Mówią o sobie: robotnicy sztuki. Bo wszystko zaczęło się w Stoczni Gdańskiej. To miejsce, gdzie budowano statki i historię. Potem statków budowano coraz mniej, historia wyniosła się gdzie indziej. Było coraz więcej miejsca. Także dla sztuki.
W 2001 roku młody plastyk Mikołaj Robert Jurkowski stworzył Kolonię Artystów, przestrzeń dla niezależnej sztuki. I młodych ludzi, którzy w Stoczni znaleźli nie tylko dom, ale przede wszystkim miejsce dla własnej twórczości. Jednym z nich był Sylwester Gałuszka.
- Kiedy spotkałem Mikołaja po raz pierwszy, powiedział mi tylko: zawsze pamiętaj skąd jesteś - mówi dziś.
Dostali jeden z budynków na terenie Stoczni - 175A. Dawną centralę telefoniczną. Wyremontowali ją, zaadaptowali na pracownie. I sami - co było wówczas ewenementem - je utrzymywali. Płacili za wodę, prąd, zimą za ogrzewanie. Ale przede wszystkim zaczęli oswajać pracowników Stoczni ze swoją obecnością na ich terenie.
Do dziś identyfikują się z miejscem i z ludźmi.
„Robotnicy pracują, a nie tworzą - można przeczytać w manifeście Wolnej Pracowni PGR_ART. - Nie mają linii programowej, ponieważ tworzą ją potrzeby ich zakładu pracy. W rzeczywistości owa programowa bezprogramowość ujawnia pewną podstawę: nastawienie na wielość, heteronomię i sprzeciw wobec jakiegokolwiek przedmiotowego pojmowania sztuki. PGR_ART. nie jest sędzią, jest kanałem komunikacji. Jest miejscem udostępnionym, pustą przestrzenią wymagającą wypełnienia przekazem, który jest za każdym razem inny. Robotnicy sztuki odrzucają modernistyczny model sztuki, wraz z jego roszczeniami do bycia jedynym prawdziwym”.
100 metrów na sztukę
Kolonia Artystów to był dopiero początek kolonizacji. Potem na terenach Stoczni zaczęły działać Teatr Znak, Dyskusyjny Klub Filmowy Miłość Blondynki, Modelarnia oraz stworzony przez Anetę Szyłak Instytut Sztuki Wyspa.
A w budynku Kolonii Artystów Galeria Mm prowadziła projekt Młodzi Młodego Miasta: co miesiąc wystawę miał tu jeden student uczelni plastycznych. Teraz uczestnicy tamtych wystaw - chociażby Anna Reinert, Anna Witkowska, Sebastian Woźniak - są rozpoznawani w polskim świecie sztuki. W Stoczni debiutowali.
Każdy wernisaż był wydarzeniem. Także politycznym. Kiedy w 2003 roku Polacy wyruszyli na wojnę w Iraku, w Stoczni trwała akcja Artyści Przeciw Wojnie.
Potem była Akcja Wolny Tybet, połączona z prezentacją kultury tybetańskiej, warsztatami jogi oraz koncertem muzyki tybetańskiej na dachu Kolonii. Albo Dramttaka: niby normalnie, koncert plus projekcje video. Ale wszystko musiało nawiązywać do historii Stoczni, opowiadać o politycznych przemianach w Polsce. Także o ich kosztach.
Jeśli chodzi o koszty przemian, to Kolonia Artystów prowadziła też warsztaty dla młodzieży i dzieci robotników Stoczni. Oraz tych pochodzących z rodzin dysfunkcyjnych. Dzieciaki poznawały tego dziwnego stwora zwanego sztuką współczesną. I same zaczynały tworzyć instalacje z elementów znalezionych na terenie Stoczni.
W tych „pionierskich” czasach powstała także Wolna Pracownia PGR_ART. Nie była projektem z własnym programem i artystycznymi preferencjami. Była pustą przestrzenią - łącznie 100 metrów kwadratowych - otwartą na bardzo różnorodne działania.
Na tych stu metrach realizowany był projekt Extreme art. Zaproszeni do niego artyści dostawali całą pracownię dla siebie. Pobyt zaczynali od prezentacji swoich dotychczasowych prac. A potem, przez cztery tygodnie, pod wpływem miejsca i poznanych ludzi, tworzyli coś nowego.
