Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
'Tekstem tym chcę po raz kolejny (z uzasadnionym uporem) sprowokować dyskusję na temat możliwości wyeliminowania z naszego życia choćby części, najbardziej realnych zagrożeń dla turystyki kwalifikowanej, a zwłaszcza młodzieżowej w polskich górach, związanych z wprowadzaniem monopolów przewodnickich' - pisze nasz czytelnik Lech Rugała.
Histeryczna reakcja niektórych moich adwersarzy na moje posty (zablokowanie strony, usuwanie niewygodnych głosów w dyskusji na Forum PTTK, okresowe blokowanie dostępu itp.) świadczy o powadze problemu. Dlaczego? Wiadomo. Być może właśnie teraz ich klienci zastanawiają się nad sensem wydania własnych pieniędzy na wynajęcie i opłacenie przewodnika. Czy nie lepiej pojechać nad morze i poleżeć sobie na piasku albo na Mazury i popłynąć kajakiem szlakami wodnymi wzdłuż rzek i jezior (tam nikt nie wymaga zatrudnienia przewodnika, choć wypadków śmiertelnych - utonięć jest bez porównania więcej niż wypadków w górach)?
Związane jest to z nieoczekiwaną (dla mnie) prawidłowością socjologiczną. Otóż dla większości Polaków, niezależnie od zajmowanego przez nich miejsca w hierarchii społecznej, góry kojarzą się niemal wyłącznie z Tatrami. Dotyczy to w równym stopniu elit umysłowych (twórców, dziennikarzy, lekarzy itp.), jak i zwalnianych grupowo pracowników PGR, hut i kopalni. Niemal nikt nie widzi też nic niewłaściwego w nadawaniu przez media programów o górach pokazujących niemal wyłącznie Tatry i straszących ludzi zatłoczonymi szlakami i niebezpieczeństwami odnoszącymi się w tym kontekście do wszystkich polskich gór.
Zainteresowanie społeczeństwa w większości nizinnego kraju, jakim jest Polska, sprowadza się najczęściej do sensacji, a więc do relacji z wypadków w górach lub widowiskowych programów o wyprawach wysokogórskich. Początek tego roku dał kolejną sensacyjną pożywkę dla dziennikarskich hien: w lawinie w Karkonoszach ginie ratownik, pod Rysami traci życie grupa młodych ludzi, zimowa wyprawa na K2 wycofuje się tuż spod szczytu... To wszystko jest perfidnie wykorzystywane przez wąską grupę ludzi - urzędników państwowych powiązanych ze środowiskami przewodnickimi - jako argument przemawiający za wprowadzeniem kolejnych restrykcyjnych zarządzeń i monopolistycznych przepisów dławiących tanią turystykę młodzieżową, nakazujących organizatorom wycieczek wynajmowanie do ich obsługi zawodowych przewodników, bo tylko to może zagwarantować - ich zdaniem - bezpieczeństwo i pozwoli zapobiec wypadkom.
Nie będę tu ukrywał, że jestem przekonany, iż kierunek w jakim zmierzają nasi decydenci w kwestii uregulowania organizacji ruchu turystycznego w polskich górach dławi społeczne inicjatywy i skłania potencjalnych społecznych organizatorów wycieczek do rezygnacji z organizacji imprez górskich. Te przepisy jednocześnie uderzają w szalenie pozytywny model pracy wychowawczej z młodzieżą, który sprawdzał się przez dziesiątki lat. I to jest zasadnicza różnica między dawnymi a obecnymi laty. Nie dziwmy się więc, że niektóre tradycyjne ścieżki i górskie polany powoli zarastają, a schroniska straszą pustkami. Czy nie warto do nich powrócić?
Tylko niewielka grupa osób kojarzy opisane wyżej zjawisko z działalnością oszustów medialnych i rozumie związane z tym zagrożenia dla ruchu turystycznego w naszych górach. Wystarczy przypomnieć dowcip, który do niedawna co tydzień serwowała nam TV, czyli tzw. energetyzowanie wody mineralnej przez pana Nowaka.
Logika wskazuje, że spośród dwóch diametralnie różnych sposobów zapobiegania niebezpieczeństwom w górach (np. zamykanie odcinków niebezpiecznych szlaków albo chodzenie po tych szlakach z wynajętym przewodnikiem zawodowym) tylko jeden sposób może być naprawdę skuteczny, jeśli turyści się do niego zastosują. Drugi jest błędem lub oszustwem (zarówno w Polsce jak i w innych górach zdarzają się wypadki wycieczek z przewodnikami). Ale jakże łatwo logikę można obejść lub zlekceważyć. Przykład? Kto mi powie: kiedy członkowie obecnego lewicowego establishmentu kłamali? Wtedy gdy byli członkami totalitarnej organizacji o nazwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i wspierali społeczną turystykę młodzieżową udzielając dotacji z państwowej kasy?… czy teraz, kiedy jako socjaldemokraci uchwalali monopolistyczne przepisy oddające monopol na prowadzenie grup w górach w ręce zawodowych przewodników górskich? Nie ma przecież dwóch różnych prawd.
