Czy wyobrażamy sobie życie bez nawigacji GPS? Czy warto poświęcić wolny czas na sprawdzenie trybu wydawania dowodu osobistego w punkcie informacyjnym urzędu? Jakie straty w naszej działalności gospodarczej może przynieść zapoznanie się z nową ustawą dopiero po jej wejściu w życie?
Te i wiele innych pytań są znakiem czasu, w którym żyjemy. Czasu skoku technologicznego, rozwoju tzw. społeczeństwa informacyjnego, czy wreszcie coraz popularniejszych zasad „dobrego rządzenia”. Na przestrzeni wieków rządzący niechętnie dzielili się władzą z rządzonymi. Na pewno powodem takiej postawy nie było lenistwo, czy brak świadomości, że możliwość zapoznania się obywateli ze szczegółowymi informacjami, jak funkcjonuje państwo sprzyja jego rozwojowi. Postawa ta wynikała, ze słusznej skądinąd, koncepcji, że WIEDZA = WŁADZA.
Rozwój demokracji, ale w pewnym sensie również jej kryzys, sprzyjały coraz większemu otwarciu się władz publicznych. Przejrzystość administracji nabierała coraz bardziej realnego wymiaru, a obywatele uświadomiwszy sobie, jaką wartość ma informacja domagali się jej coraz więcej. Dzięki temu, wiele krajów na świecie wprowadziło przepisy dotyczące dostępu do informacji publicznych, a instytucje, nawet takie jak wojsko (system GPS to przecież dane, które były gromadzone na potrzeby militarne) uwolniły część informacji, w których posiadaniu były, a które wywierały silny wpływ na życie obywateli. Porównując, w tym kontekście, sytuację obecną, do tej, z którą mieliśmy do czynienia jeszcze kilkadziesiąt lat temu, trzeba uczciwie przyznać, że jesteśmy świadkami ogromnego skoku cywilizacyjnego. Używamy nawigacji w samochodach, a podstawowe informacje o funkcjonowaniu urzędów oraz rządowe projekty ustaw możemy znaleźć w Biuletynie Informacji Publicznej.
Ale czy to na pewno wyczerpuje możliwości udostępniania danych publicznych przez władze? Czy słysząc powyższe „laurki”, władza jest skora do opracowania efektywniejszych sposobów prezentacji informacji publicznych? Wreszcie, czy rzeczywiście owa „laurka” należy się wszystkim podmiotom działających w obrębie szeroko rozumianej administracji?
Przyczyny ekonomiczne dla których warto jest udostępniać informacje publiczne są nie do przecenienia. Już teraz na rynku działa wiele firm wykorzystujących informację publiczną tworząc nowe produkty (np. systemy nawigacji i systemy informacji prawnej), ale w dalszym ciągu Polska pozostaje w wielu aspektach w tyle. Z badania cen zdjęć lotniczych terytoriów państw europejskich przeprowadzonego w 2010 roku przez firmę konsultingową MICUS wynika, że w Polsce pobierane są najwyższe opłaty za uzyskanie zdjęć lotniczych (262 euro za 10 km², podczas gdy średnia wynosi 62 euro). Taka postawa na pewno nie sprzyja rozwojowi wielu branż biznesu, a tracą na tym również obywatele, którzy nie mają dostępu do nowoczesnych aplikacji ułatwiających życie.
Podczas TransparencyCamp Polska będziemy mówić głównie o dobrych praktykach wykorzystywania informacji publicznych. Prelegenci omówią przykłady polskie i zagraniczne, podkreślając szczególnie te przypadki, w których same firmy lub organizacje pozarządowe stworzyły produkty wspierające społeczeństwo obywatelskie, czy po prostu czyniące nasze życie prostszym. Przedstawiciele administracji będą mieli szansę podzielić się z uczestnikami swoimi koncepcjami odnośnie przyszłości prezentacji danych publicznych – szczególnie przy wykorzystaniu nowych technologii, czy procedur sprzyjających „uwolnienie” danych publicznych.
Nie możemy zapominać jednak, że w dalszym ciągu występują problemy z czymś co wydaje się w XXI wieku podstawowe, a mianowicie przejrzystym udostępnianiu aktualnej informacji publicznej. Bez tego obywatele będą ślepcami poruszającymi się gąszczu niezrozumiałych decyzji, nieprzejrzystego prawa, marnującymi czas na czynności, które w naszych czasach powinny być bardzo proste i co równie ważne – przyjemne.
Spotkanie organizowane jest przez Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich przy wsparciu Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Society Institut.
Źródło: TransparencyCamp Polska