Czy naprawdę nie ma alternatywy dla Google.maps? Dlaczego niektóre portale publiczne są tabloityzowane? Czym są mapy zasobów? Jak mobilizować z wykorzystaniem nowych mediów? Między innymi o tym dyskutowali uczestnicy TransparencyCamp Polska – pierwszego w Polsce nieformalnego spotkania przedstawicieli administracji, środowiska biznesowego i organizacji pozarządowych. Wydarzeniu patronował portal ngo.pl
18 listopada 2010 roku w warszawskim kinie Wisła spotkali się ludzie, którzy udostępniają dane publiczne, i ci, którzy mają pomysł, jak to robić.
Czy można promować otwarty dostęp do informacji publicznej? – zapytał na początku wystąpienia Alek Tarkowski z Creative Commons Polska. Bo choć otwarty dostęp do informacji wydaje się oczywistością, czwartkowe spotkanie pokazuje, że konstytucyjne prawo do informacji nie jest tożsame z otwartymi zasobami publicznymi. Udostępnianie danych publicznych sprzyja przejrzystości i kontroli społecznej, ułatwia rozliczalność instytucji i powoduje lepsze funkcjonowanie państwa. To prawda, że podmioty zobowiązane do udostępniania informacji coraz częściej wywiązują się z ustawowego obowiązku. Jednak samo udostępnienie to nie wszystko. Równie ważny jest sposób, w jaki to się robi – niektóre dane publiczne są prezentowane w postaci utrudniającej nawet zapoznanie się z nimi, nie wspominając o ich wykorzystywaniu i przetwarzaniu.
O tym, że problem ten jest powszechny, może świadczyć fakt, że podczas TransparencyCamp Polska największym zainteresowaniem cieszyły się prezentacje poświęcone sposobom udostępniania danych publicznych w internecie. Temat ten poruszyli między innymi Wojciech Wiewiórowski (Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych), Piotr Waglowski (VaGla), Michał „rysiek” Woźniak (Fundacja Wolnego i Otwartego Oprogramowania), Alek Tarkowski (Creative Commons) i Maciej Groń (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji).
Przetwórzmy informację
Oprócz gości z Polski na konferencji liczną reprezentację stanowili światowi eksperci w zakresie udostępniania danych publicznych – Daniela D. Silva z Brazylii, John Wonderlich z Sunlight Fundation i John Emerson z Nowego Jorku i inni dzielili się swoim doświadczeniem i byli inspiracją dla polskich uczestników konferencji.
Obecność Johna Wonderlicha, Daneli Silvy i Johna Emersona na TransparencyCamp Polska była dla organizatorów szczególnym wyróżnieniem. Wonderlich jest Dyrektorem Programowym Sunlight Fundation – organizacji, która stara się wykorzystywać potencjał internetu do wywołania większej otwartości rządu. Jest również aktywnym działaczem na rzecz reformy prawa lobbingowego oraz wykorzystania mediów społecznościowych w Kongresie. Ponadto Sunlight Fundation zorganizowała pierwszy na świecie TransparencyCamp i użyczyła nazwy pierwszemu polskiemu spotkaniu barcampowi poświęconemu przejrzystości danych publicznych.
Natomiast Daniela D. Silva jest ekspertką w dziedzinie obywatelskiego hakowania i współzałożycielką organizacji Esfera. Jest organizatorką tzw. Hack Days, podczas których dziennikarze, politycy, programiści i projektanci wspólnie tworzą aplikacje internetowe w oparciu o dane publiczne.
Podczas pierwszej części spotkania Daniela Silva i John Wonderlich rozmawiali z Krzysztofem Izdebskim o udostępnianiu danych publicznych, ponownym wykorzystaniu informacji oraz kosztach i zyskach, jakie niesie za sobą transparentność urzędów. Wonderlich zwrócił uwagę, że dopiero powiązanie ze sobą pewnych danych pozwala na pełną przejrzystość i poznawanie pewnych procesów rządowych. A zamieszczanie informacji chociażby w formacie PDF sprawia, że przetwarzanie danych jest niezwykle trudne, a czasami nawet niemożliwe. De Silva zwróciła natomiast uwagę na fakt, że czasami szybsze jest samodzielne przerobienie, niż oczekiwanie na uzyskanie dobrego formatu. Dlatego mimo wszystko nie powinniśmy się oglądać na władzę, tylko samodzielnie przerabiać i choć jest to „durna” robota, bywa ona bardzo efektywna.
