Z pozoru to zwykła uliczka, jakich wiele w Falenicy. Zaciszna, zielona, nieco zaniedbana. Kto by przypuszczał, że za jednym z płotów kryje się nie normalny dom mieszkalny, ale niezwykły Azyl, którym opiekują się Psie Anioły. Na posesji Agnieszki Brzezińskiej swoje schronienie znalazło kilkadziesiąt bezdomnych psów i kotów.
Mimo że miejsca w prowadzonym przez fundację pani Agnieszki Azylu Pod Psim Aniołem nie jest wiele, psy mają tu warunki lepsze niż w jakimkolwiek państwowym schronisku. Boksy dla zwierząt nie są nadmiernie zatłoczone, jest czysto i schludnie, psy są regularnie i dobrze karmione, leczone i wyprowadzane na spacery. A co najważniejsze, już po krótkiej wizycie widać, że dzięki panującej tu atmosferze każdy zwierzak może liczyć nie tylko na schronienie i pełną miskę, ale też na naprawdę czułą i cierpliwą opiekę ze strony ludzi pracujących w Azylu.
Kiedy to wszystko się zaczęło? – Kilkadziesiąt lat temu – śmieje się pani Agnieszka, która od dzieciństwa przygarniała bezdomne psy i koty i opiekowała się nimi. Oficjalnie Fundacja Azylu pod Psim Aniołem istnieje od 2002 roku. Jej podstawowym zadaniem jest opieka nad samym Azylem, ale to oczywiście nie wszystko. Fundacja prowadzi biuro, prężnie działającą stronę internetową, a także kilka innych projektów, jak choćby Interwencyjny Patrol Ratunkowy. – Gros pracy jest poza Azylem. Telefony, rozmowy, poszukiwania… głowienie się, co zrobić, żeby nie przyjąć kolejnego psa, a jednocześnie znaleźć mu dobre schronienie. Tutaj na miejscu najmniej się dzieje – mówi pani Agnieszka. Aż trudno w to uwierzyć, bo do codziennej pracy zatrudniona jest prężna ekipa kilku, przeważnie młodych, ludzi, a pomaga im kilkunastu wolontariuszy. Mimo iż w pracy uwijają się jak w ukropie, nawet podczas przerw bawią się z psami i okazują im dużo uczucia. Niektórzy przyjeżdżają do Falenicy aż z Ursynowa. – Wolę pracować z psami niż z ludźmi – śmieje się Karolina, studentka socjologii, która w Azylu działa już od kilku lat.
Niestety, od niedawna Azyl i jego mieszkańcy mają poważne kłopoty. Trzy lata temu w bezpośrednim sąsiedztwie schroniska wybudowano nowe bloki mieszkalne. Od początku zarówno deweloper, jak i część nowych mieszkańców była bardzo nieprzyjaźnie nastawiona wobec swoich czworonogich sąsiadów i ich opiekunów. Zarzucano im nadmierny hałas, zakłócanie porządku, a nawet zaśmiecanie okolicy. – Czepiają się nas o psie kupy, i to mimo, że zawsze sprzątamy po spacerach, a jakoś nikomu nie przeszkadzają leżące wszędzie dookoła butelki, papiery i inne śmieci – z niedowierzaniem kręci głową pan Tomasz, kierownik schroniska. Nieprzychylni mieszkańcy zdołali jednak postawić na swoim i wykorzystując przepis, który mówi, że schroniska dla zwierząt nie powinny znajdować się bliżej niż 150 m od siedzib ludzkich, zdołali doprowadzić do procesu sądowego, w którym sąd orzekł, że schronisko działa nielegalnie. Do nikogo nie przemówił fakt, że Azyl mieści się tu od dawna, a więc to deweloper złamał prawo, stawiając bloki tak blisko. Co gorsza, na skutek tej decyzji miasto nie przyznało w tym roku dotacji dla Fundacji.
– To jeszcze nie koniec, będziemy się odwoływać od decyzji Sądu – zapowiadają pracownicy Fundacji. Są spokojni, w tym roku uda im się przetrwać dzięki prywatnym darczyńcom i przychodom z jednego procenta. Co będzie dalej? Ekipa jest pełna obaw, ale również swoich racji. I ani na chwilę nie przerywa normalnej, codziennej pracy w Azylu i poza nim.
Po cichu marzą, że być może uda im się pozyskać sponsorów i przeprowadzić na nową obiecaną ziemię, gdzie zbudują od podstaw nowe schronisko. Jeżeli okażą tyle cierpliwości, ile mają jej na co dzień do zwierząt znajdujących pod ich opieką, to uda się na pewno.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)