Przed drugą turą wyborów na prezydenta Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zaprosiła na spotkanie miejskich aktywistów. Obiecała, że będą kolejne. Ale jak rozmawiać? I właściwie z kim?
Końcówka listopada, kilka dni przed drugą turą wyborów samorządowych, w których Hanna Gronkiewicz-Waltz zmierzy się z Jackiem Sasinem o fotel prezydenta Warszawy. Jarosław Jóźwiak, wówczas jeszcze dyrektor Centrum Komunikacji Społecznej, zaprasza „ruchy miejskie i aktywistów” na spotkanie na temat rozwoju miasta. Propozycja trafia do środowisk, które w wyborach samorządowych wystawiały swoich kandydatów na radnych, takich jak Miasto Jest Nasze, Ochocianie czy Inicjatywa Mieszkańców Ursynowa. To spotyka się z protestem organizacji pozarządowych, które zostały pominięte, choć – często od wielu lat – działają na rzecz Warszawy i jej mieszkańców. Pytanie o to, co znaczy „ruch miejski” i kto to jest „aktywista” nabiera bardzo konkretnego znaczenia. Ostatecznie zainteresowane stowarzyszenia, takie jak SISKOM czy Zielone Mazowsze zostają doproszone. Niektórzy propozycję uczestnictwa w spotkaniu otrzymują na kilka godzin przed wydarzeniem.
Groch z kapustą
„Wyborcze” ruchy miejskie odmawiają udziału w spotkaniu. Traktują propozycję jako zagranie PR, które ma zwiększyć popularność kandydatki na prezydenta, a nie zapoczątkować merytoryczną rozmowę o problemach miasta. Proponują spotkanie „na spokojnie” po zakończonych wyborach lub otwartą debatę z udziałem ruchów miejskich i obu kandydatów na najważniejszy fotel w mieście.
Inaczej do propozycji podchodzą organizacje, które nie stanowią konkurencji politycznej dla ubiegającej się o reelekcję Hanny Gronkiewicz-Waltz. Wychodzą z założenia, że skoro jest okazja, by się spotkać, to warto z niej skorzystać. Ich celem nie jest zdobycie władzy, lecz załatwienie konkretnych spraw, o które zabiegają od lat lub miesięcy. Nie mają więc nic do stracenia. A nuż uda się coś wynegocjować w ramach „cudu wyborczego”? Okazja jest atrakcyjna również dlatego, że na co dzień trudno jest spotkać się twarzą w twarz z urzędującą prezydent.
Do spotkania ostatecznie dochodzi. Pojawia się około 20 osób, które przedstawiają postulaty różnej wagi i z różnych kategorii. – To był trochę groch z kapustą. Każda organizacja wyobrażała sobie formułę spotkania w trochę inny sposób – podsumowuje Adam Piotr Zając ze Stowarzyszenia SISKOM.
Najważniejszym osiągnięciem wydaje się deklaracja ze strony Hanny Gronkiewicz-Waltz, że rozmowy z aktywistami będą odbywać się regularnie, co dwa miesiące. Właśnie tyle minęło od listopadowego spotkania. Społecznicy więc dopominają się, by zorganizować kolejne.
Urszula Majewska, wicedyrektorka CKS zapewnia, że ratusz nie wycofuje się ze swoich obietnic. – Wkrótce zorganizujemy spotkanie robocze, na którym omówimy ze stroną społeczną formę kolejnych spotkań z panią prezydent – informuje. Na razie nie padają jednak żadne konkretne terminy.
Sprawy bieżące i wizja
Takie narady są potrzebne. To dodatkowy kanał komunikacji, który pozwala prowadzić dialog bezpośrednio z prezydentem, bez konieczności pośrednictwa urzędników znajdujących się na niższych szczeblach – deklarują zgodnie miejscy aktywiści.
Jaką formę powinny jednak przyjąć? Niełatwo odpowiedzieć, bo organizacji i grup niesformalizowanych jest dużo, a obszary ich zainteresowań bardzo różnorodne. – Dobrym pomysłem mogłoby być organizowanie spotkań tematycznych. Wtedy na przykład o transporcie i infrastrukturze rozmawiałyby te organizacje, które się w tym specjalizują. Urząd reprezentowałby prezydent i właściwy zastępca – proponuje Adam Piotr Zając.
Joanna Erbel, aktywistka miejska, kandydatka na prezydenta w ostatnich wyborach samorządowych, wskazuje na potrzebę rozmowy o sprawach bieżących, szczególnie tych kontrowersyjnych, wymagających politycznych decyzji. Ale zależy jej też, by nowe forum stało się zalążkiem dyskusji o wizji miasta, której – jej zdaniem – brakuje.
Aleksandra Stępień, prezeska Stowarzyszenia Miasto Moje A W Nim ma nadzieję, że organizacje będą miały świadomość, że spotkania nie mogą być „koncertem życzeń”. – Rozumiem, że wiele osób chce skorzystać z nadarzającej się okazji powiedzenia o nagromadzonych problemach, ale w pewnym momencie trzeba przejść do konstruktywnego dialogu – przekonuje.
Dialog otwarty czy konstruktywny
Kolejne pytanie dotyczy tego, kto powinien uczestniczyć w tych rozmowach. Joanna Erbel: – Te spotkania powinny być dla wszystkich, którym zależy na mieście. Również dla tych, którzy organizują się ad hoc. Im też powinno przysługiwać prawo wypowiedzenia się w sprawach dotyczących miasta i jego mieszkańców – przekonuje Joanna Erbel.
Trochę inaczej widzi tę sprawę Adam Piotr Zając z SISKOM-u: – Nie jestem za tym, aby te dyskusje były w stu procentach otwarte dla wszystkich chętnych. Trzeba znaleźć złoty środek między demokratycznością a efektywnością. To nie może polegać na tym, że będą tam pojawiać się trzyosobowe grupki, żeby coś wykrzyczeć – podkreśla. – Być może powinien być to zespół ekspercki składający się z wybranych przez panią prezydent organizacji? – zastanawia się. – Ale to miasto jest gospodarzem i to ono powinno zaproponować formułę oraz zaprosić konkretnych uczestników tych spotkań – podsumowuje.
Inicjatywa stworzenia nowego kanału komunikacji między urzędem miasta a aktywnymi mieszkańcami wywołuje jeszcze jedno istotne pytanie. Warszawa dysponuje bardzo rozbudowaną strukturą ciał, które służyć mają dialogowi społecznemu. Przy biurach miasta działają „branżowe” komisje dialogu społecznego, w dzielnicach – dzielnicowe komisje dialogu społecznego. Na szczycie tej układanki jest jeszcze Forum Dialogu Społecznego i Warszawska Rada Pożytku Publicznego. Skoro system jest tak rozwinięty, po co nam kolejne ciało dialogu?
– KDS-y nie przewidują zaangażowania prezydenta i wiceprezydenta. Stąd nowy pomysł może stanowić ważne uzupełnienie istniejącego systemu. To szansa dla urzędników najwyższego szczebla na poznanie perspektywy osób reprezentujących stronę społeczną, bo w KDS-ach działamy najczęściej na poziomie dyrektorów biur – ocenia Zając. Joanna Erbel zwraca uwagę na inną rzecz: – Istniejące struktury dialogu społecznego są ograniczone do organizacji pozarządowych. Nie ma przestrzeni, która by poważnie traktowała również głos mieszkańców nigdzie niezrzeszonych – argumentuje.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)