie zostały odblokowane. Dlaczego odblokowanie rozwoju wiatraków jest tak ważne? Z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze wiatraki są tanie — produkują energię mniej więcej trzy razy taniej od elektrowni na gaz i węgiel. Po drugie Polska ma korzystne warunki dla ich rozwoju, szczególnie w środkowej i północnej części kraju. Po trzecie elektrownie wiatrowe są szybkie w budowie, a stoimy przed wyzwaniem zastąpienia elektrowni węglowych, które dają nam obecnie ponad połowę prądu. Obecnie wiatraki dają nam ok. 15 proc. prądu. W 2035 roku — czyli w momencie gdy ostatnie elektrownie węglowe będą odchodzić na zasłużoną emeryturę — możemy mieć prawie trzy razy więcej wiatraków niż obecnie. Czyli niemal w pojedynkę ta jedna technologia jest w stanie dać nam prawie tyle prądu co obecnie wszystkie elektrownie węglowe, z Bełchatowem, Kozienicami i Turowem na czele. Pod jednym warunkiem: że zostanie wprowadzona przygotowana jeszcze przez rząd PiS i popierana przez środowisko samorządowe, biznesowe, naukowe i eksperckie, a także społeczeństwo zasada minimalnej odległości 500 metrów od zabudowań.
Gdyby ktoś jeszcze potrzebował kolejnych zachęt: w pakiecie z odblokowaniem wiatraków możemy liczyć na nawet 100 tysięcy miejsc pracy i wzrost PKB o 4 proc. - czyli tyle ile obecnie daje Polsce cały sektor turystyki. Jeśli politycy PiS znów zaczną opowiadać niestworzone rzeczy o wiatrakach, trzeba im przypomnieć, że zasadę 500 metrów od zabudowań zaproponowali i doskonale skonsultowali oni sami. Na ostatniej prostej poseł Marek Suski zmienił kluczowy zapis z 500 na 700 metrów, wywracając sens całej ustawy. Oczywiście dokonano tego bez żadnych analiz. Politykom Prawa i Sprawiedliwości zabrakło konsekwencji w tej strategicznej kwestii. Oby tym razem nie zabrakło konsekwencji Donaldowi Tuskowi. Póki co nie był on w stanie przez wiele miesięcy przygotować i przeprowadzić tej ustawy i potrzebował nieustannych wezwań do zajęcia się tym kluczowym dla przyszłości Polski tematem. Jest to także jeden z tych tematów, które nie dzielą koalicji rządzącej i mają szerokie poparcie, więc opóźnienia w tym temacie są zupełnie nieuzasadnione.
Gotowy projekt ustawy po wielu miesiącach oczekiwania wreszcie we wrześniu został opublikowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Liczymy, że po zakończeniu konsultacji zostanie on najszybciej jak to możliwe skierowany do Sejmu, przegłosowany i podpisany przez Prezydenta. Ocena: źle, z małym plusem za przygotowanie z dużym opóźnieniem projektu zmian w ustawie wiatrakowej.
Odejście od paliw kopalnych
W umowie koalicyjnej nie znalazło się nawet jedno zdania o konieczności odejścia od węgla i gazu. Kiedy w czerwcu ocenialiśmy pół roku rządu, zwracaliśmy uwagę na chaos decyzyjny na poziomie kłócących się ze sobą resortów, brak planu transformacji oraz zapowiedzi, które wyglądały jak kontynuacja polityki PiS w tym temacie. Dzisiaj możemy potwierdzić te przypuszczenia. Pomimo że rząd przedstawił wstępny plan transformacji do roku 2030, to jest on dalece niewystarczający, a rząd przewiduje rozrost energetyki gazowej i trzymanie się węgla co najmniej do 2040 roku. Jest to wizja oderwana od realiów gospodarczych i szkodliwa dla Polski.
Według przeprowadzonej przez Greenpeace analizy Polska już teraz jest na drodze do odejścia od wytwarzania energii elektrycznej z węgla do 2035 roku. Niestety, bez uwzględnienia tego trendu w strategiach rządowych i bez sensownego sterowania procesem transformacji będzie ona kosztowna i bolesna dla wielu grup społecznych. Spowoduje też poważny chaos w sektorach związanych z energetyką. Tymczasem kontynuowana jest polityka zaklinania rzeczywistości, która będzie nas srogo kosztować. Oprócz kosztów środowiskowych, społecznych i wyższych cen energii, wymaga to podtrzymywania ułudy niezdatnej do realizacji umowy z górnikami. W tym roku na wsparcie górnictwa węgla kamiennego przeznaczono już 9 miliardów zł, w roku 2025 będzie to kolejne 9 miliardów. Według planów rządu do 2030 ta kwota będzie wynosić aż 42 miliardy, a do 2049 na schyłkową i nieopłacalną branżę, produkującą niepotrzebny nam węgiel mamy przeznaczyć prawie 150 miliardów. Ten absurd to wynik braku odpowiedzialności polityków, którzy nie chcą wprost powiedzieć tego, o czym wszyscy wiedzą: czas węgla w Polsce już się skończył i pora zaplanować realistyczną i odpowiedzialną transformację w stronę czystych i tanich OZE. Ocena: źle.
Ochrona rzek
Po katastrofie w Odrze latem 2022 roku wyszła na jaw skala zanieczyszczenia polskich rzek przez zasolone ścieki ze śląskich kopalń węgla. Politycy odnieśli się do tego problemu w umowie koalicyjnej, gdzie napisali, że wdrożą stały monitoring polskich rzek i dążyć będą do ich renaturyzacji. Jednak od samego monitoringu kopalniane solanki z wody się nie wytrącą, ale oceniając umowę koalicyjną, daliśmy średnią ocenę, bo przynajmniej rząd wskazywał zagrożenie.
Już w czerwcu tego roku wskazywaliśmy na zagrożenie ponownego zakwitu złotej algi i powtórzenia się masowego wymierania na Odrze. Niestety właśnie do takiego masowego wymierania doszło w sierpniu w Jeziorze Dzierżno Duże. Setki tysięcy ryb zostało zabite przez złotą algę, której warunki do rozwoju zapewniło wysokie zasolenie pochodzące z kopalni węgla kamiennego na Śląsku.
Jedyne zmiany, jakie widzimy to ulepszenie systemu monitoringu i bieżącej odpowiedzi na katastrofy. Rząd i instytucje mu podległe nie podjęły jednak żadnych konkretnych decyzji, ani nie przygotowały żadnych ustaw czy rozporządzeń, które mogłyby sprawić, że największe polskie rzeki przestaną być traktowane jak ścieki przez brudny, węglowy przemysł. Kopalnie węgla nadal mają licencje na zabijanie. Słuch zaginął także po propozycji zmiany ustawy o rewitalizacji Odry przygotowywanej przez Ministerstwo Infrastruktury, która miała ograniczyć betonowanie rzek. Ocena: źle.
20% lasów wolnych od wycinek
Najcenniejszą deklaracją Donalda Tuska związaną z ochroną przyrody było planowane wyłączenie z wycinek 20 procent powierzchni polskich lasów na obszarach szczególnie cennych przyrodniczo i społecznie. Rok po wyborach w lasach od morza aż po góry wciąż słychać ryk pił. Zamiast trwałej i skutecznej ochrony dużych obszarów leśnych mamy rachityczne moratorium chroniące 1,3% powierzchni lasów. A wciąż z naszych lasów codziennie wyjeżdża prawie 6000 tirów z drewnem. Mimo wyroku TSUE z marca zeszłego roku, nadal nie umożliwiono zaskarżania planów urządzenia lasu, wobec czego społeczeństwo wciąż nie ma obiecanego nadzoru nad lasami. A miał być to jeden z priorytetów obecnego rządu, wpisanym zarówno w 100 konkretów, jak i umowę koalicyjną.
Rok po wyborach Lasy Państwowe, których nowego dyrektora wskazał osobiście sam Donald Tusk, torpedują nawet plany przedłużenia ministerialnego moratorium. W Puszczy Karpackiej moratorium obejmuje niewielki skrawek terenów, które powinny być docelowo chronione, a Lasy Państwowe próbują czterokrotnie zmniejszyć obszar, na którym nie prowadzone są wycinki. Zorganizowana wiosną przez resort Ogólnopolska Narada o Lasach zakończyła się przedwcześnie, a kolejne działania ministerstwa były coraz bardziej chaotyczne i oddające inicjatywę Lasom Państwowym. Premier, który tak dużo i pięknie mówił o konieczności ochrony przyrody, przestał w ogóle interesować się tematem, mimo że skuteczna i trwała ochrona ⅕ polskich lasów wymaga nie tylko skutecznego zaangażowania ministerstwa środowiska, ale też współpracy innych resortów. Dajemy wielką czerwoną kropkę, z maleńką żółtą obwódką za moratorium i naradę, choć to stanowczo za mało i za wolno, jak na skalę problemów w polskich lasach. Ocena: źle, ale coś się dzieje.
Nowe parki narodowe
Mimo obietnicy powiększenia powierzchni parków narodowych i szumnie zapowiadanego utworzenia Parku Nardowego Doliny Dolnej Odry, rok po wyborach w tej materii nie zmieniło się nic. Żaden Park Narodowy nie został powiększony a nowego parku narodowego wciąż brak.
Za treść umowy koalicyjnej daliśmy kropkę żółtą, za realizację deklaracji na tym polu – czerwoną. Rząd mówi tylko o utworzeniu Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry, bo to teren bezleśny (czyli odpadał problem ze sprzeciwem ze strony Lasów Państwowych), a gminy na jego terenie popierają jego powstanie. W sprawie pozostałych parków – utworzenia Turnickiego Parku Narodowego, czy powiększenia już tych istniejących, takich jak Bieszczadzki czy Babiogórski wciąż nie ma nawet wzmianek w ministerialnych komunikatach. Do tej pory również nie wiemy, czym miałaby być zapowiadana na początku roku „konstytucja dla Puszczy Białowieskiej”. Ocena: źle.
Źródło: Greenpeace