I tak do 2008 roku. W styczniu nowy właściciel terenów postoczniowych usunął artystów z budynku 175A. Niektórzy dostali propozycje przeniesienia się w inne miejsca. Ale bez prawa do organizacji wystaw i koncertów.
Gałuszka: - Gdy wszedłem do Stoczni miałem 22 lata, wychodząc miałem prawie 30. Spory kawałek życia. Ale nie żałuje tego exodusu, choć Stocznia była niewątpliwie miejscem, które emanowało niezwykle silną i inspirującą energią. Przyznaje, że oderwanie od Stoczni było swego rodzaju drugimi narodzinami PGR_ART: - Opuszczenie Stoczni było bolesnym przeżyciem, ale teraz widzę, że potrzebnym. Mimo tego odcięcia Stocznia i pojęcie Robotnik Sztuki jest w nas wciąż obecne. Tyle że teraz, w nowej rzeczywistości, kształtuje się na nowo.
Miasto na nowo
Sylwester Gałuszka i Mikołaj Robert Jurkowski zaczęli wędrować po mieście i ponownie je odkrywać. Nie tylko dla siebie. Teraz jedną z głównych form działalności PGR_ART są warsztaty „odkrywania sztuki”.
- Projekt nazywa się ARTour. Spotykamy się z czterema grupami - raz w miesiącu - na aktywne zwiedzanie wystaw i tego wszystkiego, co dzieje się w trójmiejskim świecie artystycznym. Chodzi nam o wyrównanie szans. Za pomocą nowych mediów.
Bo chociaż Sylwester i Mikołaj uważają, że nie ma trudnych dzielnic i trudnej młodzieży, wiedzą, jak są postrzegane niektóre trójmiejskie dzielnice. Już samo miejsce zamieszkania stygmatyzuje. Mówią, że ich zadaniem jest inspirować, zasiać ziarno.
Chodzą z młodzieżą po galeriach, starają się oglądać i interpretować sztukę na nowe sposoby. Współpracują z psychologami i pedagogami. Dotychczas najmłodsza interpretatorka sztuki miała 6 lat.
- Uczestnicy uzbrojeni w kamery i aparaty tworzą swój własny, subiektywnego obraz tego, co widzą w galeriach sztuki współczesnej - opowiada Sylwester. - W pierwszej fazie warsztatów chodzimy więc po mieście i obserwujemy, zastanawiamy się, szukamy kadrów, tematów, środków wyrazu, dyskutujemy.
Potem uczestnicy pracują na zebranym przez siebie materiale, poszukując własnych form i środków wyrazu. Efektem ich pracy są filmy i zdjęcia. Kolejne warsztaty, zorganizowane przy wsparciu Fundacji Orange, będą czymś zupełnie nowym, także dla nich. - Będziemy robić filmy dokumentalne techniką 3D mając do dyspozycji technologię i czterdziestu uczestników, ich głowy i pomysły. Efekt może być naprawdę niezwykły.
Rowerem za sztuką
PGR_ART to nie tylko edukacja, ale też festiwale, które łączą muzykę, multimedia i performance. A także unikalny projekt DWAtv.
Gałuszka: - To, co świat trójmiejskiej sztuki ma do zaoferowania, wciąż nas nie zadowala. A to z kolei pokazuje nam, jak wiele jeszcze można i trzeba zrobić.
Bohaterowie tekstu odpowiadają na pytania opracowane przez studentów Polskiej Szkoły Reportażu:
Imię, nazwisko, wiek:
Sylwester Gałuszka, wiek XXI… 33 lata
Mikołaj Jurkowski, 45 lat
Moje miejsce urodzenia:
SG: Przemyśl
MJ: Lublin
Moje miejsce dzisiaj:
SG: Budujemy nową przestrzeń, nowe miejsce.
MJ: Chyba nie mam takiego miejsca.
Jestem…
SG: Robotnikiem Sztuki.
MJ: Robotnikiem Sztuki.
Robię…
SG: Hmm.
MJ: To, czego nie ma, czego nie widzę. Jeżeli czegoś nie ma, to zazwyczaj staram się to zrobić. Zawsze to robiłem. Wciąż spotykam sytuacje, które mnie inspirują do nowych działań.
Byłem…
SG: Robotnikiem Sztuki, zawsze na 100 procent.
MJ: Byłem, jestem i będę chyba dalej punkiem.
Będę…
SG: Człowiekiem.