Problemu bezpieczeństwa w górach w oparciu o kadrę zawodowych przewodnikow górskich, tak jak medycyny niekonwencjonalnej i różnych szarlatanów czyniących chorym ludziom fałszywe obietnice uzdrowienia, nie da się rozwiązać żadnymi środkami administracyjnymi. Wypadki w górach zdarzały się i mogą zdarzyć się nawet najlepszym, z przewodnikami włącznie. Jedyne co można zrobić to publicznie demaskować to oszustwo.
Szerzej na stronie: http://kspttk.prv.pl/nsz_list.htm.
Związane jest to z nieoczekiwaną (dla mnie) prawidłowością socjologiczną. Otóż dla większości Polaków, niezależnie od zajmowanego przez nich miejsca w hierarchii społecznej, góry kojarzą się niemal wyłącznie z Tatrami. Dotyczy to w równym stopniu elit umysłowych (twórców, dziennikarzy, lekarzy itp.), jak i zwalnianych grupowo pracowników PGR, hut i kopalni. Niemal nikt nie widzi też nic niewłaściwego w nadawaniu przez media programów o górach pokazujących niemal wyłącznie Tatry i straszących ludzi zatłoczonymi szlakami i niebezpieczeństwami odnoszącymi się w tym kontekście do wszystkich polskich gór.
Zainteresowanie społeczeństwa w większości nizinnego kraju, jakim jest Polska, sprowadza się najczęściej do sensacji, a więc do relacji z wypadków w górach lub widowiskowych programów o wyprawach wysokogórskich. Początek tego roku dał kolejną sensacyjną pożywkę dla dziennikarskich hien: w lawinie w Karkonoszach ginie ratownik, pod Rysami traci życie grupa młodych ludzi, zimowa wyprawa na K2 wycofuje się tuż spod szczytu... To wszystko jest perfidnie wykorzystywane przez wąską grupę ludzi - urzędników państwowych powiązanych ze środowiskami przewodnickimi - jako argument przemawiający za wprowadzeniem kolejnych restrykcyjnych zarządzeń i monopolistycznych przepisów dławiących tanią turystykę młodzieżową, nakazujących organizatorom wycieczek wynajmowanie do ich obsługi zawodowych przewodników, bo tylko to może zagwarantować - ich zdaniem - bezpieczeństwo i pozwoli zapobiec wypadkom.
Nie będę tu ukrywał, że jestem przekonany, iż kierunek w jakim zmierzają nasi decydenci w kwestii uregulowania organizacji ruchu turystycznego w polskich górach dławi społeczne inicjatywy i skłania potencjalnych społecznych organizatorów wycieczek do rezygnacji z organizacji imprez górskich. Te przepisy jednocześnie uderzają w szalenie pozytywny model pracy wychowawczej z młodzieżą, który sprawdzał się przez dziesiątki lat. I to jest zasadnicza różnica między dawnymi a obecnymi laty. Nie dziwmy się więc, że niektóre tradycyjne ścieżki i górskie polany powoli zarastają, a schroniska straszą pustkami. Czy nie warto do nich powrócić?
Tylko niewielka grupa osób kojarzy opisane wyżej zjawisko z działalnością oszustów medialnych i rozumie związane z tym zagrożenia dla ruchu turystycznego w naszych górach. Wystarczy przypomnieć dowcip, który do niedawna co tydzień serwowała nam TV, czyli tzw. energetyzowanie wody mineralnej przez pana Nowaka.
Logika wskazuje, że spośród dwóch diametralnie różnych sposobów zapobiegania niebezpieczeństwom w górach (np. zamykanie odcinków niebezpiecznych szlaków albo chodzenie po tych szlakach z wynajętym przewodnikiem zawodowym) tylko jeden sposób może być naprawdę skuteczny, jeśli turyści się do niego zastosują. Drugi jest błędem lub oszustwem (zarówno w Polsce jak i w innych górach zdarzają się wypadki wycieczek z przewodnikami). Ale jakże łatwo logikę można obejść lub zlekceważyć. Przykład? Kto mi powie: kiedy członkowie obecnego lewicowego establishmentu kłamali? Wtedy gdy byli członkami totalitarnej organizacji o nazwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i wspierali społeczną turystykę młodzieżową udzielając dotacji z państwowej kasy?… czy teraz, kiedy jako socjaldemokraci uchwalali monopolistyczne przepisy oddające monopol na prowadzenie grup w górach w ręce zawodowych przewodników górskich? Nie ma przecież dwóch różnych prawd.
Problemu bezpieczeństwa w górach w oparciu o kadrę zawodowych przewodnikow górskich, tak jak medycyny niekonwencjonalnej i różnych szarlatanów czyniących chorym ludziom fałszywe obietnice uzdrowienia, nie da się rozwiązać żadnymi środkami administracyjnymi. Wypadki w górach zdarzały się i mogą zdarzyć się nawet najlepszym, z przewodnikami włącznie. Jedyne co można zrobić to publicznie demaskować to oszustwo.
Szerzej na stronie: http://kspttk.prv.pl/nsz_list.htm.
Źródło: Lech Rugała
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.