To już końcówka prac nad Zintegrowanym Programem Rewitalizacji dla Warszawy na lata 2014-2020. Projekty, które staną się jego częścią, miały być przedstawione w czerwcu. Termin ten jednak znów się przesuwa – tym razem na wrzesień.
Spory budżet, jeszcze większe potrzeby
Projekt Zintegrowanego Programu Rewitalizacji, który obejmie swoim zasięgiem trzy najbardziej zaniedbane obszary Warszawy: Pragę Północ, Pragę Południe i Targówek, mieliśmy poznać na Konferencji Warszawa-Łódź, która odbyła się 23-26 czerwca, będącej wymianą doświadczeń w zakresie rewitalizacji tych dwóch metropolii. Jak powiedział obecny na konferencji Zastępca Dyrektora Biura Polityki Lokalowej, Marek Goluch, konkretny dokument zostanie przedłożony po wakacjach. Poznaliśmy za to kwotę, jaką miasto wyłoży na ten cel – będzie to ponad 200 mln zł. Jak zapewniają urzędnicy, jest to kwota wyjściowa, która będzie zwiększana wraz z upływem lat. To dużo i mało. Dużo, bo aż dwa razy więcej niż przeznaczono na poprzednią edycję, czyli Lokalny Program Rewitalizacji (2005-2013). Mało, gdy porówna się z tym, ile na rewitalizację wyda łódzki magistrat – tam będzie to aż 4 mld zł. Jak ocenia Konrad Marczyński z Praskiego Stowarzyszenia Mieszkańców „Michałów” kwota dla Warszawy to kropla w morzu potrzeb: – Potrzeby są dziesięciokrotnie większe. Na Pradze są budynki, które nie były remontowane od wojny. Według szacunków na same remonty budynków potrzeba 0,5 mld zł. A gdzie pozostałe projekty, tzw. miękkie? – pyta społecznik. Cieszy się, że na konferencji byli przedstawiciele Łodzi – według niego ich wystąpienia pokazały, że urzędnicy mogą rozumieć potrzeby swojego miasta i mogą wynegocjować porządny budżet na rewitalizację. – My w Warszawie również jesteśmy w stanie znaleźć podobne pieniądze, tylko trzeba ustalić właściwe priorytety. Zamiast przeznaczać pieniądze np. na Trasę Świętokrzyską, która zniszczy jeden z dwóch parków na Pradze Północ, powinno się wybudować obwodnicę Pragi albo wyremontować kamienice – ocenia Marczyński.
Tak naprawdę trudno jest jednak ocenić i porównać te programy. Po pierwsze, kwota dla Warszawy to budżet na start i nie wiadomo, o ile będzie wzrastał w kolejnych latach. Nie wiadomo też, na jakie projekty zostanie przeznaczona, bo gotowego programu jeszcze nie znamy. Po drugie, w Łodzi program będzie trwał do 2022 roku, a nie do 2020 i obejmie całe centrum miasta wraz z robotniczą dzielnicą Księży Młyn, a w Warszawie są to tylko trzy dzielnice. Może się więc okazać, że kwota w przeliczeniu na kilometr kwadratowy w stolicy wcale nie jest tak dużo mniejsza.
Lokalny Program Rewitalizacji – błędy i wypaczenia
Konrad Marczyński krytycznie ocenia realizację poprzedniego Lokalnego Planu Rewitalizacji na Pradze: – Wyremontowano część budynków na ulicy Ząbkowskiej, ale tylko fasady. Tam wciąż ludzie żyją w mieszkaniach, gdzie nie ma toalet. W centrum miasta w XXI wieku! Rewitalizacją nazwano remont ulicy Białostockiej, gdzie wylano nowy asfalt… – mówi Marczyński. Podkreśla, że rewitalizacja powinna być zintegrowanym działaniem obejmującym swoim zasięgiem nie tylko remonty. – Dzieciaki z Pragi mają najgorsze wyniki w nauce w całej Warszawie, nawet w województwie mazowieckim są w drugiej połowie listy. Przecież to wszystko jest ze sobą powiązane, nie można rewitalizować terenu, nie dbając o mieszkańców – mówi Marczyński. Frustracje społecznika w części pokrywają się z wnioskami, do jakich doszedł zespół pod kierunkiem dra Mirosława Grochowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, który dwa lata temu dokonał ewaluacji Lokalnego Programu Rewitalizacji 2005-2013. Ocenie poddano pięć pierwszych lat działania Programu, nie jest to więc całościowa ewaluacja osiągniętych celów. Wskazano jednak słabe punkty programu. Według badaczy dużym problemem LPR-u była decentralizacja, co doprowadziło do tego, że w różnych dzielnicach program rewitalizacji różnie był realizowany. Największym problemem, który wynikał z decentralizacji, było zarządzanie. Nawet jeżeli dany projekt czy program dzielnicowy był w miarę spójny, zawsze pojawiała się kwestia współpracy różnych podmiotów, np. komitetów monitorujących, burmistrzów, Działu Polityki Lokalowej, brakowało sprawnej współpracy ogólnowarszawskiej ze szczeblem dzielnicowym. Temu ma zapobiec nowy sposób zarządzania: obecnie ZPR ma być zarządzany z poziomu miasta, a nie dzielnic. Ciekawy wniosek przedstawiony przez dra Grochowskiego wiązał się z konkretnym przykładem rewitalizacji placu Grzybowskiego: teren niegdyś zaniedbany stał się estetyczny, przyjazny, natomiast nie stał się konkurencyjny w stosunku do innych obszarów miasta. Według badaczy jego rewitalizacja niespecjalnie przyniosła zmianę w życiu tamtej społeczności. To pokazuje, że projekty rewitalizacyjne powinny być wpisywane w szerszy kontekst i odwoływać się także do społecznych funkcji.