W kontekście skutecznego udostępniania informacji publicznych powstaje również pytanie o koszty wprowadzania większej transparentności życia publicznego. Zdaniem Wonderlicha ten wydatek to koszt jednorazowy, który w perspektywie czasu ma dużą szansę na zwrot – większa transparentność przeszkodzi przecież w marnotrawieniu środków publicznych.
Tabloityzacja stron publicznych
Sposobom na skuteczne i przyjazne udostępnianie informacji większą uwagę poświęcili polscy prelegenci. Piotr Waglowski, podczas swojego wystąpienia, uczulił uczestników konferencji, na niektóre absurdy w sposobie komunikowania się administracji publicznej z obywatelami – między innymi na fakt, że Kancelaria Prezesa Rady Ministrów posiada profil na jednym z portali społecznościowych (Facebooku). I choć KPRM wpisuje się w ogólny trend promowania się w internecie niezrozumiałym wydaje się fakt, że sama korzystając z międzynarodowego portalu dyskryminuje obywateli, którzy z niego nie korzystają. Zdaniem Waglowskiego zamiast wykorzystywania portali społecznościowych, dla KPRM korzystniejsze byłoby generowanie ruchu na swoich stronach internetowych.
Innym problemem jest fakt, że niektóre strony internetowe Biuletynów Informacji Publicznej (na przykład Rządowego Centrum Legislacji), zarejestrowane są na portalach, których właścicielami są osoby prywatne, przez co nie można uzyskać informacji, na kogo de facto zarejestrowane są te witryny. Pojawia się również pytanie o możliwość zaufania takiej witrynie. Zwłaszcza, że niektóre przeznaczone do ściągnięcia pliki na witrynach publicznych są zainfekowane wirusami, które śledzą historię ich wykorzystania.
Waglowski zwrócił również uwagę, że w zdecydowanej większości urzędy wykorzystują ogólnodostępne narzędzia internetowe promowane przez komercyjne firmy (przykładowo Google.maps), i może nie byłoby w tym nic niestosownego, gdyby urzędy stosowały jasne procedury dotyczące wyboru takich narzędzi. Niepokojąca jest również postępująca tabloityzacja niektórych serwisów publicznych – na przykład serwisów policyjnych. Na stronach internetowych policji można przeczytać między innymi doniesienia o zatrzymanych pisane barwnym językiem, którego nie powstydziliby się autorzy sensacyjnych doniesień w prasie codziennej.
Otwarte dane, zamknięte oprogramowanie?
Z kolei Michał „rysiek” Woźniak zwrócił uwagę na problem powszechnego wykorzystania zamkniętego oprogramowania na stronach publicznych, które wmusza korzystanie z jednego, płatnego, programu – zarówno przez wytwórcę, jak i odbiorcę danych. Zdecydowanie utrudnia to korzystanie z zasobów publicznych. Woźniak przekonywał, że korzystanie z otwartego oprogramowania niesie za sobą same korzyści, nie tylko dla użytkowników stron publicznych, ale również dla ich twórców. Otwarte oprogramowanie to przede wszystkim szansa na lepszą implementację danych – kody źródłowe dają szansę na modyfikację i łatwiejsze przetwarzanie danych. Im więcej użytkowników, tym więcej jest możliwości wykorzystania informacji.
Ponadto wszystkie, również zamknięte, pakiety rejestrują zmiany, co powoduje, że nawet w ściągniętych z internetu dokumentach można sprawdzić historię rejestracji zmian. Sytuacja ta może w łatwy sposób doprowadzić do wycieku danych, na przykład osobowych. W otwartych zasobach można bez problemu przed publikacją zablokować możliwość śledzenia zmian. Zamknięte formaty to również brak specyfikacji. A kiedy nie znamy specyfikacji, nie wiemy de facto, co w danym programie „siedzi”, przez co pojawiają się takie sytuacje, jak te opisane przez Waglowskiego – niektóre pliki są zainfekowane wirusami, także tymi, które śledzą historię wykorzystywania dokumentów.
