Budzą się rano, biorą prysznic, szybko jedzą zdrowe śniadanie i wychodzą do pracy. Tam zarabiają pieniądze, płacą podatki. Tak wygląda codzienność ludzi pracujących. Zaś osoby bezdomne postrzegane są jako brudne, śmierdzące, uzależnione od alkoholu nieroby, żyjące na koszt podatnika lub korzystające z pomocy rzeczowej i finansowej z ośrodków pomocy społecznej. Postarajmy się przyjrzeć bliżej, jak bardzo różni się człowiek pracujący od bezdomnego.
Aby zrozumieć te, powiecie, oczywiste różnice, poprosiłem o opowiedzenie swoich historii codzienności kilku tych prawdziwie przykładnych, zwykłych, szarych obywateli, dla których praca, higiena osobista i poczucie obywatelskiego obowiązku są wartościami pierwszorzędnymi.
Adam pracuje na lotnisku
– Pracuję na zmiany, sprzątam teren – opowiada Adam. – Czasami jest ciężko, zwłaszcza na zmianach dziennych, bo jest dużo ludzi. Lubię to robić. Jest taki barek, gdzie ja nie muszę tam sprzątać, bo to nie mój rewir, ale jak widzę, że stoją worki ze śmieciami, to im zabieram. No i mam tam zawsze za to kawę w gratisie – uśmiecha się.
Pan Adam wstaje zawsze rano, myje się, śniadania czasem nie zdąży zjeść przed pracą. Lubi czytać książki, serfować po internecie. Ma tak zwaną świadomość obywatelską, wie, że prawo do głosowania to jego konstytucyjny obowiązek. Z podatków rozlicza się, najszybciej jak da radę.
Marian, opiekun
Pan Marian jest opiekunem w ośrodku dla bezdomnych. Jego miłością jest suczka rasy beagle, z którą codziennie rano wychodzi na spacer. – Nie wyobrażam sobie bez niej życia – opowiada. – Jest chora, muszę często z nią chodzić do weterynarza. Ona jest członkiem rodziny – mówi Marian.
Praca w ośrodku to dużo wyzwań, mieszkają tam różni ludzie, ale to też dla niego jedna wielka rodzina. – To jak praca administratora na dużym osiedlu, trzeba dbać o ludzi, załatwiać ich sprawy, rozmawiać – opowiada o swoim zajęciu. Marian wieczorami słucha muzyki, ogląda filmy, odpoczywa. – Jak każdy – dodaje.
Wojtka pasją jest muzyka
– Pracuję głównie na nocki – opowiada pan Wojtek. – Jestem stróżem w domu, gdzie mieszkają ludzie niepełnosprawni. Po pracy trochę odsypiam, najbardziej lubię, jak mi zmiany wypadają tak, że mam wolny któryś z weekendowych dni. Wtedy szukam w necie koncertów, na które mógłbym pójść.
Wojtek gra także w amatorskim zespole rockowym, który powstał w ośrodku dla ludzi bezdomnych. Jest perkusistą, to jego pasja.
Paweł jest operatorem wózka
– Praca daje mi dużo satysfakcji, takiego poczucia bezpieczeństwa i ważności. Nie wiem, ale uważam, że bez pracy nie ma życia – opowiada pan Paweł. Jest młodym człowiekiem, jeszcze przed czterdziestką. Czas wolny spędza zazwyczaj z rodziną. Lubi komputery, interesuje się elektroniką. Ma też drugą, dodatkową pracę, jest ochroniarzem. – To tak, żebym się nie nudził – śmieje się i dodaje, że ta druga praca, to właśnie na dorobek, żeby dzieciom niczego nie brakowało.
Marek z Biedronki
Pan Marek pasjonuje się kolejnictwem i lubi podróżować, lubi poznawać nowych ludzi i nowe miejsca. Teraz, gdy jest ciepło, często zamienia podróżowanie koleją na wypady rowerowe. Z zamiłowaniem też gotuje. – Pasji mam wiele i staram się je realizować, lubię na przykład grać w siatkówkę, a wieczorami siadam do Linuxa i zajmuję się programowaniem – dodaje o sobie Marek.
Na co dzień jest kasjerem. – Często jest tak, że coś nagle mi się spodoba, staram się wtedy dopasować to do swoich zainteresowań, ogólnie stawiam na rozwój osobisty. Praca jest mi potrzebna do samorealizacji.
Mariusz jest ochroniarzem
– Interesuję się elektroniką, bo to mój zawód wyuczony – mówi Mariusz. – Obecnie pracuję w ochronie, bo zmusiła mnie do tego sytuacja zdrowotna – dodaje. Lubi też sport, czasami weekendowo robi wypady ze znajomymi za miasto, głównie to wycieczki rowerowe, granie w nogę, siatkówkę. Rower to też jego środek lokomocji, którym codziennie jeździ do pracy, bo, jak mówi z uśmiechem, zdrowsze to, niż gniecenie się w autobusach, jak szprotki w puszce. Wieczorami lubi trochę pomajsterkować, wtedy czuje się, jakby wrócił do swojego zawodu.
Andrzej, bokser, emeryt
Od niedawna jest emerytem, kiedyś czynnie uprawiał boks. Jego karierę bokserską przerwał wypadek, cudem, jak sam wspomina, chodzi o własnych siłach, ale noga jest osadzona na śrubach. Trenował go nawet sam Jurek Kulej.
Jako kierowca przejeździł całą Polskę. – Tak naprawdę, to mam wiele zawodów, całe moje życie, to praca – mówi o sobie. Teraz odpoczywa, chodzi na siłownię, stara się aktywnie uczestniczyć w życiu, podróżuje, uprawia sporty terenowe, lubi też czytać książki, a i nie pogardzi dobrym filmem.
Robert dba o cmentarze
Jest freelancerem, najmuje się do prac porządkowych na cmentarzach. Z takich prac utrzymuje się już od 1994 roku. – Poznałem tam wielu bardzo ciekawych ludzi, gwiazdy muzyki, filmu, wielu polityków, do których, jakbym chciał tak sobie przyjść do urzędu, to nie miałbym szans się dostać. Na grobach ludzie są inni, bardziej życzliwi, wyciszeni – tłumaczy. – Poznałem tam nawet jednego z najważniejszych urzędników państwowych, często rozmawialiśmy ze sobą, już nawet ochroniarze z BOR mnie nie sprawdzają, jak z nim gadam, znają mnie.
A kim są bezdomni?
Tych kilka historii opowiada o stabilnych, jak to potocznie mówią, prawych i bogobojnych obywatelach, takich samych, jak my wszyscy. Jest jednak coś, co te wybrane do tej opowieści osoby łączy. Panowie Adam, Marian, Wojtek i pozostali są… ludźmi, których dotknął kryzys bezdomności. Nie stać ich nie tylko na własne, ale nawet na wynajmowane mieszkanie.
Mieszkają na co dzień w jednym z warszawskich ośrodków dla bezdomnych. Kiedyś byli na ulicy, otrzymali pomoc, której nie nadużywają, nie są, jak to głosi powszechny stereotyp, pasożytami na łasce podatnika. Stanęli na nogi, teraz żyją, jak każdy zwykły, poprawnie egzystujący obywatel. Płacą za pobyt w ośrodku, i to wcale nie jakieś tam symboliczne datki, a kwoty, które odpowiadają wysokościami czynszom i najmom mieszkań. Takich Adamów, Marianów, Mariuszów, jest w całej Polsce tysiące.
Nikt nie planuje bezdomności, nikt jej nie wybiera, nie jest ona także stylem życia. Kiedy idziemy z rodziną, spacerując po parku, skwerze, ulicy, gdy widzimy leżącego na ławce człowieka, nie oceniajmy go po tym, jak wygląda, jak pachnie. Pomyślmy o sobie.
O autorze
Janusz Maciejowski – dziennikarz, fotoreporter. Zajmuje się problematyką społeczną, dziennikarstwem interwencyjnym i medycznym. Pracował m.in. w „Życiu Warszawy”, „Linii Otwockiej”, „Gentlemanie”, „Menedżerze Zdrowia”, „Rynku Zdrowia”, „Polityce Zdrowotnej”. Jest członkiem Klubu Fotografii Prasowej przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich. Obecnie freelancer, otwarty na współpracę. Prywatnie lider zespołu rockowego „The Streeters”.