MJ: Robotnikiem Sztuki.
Kultura to…
SG: Kultura.
MJ: Dla mnie sytuacje. Działania, a nie ludzie.
Polska to…
SG: Dom.
MJ: Piękny kraj. I wciąż wielka niewiadoma. Uważam, że tracimy szansę na to, żeby na nowo ją skonstruować. Inne były moje oczekiwania co do tej wolności, która została wywalczona. Zmusza mnie to też do politycznego zaangażowania.
Europa to…
SG: Okno na świat. Jesteśmy odbiciem tego wszystkiego, co dzieje się dalej, a to z kolei ma wpływ na nas.
MJ: Wielkie marzenie kiedyś. Radio Wolna Europa, które było jedynym źródłem wiedzy dla nas. Dziś Europa to możliwości, przede wszystkim dla młodzieży. Możliwości, ale też zaprzepaszczenie szans i zagrożenia, jeśli chodzi o system edukacji, nieludzkie przepisy, sytuację mniejszości etnicznych. Wydaje mi się, że jest wciąż ogromna przepaść między Europą Zachodnią i nami.
Moja okolica zaczyna się…
SG: Na granicy skóry.
MJ: Na mnie. Wszystko się zaczyna na mnie. Teraz mieszkam w bloku, w robotniczej dzielnicy, to jest moja okolica w innym sensie.
Moja okolica kończy się…
SG: Nie ma końca, kończy się w kosmosie.
MJ: Nie ma końca. Mnie interesuje zawsze coś, co jest poza.
To, co robię jest ważne, bo…
SG: Bo dostaję sygnały, że jest ważne dla ludzi, czyli że nie jest samolubne. Najgorzej, jeśli robi się coś tylko dla siebie.
MJ: Ja uważam, że dopiero coś ważnego zrobię.
Film, który zrobił na mnie ostatnio duże wrażenie to…
SG: „Enter the Void”. Po obejrzeniu tego filmu cztery dni się nie odzywałem. Przez miesiąc nie uruchomiłem telewizora. Poczułem, że kino się skończyło, że nie ma sensu robienia filmów ani oglądania czegokolwiek innego.
MJ: Wczoraj usiłowałem obejrzeć „Ofiarowanie” Tarkowskiego, nie tyle przypomnieć sobie ten film, co przeżyć go na nowo. Usiłowałem. Na szczęście nie udało się, film nie chciał się włączyć.
Książka, która zrobiła na mnie ostatnio duże wrażenie to…
SG: W styczniu zabrałem się za „Księgę niepokoju” Pessoi. Robi wrażenie.
MJ: „Doktryna szoku”. Poza tym album, który wyszedł ostatnio - „Współczesne wzornictwo”. Zacząłem oglądać i całkiem odjechałem. W końcu mam skalę porównawczą, uderza mnie i bardzo denerwuje to, jak nam w ostatnim czasie zmieniono estetykę. Pod tym kątem zbieram też gazety wnętrzarskie i porównuję z tymi z lat 90-tych. Niewiarygodne.
Największy wpływ wywarł na mnie…
SG: Popart, potem op-art. I to, że można to nadal modyfikować.
MJ: Punk-rock. Lata, 8o-te, naprawdę duża dawka życia.
W ciągu tego roku chciałbym…
SG: Zrealizować projekty, które pozwolą poznać nowe interesujące osoby.
MJ: Podkręcić wyśrubowane osiągnięcia poprzedniego roku, który był ostry. Przeprowadziliśmy 300 warsztatów, w których wzięło udział ponad 10.000 uczestników.
Za pięć lat chciałbym…
SG: Spotkać się z ludźmi, którzy teraz uczestniczą w naszych warsztatach i zobaczyć, gdzie będą.
MJ: Myślę o Ameryce. Południowej oczywiście. Myślę, że mógłbym tam robić to samo, co tutaj. To jedna z alternatyw.
Ankieta jest uzupełnieniem tekstu Katarzyny Lis „Robotnicy sztuki”, będącego częścią cyklu reportaży opisujących oddolne inicjatywy kulturalno-społeczne w różnych polskich miastach. Cykl powstał specjalnie dla EKK w ramach Polskiej Szkoły Reportażu działającej przy Instytucie Reportażu w Warszawie.
Źródło: Narodowy Instytut Audiowizualny, Europejski Kongres Kultury