GABERMAN: W Stanach mamy 80 tys. fundacji. Z nich 75 tys. nie ma ani jednego pracownika.
Przy okazji naszej rozmowy zapytam też o fundacje, bo wiem, że jest Pan ich propagatorem. Fundacje nie mają w Polsce dobrej prasy.
Chodzi Pani o międzynarodowe fundacje?
Nie fundacje krajowe.
Rozumiem. To ciekawe. Nie znam polskich fundacji, wiem, że istnieje polskie Forum Darczyńców, wiem o tym, że gdy działałem dla fundacji Forda przekazaliśmy znaczne sumy na rzecz Fundacji Batorego, Fundacji Pogranicze; odniosłem wrażenie, że te dwie fundacje zasadniczo cieszą się dobrą opinią. Na pewno jest wiele innych, po prostu nie znam żadnej o wątpliwej reputacji. Mogę podejrzewać, gdzie leży przyczyna – tu trzeba patrzeć na dwa poziomy. Pierwszy to reputacja na samym szczycie, w rządzie – a ta może zależeć od tego, kto akurat w tym rządzie zasiada. Kiedy w Stanach władzę obejmuje prawica, rząd zazwyczaj bywa niezbyt przyjazny wobec wielu amerykańskich fundacji. To może się zmienić. Ja zasadniczo uważam, że społeczeństwo jest zazwyczaj dość sceptyczne wobec fundacji, bo w końcu – kto ich wybrał? Jeśli organizacja zgromadziła znaczne środki – zaraz ktoś pyta: skąd to wzięli? Są ludzie, którzy lubują się w graniu w konspiracyjne gierki.
Ważne jest, żeby nie zacząć uważać, że sektor pozarządowy czy sektor fundacji w jakimkolwiek kraju jest całkowicie unikalny – zdziwiłaby się Pani, ile ten sektor w różnych krajach ma cech wspólnych. Oczywiście religia, geografia, kultura – to wszystko różnicuje sytuację, ale naprawdę zadziwiająco wiele jest cech wspólnych. Dlatego myślenie, że problemy w danym miejscu są unikalne i nikt ich nigdzie nie doświadczył często okazuje się pułapką myślową.
Spróbuję postawić na różnicę, bo podejrzewam że w Stanach jest inaczej: w Polsce prócz dużych fundacji mamy setki tysięcy małych fundacji niczego nie fundujących. Są biedne. To np. jedna osoba, która włożyła tysiąc złotych...
To w Polsce? Dobrze, to podam Pani trochę liczb. W Stanach mamy 80 tys. fundacji. Z nich 75 tys. nie ma ani jednego pracownika. Olbrzymia większość fundacji w USA to małe fundacje bez personelu, nawet niekiedy określa się je terminem „filantropii czekowej” – raz do roku fundacja wypisuje kilka czeków. A więc znów okazuje się, że różnice nie są tak wielkie. Zresztą wielkość nie warunkuje skuteczności. Można być małym, kreatywnym darczyńcą, który robi naprawdę światłe rzeczy. Nie trzeba być wielkim, żeby być kreatywnym. Spośród 80 tysięcy fundacji w Stanach Zjednoczonych, te największe, megafundacje – które mają miliard dolarów budżetu lub więcej, to tak naprawdę, ile ich było… 50, nawet mniej. Słyszymy oczywiście o fundacjach Gatesa, Forda, ale przytłaczająca większość to ta drobnica u podstawy piramidy.
Jest argument, który mówi: państwo powinno przejąć pieniądze i dokonać ich dystrybucji poprzez wybranych w wyborach urzędników, którzy są odpowiedzialni wobec swoich wyborców. Jeżeli państwo umożliwia istnienie fundacji, dzieją się zazwyczaj dwie rzeczy. Po pierwsze, państwo traci dochód, który uzyskałoby, gdyby fundacje nie były zwolnione z podatków, a po drugie – tworzy grupę instytucji, które nie są tak samo rozliczane jak wszyscy. Uważam, że jest to ziarno prawdy, ale sprawa nie jest tak prosta. Na przykład: nie można robić wszystkiego, co człowiekowi przyjdzie do głowy – są określone reguły i jeżeli chce się utrzymać status podatkowy, należy wykorzystywać swoje zasoby w wyznaczonych obszarach, które według państwa przynoszą pożytek publiczny. Zatem fundacje działają na określonych zasadach i muszą przynosić wartość w obszarach pożytku publicznego. Gdyby mi Pani powiedziała, że państwo jest perfekcyjnie działającym mechanizmem, w którym każdy miałby równy głos i nie było konfliktu interesów, powiedziałbym – być może fundacje są zbędne. Jeżeli jednak jest inaczej i nie wszystko działa idealnie, dodatkowe okno dostarczające zasobów w obszarach, gdzie interwencja państwa jest utrudniona, jest korzystne. Uważam, że fundacje mają kilka unikalnych zalet. Dam Pani parę przykładów. Fundacje czasem mogą sobie pozwolić na ryzyko i porażkę w sposób, który byłby trudny dla organizacji nastawionej na zysk lub administracji państwowej. Fundacje często mogą zajmować się problemem przez długi czas, gdyż niektóre problemy nie mają prostych i szybkich rozwiązań, zamiast gonić za kolejnymi modami i nowinkami. Fundacje często są idealnie dostosowane do prowadzenia projektów pokazowych, które – jeśli okażą się korzystne – można potem skalować. Często gdy część społeczeństwa czymś się przejmuje, lecz nie jest to wystarczająco ważne, by stało się sprawą państwową, fundacja działająca w tym obszarze może być przydatna. Jest to wartość dodana. Prawdziwy problem, i uważam, że musimy sobie z niego zdawać sprawę, jest taki, że fundacje, których konstrukcja pozwala na podejmowanie ryzyka, często go nie podejmuje i działa zachowawczo; fundacje, które stać na to, by zajmować się długo jedną sprawą, gonią za kolejnym hitem. Mamy zatem te wspaniałe cechy, które możemy wykorzystać, a czasem nie stajemy na wysokości zadania. Musimy znaleźć sposoby na to, abyśmy sami dokręcali sobie śrubę. Jednym ze sposobu jest tworzenie organizacji takich jak polskie forum donorów lub w Stanach Council of Foundations – taka organizacja zbliża do siebie fundacje, wymaga odpowiedzialności, tworzy dla nich programy szkoleniowe, wypracowuje najlepsze praktyki i kodeksy etyczne – potrzebujemy tego więcej, i dotyczy to również Stanów, nie tylko Polski.
Źródło: informacja własna