Przyszli biznesmeni biorą na warsztat przedsiębiorczość społeczną
Pomysł zorganizowania warsztatów przez studentów jest pewną nowością. Do tej pory takie wydarzenia były domeną organizacji pozarządowych czy administracji publicznej. Skąd u studentów zainteresowanie przedsiębiorczością społeczną?
Małgorzata Ryczer: Interesują mnie nauki społeczne. Wprawdzie studiuję metody ilościowe, ale interesuje mnie jak społecznie wykorzystywać tę wiedzę. Brałam też udział w konsultacjach internetowych organizowanych przez Bank Światowy, by być na bieżąco z kwestiami społecznymi.
Czym jest ShARE?
MN: Organizacja ShARE ma charakter thinktanku. Tworzą ją grupy studentów z najlepszych uniwersytetów. Ma pomagać potencjalnym inwestorom w podejmowaniu decyzji. Analizuje bariery i szanse poszczególnych rynków. Jej główna działalność skupia się w Azji, chociaż na całym świecie do ShARE należ sześciuset członków. Organizacja ma dziewięć różnych pionów działalności – od finansów, przez kwestie społeczne po innowacje i przemysł. Akurat na SGH jednym z otwartych pionów jest program przedsiębiorczości społecznej.
Jak zaczęliście działać?
MN: Wyjechaliśmy na coroczne seminarium ShARE do Szanghaju. Jeden dzień poświęcony był w całości przedsiębiorczości społecznej. Byli tam m.in. prelegenci z Yunus Center. Wziąłem tam udział w konkursie na biznesplan dla przedsiębiorstwa. Wsiąknąłem w ten temat i zobaczyłem, że jest jakaś inna droga, poza dążeniem do maksymalizacji zysku.
Jaki był twój konkursowy biznesplan?
MN: Apteka internetowa sprzedająca leki generyczne. Celem społecznym była minimalizacja kosztów opieki zdrowotnej. Zauważyłem, że moi dziadkowie wydają sporą część swojej pensji na leki. Im nasze społeczeństwo będzie starsze, tym bardziej problem ten będzie narastał. A korporacje farmaceutyczne nie są skłonne do sprzedaży takich leków.
Czy wasi koledzy i koleżanki z SGH są zainteresowani przedsiębiorczością społeczną?
MN: Kiedy mamy konferencję firm konsultingowych, przychodzi sześćset osób. Kiedy zaś mamy konferencję o problemach społecznych to wynajmuje się salę na trzydzieści osób, a przychodzi piętnastu studentów i może dziesięciu doktorantów. I tak to się kończy.
A czy na zajęciach porusza się temat społecznej przedsiębiorczości?
MR: Dominują tematy ściśle biznesowe. Ostatnio zaczęliśmy jednak szukać przedmiotów poruszających kwestie społeczne i okazało się, że faktycznie istnieją. To zazwyczaj zajęcia prowadzone dla mniejszych grup osób przez pracowników naukowych żywo zainteresowanych kwestiami społecznymi.
MN: Zdarza się, że wykładowcy zajmujący się społeczną odpowiedzialności biznesu (CSR) wychodzą poza ramy programowe i na zajęciach poruszają tematy social business.
I postanowiliście to zmienić. Czy to pomysł wasz czy ShARE?
MN: Na konferencji szanghajskiej przede wszystkim dużo dowiedzieliśmy się o przedsiębiorczości społecznej, ale z naszych rozmów wynikało, że nasze zaangażowanie musi mieć jakąś wartość dodaną.
MR: Wcześniej myślałam o wolontariacie, szukałam takich ofert, które by pozwoliłyby naprawdę głęboko i trwale pomóc lokalnej społeczności. Chodzi o stworzenie mechanizmów, które pomogłyby jej później rozwijać się samodzielnie, bez pomocy innych.
Dzięki działalności w ShARE macie spojrzenie globalne na sektor przedsiębiorczości społecznej. Czy przyglądaliście się polskim przykładom?
MR: Pamiętajmy, że jest też wiele organizacji pozarządowych, które prowadzą działalność gospodarczą, ale nie nazywają jej wcale przedsiębiorczością społeczną. Nie próbują tego definiować. Skupiają się po prostu na celu społecznym.
Ważną częścią waszej konferencji jest część warsztatowa…
MN: Długo zastanawiałem się, jaka powinna być strategia przedsiębiorstwa społecznego. Co zrobić, aby oprócz ekonomicznej wartości dodanej, w jądrze przedsiębiorstwa, znalazła się również potrzeba społeczna. Jak osiągnąć rentowność i realizować ideę społeczną. Dlatego zaproponowaliśmy firmie PwC poprowadzenie warsztatu o tworzeniu takiej strategii. Chcemy skorzystać z ich wiedzy eksperckiej.
A co może być barierą dla studentów w zrozumieniu idei social business?
MN: Studenci SGH potrzebuje czegoś namacalnego. Kiedy promujemy naszą inicjatywę, to wielu z nich nie wie, co to jest social business. Muszą mieć jakiś konkretny model, a tak pytają nas, czy to przypadkiem nie jest CSR.
I co wtedy mówicie?
MN: Mówimy, że social business to krok dalej, coś zupełnie innego.
A co na to studenci?
MN: Nie wierzą w to, bo nic takiego wcześniej nie widzieli.
Jakiej frekwencji w związku z tym się spodziewacie?
MN: Chcielibyśmy, żeby zjawiło się ok. 100 osób. Zresztą otwarci jesteśmy na studentów nie tylko z SGH. Zaprosiliśmy też ludzi z Uniwersytetu Warszawskiego.
MR: Ważne są dla nas różne punkty widzenia, dlatego zapraszamy przedstawicieli różnych środowisk akademickich.
Będzie też debata…
MN: Tak, debata oksfordzka. Początkowo chcieliśmy, żeby toczyła się wokół tezy, że „przedsiębiorstwa społeczne to kolejna ze złudnych i szkodliwych dla rynku twarzy CSR”. Pomimo tego, że są ludzie, którzy twierdzą, że powinno się czysto rynkowo podchodzić do funkcji państwa czy inwestycji, nie znaleźliśmy osób chętnych do bronienia takiej tezy. Dlatego skupimy się na dyskusji wokół tego, czy rządy powinny realizować programy pomocowe z wykorzystaniem modeli przedsiębiorstw społecznych, a nie bezpośrednich dotacji.
Jakich efektów się spodziewacie?
MN: Nie oczekujemy, że młodzi przedsiębiorcy, którzy wyjdą z SGH od razu założą przedsiębiorstwa społeczne. Na to potrzebne są pieniądze i doświadczenie. Takie przedsiębiorstwa muszą też być zarządzane w sposób perfekcyjny. Ale wierzymy, że taki warsztat na wielu z nich odciśnie pewnie piętno i przede wszystkim dostarczy wiedzy. Opuszczając szkołę będą pamiętać, że w swojej pracy można działać na rzecz rozwiązywania problemów społecznych.
Pobierz
-
201104061026440533
634851_201104061026440533 ・38.72 kB
Źródło: Informacja własna