Poznaj lobbystę
Zupełnie inny temat poruszył Wojciech Wiewiórowski (Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych), który skoncentrował się na jawności procesu stanowienia prawa – czyli udostępnianiu informacji o wszelkich podmiotach i osobach fizycznych zaangażowanych w proces legislacyjny. Zdaniem Wiewiórowskiego każda osoba, która bierze udział w procesie stanowienia prawa jest osobą publiczną, niezależnie od tego, czy reprezentuje sektor publiczny, czy środowisko zainteresowane danym problemem. Wiewiórowski powołał się na artykuł 6 ustawy o dostępie do informacji, z którego wynika, że informacje podlegające udostępnianiu to również te informacje, które dotyczą procesów tworzenia aktów normatywnych. Ograniczenie prawa do prywatności w przypadku osób zaangażowanych w proces stanowienia prawa wynika również z ustawy lobbingowej. Tak więc wszyscy uczestnicy procesów legislacyjnych oraz lobbyści powinni się liczyć z faktem, że ich prywatność może być ograniczana.
Ponowne wykorzystanie – wyzwanie
Wizualizacja – klucz do sukcesu
Wiadomo, że dużo lepiej dociera do nas informacja obrazkowa, jesteśmy w stanie przetworzyć więcej informacji, jeśli są zaprezentowane w przyjazny, ciekawy i plastyczny sposób. O tym, jak wykorzystywać wizualizację w działaniach rzeczniczych opowiadał John Emerson – grafik, dizajner i projektant, który od ponad 15 lat współpracuje z organizacjami pozarządowymi (od trzech lat z Human Rights Watch). Podczas prezentacji pokazywał między innymi przykład „zebry” z Lizbony, której paski składają się z informacji o tym, ilu ludzi zginęło przez potrącenie w tym miejscu. Na „zebrze” wymienione są również ich imiona i nazwiska. Emerson opowiedział również o stworzeniu przewodników dla osób prowadzących stoiska uliczne w Stanach. W ciekawy graficznie sposób na ulotkach zaprezentowano sposób organizacji stoiska, wymagane wymiary i sposób ustawienia na ulicy. Powstały również ulotki informacyjne, co zrobić w sytuacji zagrożenia dla funkcjonowania stoiska. Każda z ulotek została przygotowana w pięciu wersjach językowych, tak, żeby była pomocna również dla emigrantów mieszkających w Stanach. W ramach kampanii powstała również ulotka „Poznaj swojego sprzedawcę ulicznego”.
Więcej o TransparencyCamp Polska
W TransparencyCamp Polska wzięli również udział goście z Litwy (Transparency International), Ukrainy (Sieć Obywatelska OPORA), Węgier (K-Monitor Anticorruption Watchdog Institute), Słowacji (Transparency International) i Wielkiej Brytanii (Global Voices). Krajowi i międzynarodowi eksperci i praktycy, którzy działają na rzecz większej przejrzystości życia publicznego, prowadzą blogi, organizują lokalne wydarzenia i kampanie mobilizacyjne na terenie całego kraju, wykorzystują nowe technologie na rzecz poprawy życia publicznego.
Wymienione wyżej problemy, to tylko niektóre z tych, przed jakimi staje obywatel zainteresowany pracą instytucji publicznych. Podczas TransparencyCamp Polska odbyło się ponad 30 prezentacji w czterech blokach. Ze wszystkich wystąpień i dyskusji wynika jedno: na polu walki o właściwe udostępnianie należnej obywatelom informacji pozostaje wiele do zrobienia. TransparencyCamp Polska był okazją do skonfrontowania poglądów na te problemy przez wszystkie zainteresowane strony.
Pobierz
-
zostawiam, może się przyda
600532_201011081805250379 ・38.72 kB
Źródło: Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich