prof. Regulski: Nie ma leków cudownych, ale czy nie należy nic robić?
"Nie chcę mówić o JOW w ogóle, ale o przyczynach, dla których uważam za konieczną zmianę ordynacji wyborczej do władz samorządowych. Chociaż i ona nie może być traktowana jako lekarstwo uniwersalne. Nie na panaceum, nie ma leków cudownych, a naprawa naszej demokracji wymaga złożonych działań, prowadzonych na kilku płaszczyznach. Ale czy to oznacza, że nic nie mamy robić? Nadal narzekać na wszystko i wszystkich i czekać na jakiś cud, samemu nic nie robiąc?" - pisze prof. Jerzy Regulski, szef Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej.
„Jednomandatowe Okręgi Wyborcze nie są cudownym panaceum na demokrację – rodzą różne skutki: lepsze i gorsze. Nie ma magicznej różdżki, cudownego mechanizmu, jednej zbawiennej instytucji prawnej, która Polskę wyciągnie z dołka bez naszej pomocy” – pisze prof. Zbigniew Pełczyński. I w pełni się z prof. Pełczyńskim zgadzam. Nie ma leków cudownych, i każdy lek powoduje skutki lepsze i gorsze. I w dużej mierze zgadzam się z Jego dalszymi wywodami. Tylko, że one dotyczą zupełnie innego tematu, niż Inicjatywa Obywatelska. Prof. Pełczyński zgłasza zastrzeżenia, co do słuszności wprowadzenia jednomadatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do parlamentu. Ja też mam w tej dziedzinie pewne wątpliwości. Tylko, że nikt tego obecnie nie proponuje. A Inicjatywa Obywatelska dotyczy wprowadzenia JOW w wyborach do władz samorządowych. A to zupełnie coś innego. Zadania rad gminnych czy powiatowych nie są takie jak parlamentu, a więc i sposób wybierania radnych może, a nawet powinien być inny niż tryb wyboru posłów.
Dlatego tu nie chcę mówić o JOW w ogóle, ale o przyczynach, dla
których uważam za konieczną zmianę ordynacji wyborczej do władz
samorządowych. Chociaż i ona nie może być traktowana jako lekarstwo
uniwersalne. Nie na panaceum, nie ma leków cudownych, a naprawa
naszej demokracji wymaga złożonych działań, prowadzonych na kilku
płaszczyznach. Ale czy to oznacza, że nic nie mamy robić? Nadal
narzekać na wszystko i wszystkich i czekać na jakiś cud, samemu nic
nie robiąc?
Uważam wprowadzenie JOW jako jeden z kroków, które należy
podjąć. Jest oczywiste, że sama ta zmiana nie rozwiąże wszystkich
problemów, ale może się przyczynić do ich istotnego zmniejszenia. A
więc czego się możemy spodziewać i co chcielibyśmy osiągnąć?
Istota samorządu polega na umożliwieniu ludziom samo-rządzenia się, a więc rozwiązywania własnych, lokalnych spraw samodzielnie, we własnym imieniu i na własną odpowiedzialność. Ludzie wybierają, lokalne władze, czyli swoich reprezentantów i im powierzają swoje interesy. Jest oczywiste, że muszą mieć do nich zaufanie. I właśnie kryzys zaufania do władz publicznych uważam za jeden z podstawowych problemów hamujących rozwój tak poszczególnych gmin i powiatów, jak i Polski, jako całości. Trzeba zrobić wszystko, aby to zaufanie odbudować. Niestety wielu naszych polityków tego problemu nie dostrzega. W efekcie duża część naszego społeczeństwa, nie uczestniczy w wyborach lokalnych, uważając je za rozgrywki międzypartyjne, w wyniku, których najwyżej inaczej zostaną podzielone stołki. Ludzie coraz mniej wierzą, że jakakolwiek władza będzie działać na ich rzecz, a nie jedynie w imieniu interesów partyjnych.
Trzeba przywrócić zaufanie do wybieranych reprezentantów.
Trzeba, więc silnie związać radnego z jego wyborcami, których ma
reprezentować. Czy ktokolwiek z nas wie, który radny go
reprezentuje? Więc jak można czegokolwiek oczekiwać, kiedy się nie
wie, od kogo ma się wymagać? Czy można mieć zaufanie do anonimowej
osoby? Wybory proporcjonalne, gdy się głosuje na listy, tworzą
kurtynę oddzielającą wyborców od wybieranych. JOW stworzą
bezpośrednią między nimi łączność, która jest warunkiem
zaufania.
Przeciwnicy JOW argumentują, że w ich wyniku nie będą mogły powstać odpowiednio skonsolidowane grupy radnych, a więc nie będzie można uzyskać stałej większości, zapewniającej stabilność władzy lokalnej. Nie podzielam tych obaw. Wójtowie i burmistrzowie mają zapewnioną stabilność przez bezpośrednie wybory i praktyczną nieusuwalność przed końcem kadencji. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, jak utopijne są większości w radach opartych na układach partyjnych. Jak łatwo radni zmieniają partie, gdy istnieje możność uzyskania przez nich jakichś korzyści dla swych wyborców, albo dla nich samych. Ale uważam, że radni nie powinni się grupować wokół partii, ale wokół problemów, jakie mają do rozwiązania. Zadaniem rad jest wyznaczanie kierunków rozwoju danej jednostki: czy gmina ma się uprzemysławiać, czy też zachować walory naturalne, czy wydawać pieniądze na drogi, czy na edukację, czy wspierać przedsiębiorców, tworzących miejsca pracy, czy też rozdawać zapomogi. I większości w radach powinny powstawać w wyniku dochodzenia do wspólnych stanowisk w tych kluczowych dla społeczności lokalnych sprawach. Będzie to znacznie zdrowsze niż tworzenie większości opartych na programach partyjnych, które na ogół nie odnoszą się do spraw lokalnych, za które odpowiadają rady.
Już blisko dwadzieścia lat temu podjąłem wyzwanie odbudowy
samorządu, której się przez wiele lat domagałem. Jestem szczęśliwy,
widząc jak przez te lata samorząd się rozwinął i jakie odnosi
sukcesy. Dziś trudno nawet byłoby sobie wyobrazić Polskę bez
samorządu lokalnego. Ale nigdy nie można osiągnąć pełnego
zadowolenia. Trzeba naprawiać system, gdy występują jego wady. I
jednym z narzędzi powinna być zmiana ordynacji wyborczej. Nie
zastąpi ona innych działań, ale może się w istotny sposób
przyczynić do odbudowy zaufania społecznego do wybranych władz. A o
to przede wszystkim chodzi.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.