W ostatni piątek, jak co roku od kilku lat, uczestniczyłem w preselekcji, pierwszym etapie „Selekcji”, kultowej już w Polsce gry terenowej opartej na testach do jednostek specjalnych. W trakcie jej trwania odbyłem rozmowę…
XVI Selekcja rozpoczęła się na obiektach Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Po serii testów, czekając na wyniki, odbyłem rozmowę z jednym ze znajomych selekcyjnej przygody. Jego znajoma z Ministerstwa Obrony Narodowej opowiada mu jak starzy żołnierze łapią się za głowę, obserwując szerzącą się dziś w wojsku postawę: „Jest 15:00, idziemy do domu”. Ta anegdota przypomniała mi własne refleksje nachodzące mnie, co jakiś czas. Refleksje o pracy w trzecim sektorze, ale po kolei…
Wpisuję w Google hasło „służba”. Wyskakuje mi 16,300,000 wyników. Jako pierwszy Słownik Języka Polskiego PWN. Czytam, że służba to:
- praca na rzecz jakiejś wspólnoty, wykonywana z poświęceniem
- instytucja użyteczności publicznej lub wojsko; też: pracownicy tej instytucji
- działalność tych instytucji
- obowiązki pełnione w określonych godzinach pracy w niektórych instytucjach
- daw. wykonywanie pracy służącego w czyimś domu, gospodarstwie itp. za wynagrodzeniem; też: osoby wykonujące takie prace.
Czy stowarzyszenie lub fundacja to instytucja użyteczności publicznej? Odpowiedź wydaje się oczywista. Mamy w końcu ustawę o działalności pożytku publicznego.
Gdy działamy w nieformalnej inicjatywie lub formalnej organizacji, która w 100% opiera się na pracy społecznej sprawa jest jasna. Wszyscy służą. Służą z poświęceniem. Nie ma kodeksu pracy, urlopów, wynagrodzeń. Nie ma biurokracji. Nie ma umów. Nie liczymy godzin i dni spędzonych w pracy na rzecz dobra wspólnego. Jest miło i sympatycznie. Zarządzanie jest płynne, nieformalne i oparte w 100% na motywacji i samoodopowiedzialności.
Rzadko pojawiają się pytanie o rezultaty naszych działań. Często natomiast czas upływa nam na poczuciu, że jesteśmy czymś zajęci i coś dobrego dzieje się wokół nas. Rzadko kierujemy się zdrowym rozsądkiem przy braniu kolejnych zobowiązań na siebie. Często efektem końcowym takiej służby jest… wypalenie zawodowe.
Organizacja się rozrasta. Nie wystarczają już matki założycielki i ojcowie założyciele. Dochodzą nowi ludzie. Obok społeczników pojawiają się osoby pobierające za swoją pracę wynagrodzenie. Pojawiają się umowy o dzieło, umowy zlecenie, umowy o pracę. Pojawia się kodeks pracy. Granice pomiędzy pracą a służbą stają się płynne. W obszarze zarządzania to ciągłe dylematy i wyzwania. Jak zarządzać relacjami między osobami będącymi na etatach i osobami działającymi w czynie społecznym. Jak motywować jednych i drugich. Jak liczyć nadgodziny etatowców?
Mamy mieszankę. Społeczników, którzy „jadą” na paliwie o nazwie „zmienimy świat” i etatowców, ludzi, którzy chcą zakładać rodziny, godnie żyć i mieć czas na pracę poza stowarzyszeniem czy fundacją. Mamy mieszankę wybuchową.
Wariant 3. to „urząd”. Jak zarządzać w sytuacji kiedy organizacja opiera się w 100% na etatowych pracownikach? Ludzie przychodzą do pracy w organizacji pozarządowej i wykonują swoją pracę zawodową tak, jakby pracowali w urzędzie. Pracują od 8:00 do 16:00. Realizują wyłącznie zadania wpisane w umowę o pracę. Nic ponadto. Przykładowo nie będą dbać o porządek i sprzątać wspólnego biura, bo nie po to kończyli studia, żeby teraz latać z miską i szmatą. Chcą premii i wypłat za nadgodziny. Mają do tego prawo.
Na szkoleniach z zarządzania, które prowadzę, często pojawia się pytanie "Co robić?”. Niestety nie ma cudownych recept. Pierwsze rozwiązanie, jakie podpowiada mi intuicja i doświadczenie, to ogłosić światu, że jesteśmy firmą. Będzie prościej i jaśniej dla wszystkich. Drugie rozwiązanie to mieszanka wybuchowa. Co prawda zarządzanie nią jest dużo trudniejsze, ale czego się nie robi dla dobra wspólnego…
Szefem wspomnianej na wstępie Selekcji jest major Arkadiusz Kups. Myśląc o majorze i jego zespole instruktorów, zawsze mam w tyle głowy fakt, że to ludzie z dawnych czasów. Ludzie, o których tak pięknie mówił redaktor Jarosław Rybak, na czwartej stronie okładki książki „Mjr Kups o 56. Kompanii Specjalnej”: „Warto poczytać o dawnych czasach. Wtedy żołnierz nie pracował, ale służył. Ludzie nie liczyli czasu spędzonego w mundurze”.
Czasami marzę o dawnych czasach, w których zaczynałem swoją przygodę społecznikowską. O czasach, kiedy ludzie nie liczyli czasu spędzonego w organizacji. Z drugiej strony gdy pomyślę o rezultatach i realnej zmianie to dawne czasy nie wygrywają konfrontacji z obecnymi, w których praca zawodowa miesza się z służbą społecznikowską. Ciekawi mnie, jak jest w twojej organizacji?
SKRZYNKA NARZĘDZIOWA
- Mjr Kups o 56. Kompanii Specjalnej, Piotr Bernabiuk, Wydawnictwo Red Horse, 2007
- Nie tylko społecznie. Zatrudnienie i wolontariat w organizacjach pozarządowych, Bogacz-Wojtanowska E., Ryksza M., Fundacja Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2009. Publikacja dostępna nieodpłatnie na stronie www.isp.org.pl