Prawo o zgromadzeniach. Daliśmy administracji za dużo władzy?
BATKO-TOŁUĆ: Trzeba obserwować nie tylko działanie ustawy, ale przede wszystkim to, czy nie daliśmy administracji zbyt dużo władzy. Pamiętajmy, że prawo do zgromadzeń to przede wszystkim nasza wolność, a regulacje mają po prostu zapewnić dla niej organizacyjne ramy.
Kluczowe plusy
Cieszy uregulowanie zgromadzeń spontanicznych, czyli takich, które mogą stać się normą we współczesnym świecie. Informacje o wydarzeniach z kraju i ze świata nas atakują, ludzie tworzą swoje społeczności interesujące się wybranymi tematami, a możliwość zorganizowania się w celu publicznego zamanifestowania opinii staje się coraz bardziej powszechna. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która prowadziła wiele spraw dotyczących wolności zgromadzeń przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, chwali to, że zauważono różne typy zgromadzeń i że stworzona została możliwość skutecznego odwołania się do sądu, jeszcze przed planowanym terminem wydarzenia. To ważne w razie decyzji o zakazie zgromadzenia wydanej przez administrację gminną.
Podoba mi się też jawność tego, co się dzieje z zawiadomieniem o planowanym zgromadzeniu. Dzięki temu, że jest umieszczane w Biuletynie Informacji Publicznej, od początku mamy wiedzieć, że wpłynęło i jak jest procedowane. To nie pierwsza ustawa, w której BIP traktuje się jako to właśnie miejsce, w którym należy szukać informacji. I jest to bardzo dobry kierunek zwiększający także odpowiedzialność urzędów za sposób zajmowania się sprawami obywatelek i obywateli.
Nie straszy się także karami organizatorów. To ważne, gdyż nie wywołuje tak zwanego efektu mrożącego. A były kiedyś dyskusje i pomysły nad takimi rozwiązaniami.
Rozwiązania, które nie zachwycają
Rzecznik Praw Obywatelskich mówi także, że należałoby pomyśleć o wprowadzeniu możliwości korzystania z wolności go zgromadzeń przez osoby niepełnoletnie. Na razie nie mają takiej możliwości.
Poważne wady
Najmocniejsze głosy sprzeciwu pojawiły się jednak wokół definicji zgromadzenia jako „zgrupowania osób (…) w celu odbycia wspólnych obrad lub w celu wspólnego wyrażenia stanowiska w sprawach publicznych”.
Przejrzałam zebrane niegdyś przez Sieć Watchdog dane i mam obawy, czy sprawy takie jak „protest uczestników i opiekunów przeciwko planowanemu przejęciu Warsztatów Terapii Zajęciowej przez inny podmiot prowadzący”, czy protesty przeciwko „wiązaniu psów na stałe na łańcuchach” lub „prowadzonej przez pracodawcę polityce płacowej” zawsze zostaną uznane za sprawy publiczne. Pojęcie nie jest nigdzie zdefiniowane.
Jednym słowem – trzeba obserwować. I to nie tylko działanie ustawy, ale przede wszystkim to, czy nie daliśmy administracji zbyt dużo władzy. Pamiętajmy, że to przede wszystkim nasza wolność, a regulacje mają po prostu zapewnić dla niej organizacyjne ramy. Wydaje się jednak, że pisząc nową ustawę, starano się odpowiedzieć na wyzwania nowych czasów.
Tym, co w ustawie irytuje, jest coś, co nazywam „prawem administracji do wygody”.