Deklaracje tylko na papierze?
Z ewaluacji przeprowadzonej przez zespół ekspercki płynęły nie tylko negatywne wnioski. Pozytywem było powstanie kadry urzędniczej odpowiedzialnej za rewitalizację, złożonej z zaangażowanych profesjonalistów, ludzi merytorycznie przygotowanych do swoich funkcji. Ważnym aspektem było zaktywizowanie mieszkańców i włączenie ich do prac nad projektami rewitalizacyjnymi. Jednak społecznicy krytycznie oceniają wykorzystanie potencjału społecznego. – O ile ten program nazywa się Zintegrowany Program Rewitalizacji, to można o nim powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest zintegrowany – mówi Joanna Erbel, socjolożka i stołeczna aktywistka. – To jest seria punktowych działań, które są takimi fajerwerkami, gadżetami, jak budowa Muzeum Pragi czy renowacja budynku Orkiestry Sinfonia Varsovia. Nie można sprowadzać rewitalizacji do dwóch instytucji kultury, choć jest to oczywiście bardzo ważne. Jednak nie wpłynie znacząco na jakość życia mieszkańców. Wtóruje jej Konrad Marczyński: – Dobrze, że taki program powstał. Dobrze, że jest osoba odpowiedzialna za całość – prezydent Michał Olszewski. Jednak przez ponad pół roku, odkąd odbywają się spotkania konsultacyjne z mieszkańcami, powinny pojawić się jakieś konkrety. 10 czerwca mieliśmy dostać podsumowanie warsztatów z mieszkańcami, które odbyły się w maju. Do tej pory nic nie otrzymaliśmy – żali się społecznik. Podobnie uważa Joanna Erbel: – Na Pradze i Targówku działają prężnie inicjatywy społeczne, które mogłyby być świetnymi partnerami dla urzędników miejskich w projekcie rewitalizacji. Taki model sprawdza się na przykładzie Rady ds. budżetu Partycypacyjnego – tam strona społeczna jest traktowana po partnersku.
– Lokalne organizacje najlepiej wiedzą, jakie są potrzeby w danej dzielnicy – przekonuje aktywistka i też zwraca uwagę na brak raportów, które powinny powstać po przeprowadzonych konsultacjach. – To brak szacunku wobec ludzi, którzy poświęcili czas, bo zależy im nam dzielnicy, w której mieszkają – dodaje. – Miał to być projekt stworzony wspólnie ze stroną społeczną, tylko niestety te deklaracje są tylko na papierze. Traci się ogromny potencjał społeczny – alarmuje aktywistka.
Nowe rozdanie po wakacjach
Z tak ostrą krytyką nie zgadza się Marek Goluch: – Zintegrowany Program Rewitalizacji jest tworzony oddolnie i będzie odpowiedzią na problemy, które zostały oddolnie zgłoszone – zapewnia. Jak tłumaczy, opóźnienia wynikają m.in. z tego, że musi on być spójny z Narodowym Program Rewitalizacji, który został zaprezentowany dopiero na początku czerwca na Kongresie Rewitalizacji w Krakowie. Przekonuje, że społeczny i konsultacyjny charakter pracy nad ZPR-em wymaga czasu. – Cały czas jesteśmy w społecznym procesie tworzenia tego dokumentu. Jeśli ja sam miałbym napisać ten program, to byłby on gotowy już w zeszłym roku, ale nie miałby nic wspólnego z tym, o co postulują DKDS-y (Dzielnicowe Komisje Dialogu Społecznego), z tym, czego chcą mieszkańcy – mówi Goluch. Przyznaje, że komunikacja dotycząca projektu nie jest najlepsza, informacje pojawiają się zbyt późno, a strona internetowa programu wymaga modernizacji. Jak zaznacza, urzędnicy pracują nad tym. – Konstruktywną krytykę przyjmujemy. Ale jeśli chodzi o sam program, można mieć zastrzeżenia do terminu jego przekazania, choć jest to też uwarunkowane szeregiem zewnętrznych, niezależnych od nas czynników. Ale praca nad samym projektem jest tym razem bardzo uspołeczniona – mówi Goluch I dodaje: – Rozumiem, że można mieć pewien niedosyt, ale mam nadzieję, że jak już położymy gotowy dokument na stół, to wszyscy będziemy się z nim utożsamiać. Żeby zarówno urzędnicy, jak i organizacje pozarządowe wiedziały, że jest to nasz wspólny wysiłek. mówi.
Obiecany dokument, który miasto przedstawi we wrześniu, zostanie jeszcze przekazany do społecznych konsultacji. Pozostaje mieć nadzieję, że to co po wakacjach zaproponują urzędnicy, będzie konkretne, spójne i rzeczywiście oddolne, jak zapewniają.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)