Prawo do wolności słowa i zgromadzeń w Polsce jest łamane
Od kilku lat działania różnych grup politycznych i społecznych, które otwarcie protestują przeciwko prowadzonej w Polsce polityce, są poddawane coraz większym restrykcjom, do czego wykorzystuje się policję i aparat sądowniczy. W samym tylko Poznaniu w ostatnich 3 latach dziesiątki działaczy zostało postawionych przed sądem. Władze nigdy nie przyznały, że w istocie rzeczy chodziło o represje skierowane przeciwko osobom mającym odwagę otwarcie krytykować i występować publicznie przeciwko elitom władzy. Próbuje się "znaleźć odpowiedni" paragraf, aby z jednej strony polityce represji stało się zadość, a z drugiej można było oskarżenie ograniczyć do takich kwestii jak "nierozejście się na wezwanie służb porządkowych", "przewodzenie nielegalnemu zgromadzeniu" czy "zakłócanie porządku publicznego" poprzez "utrudnianie ruchu na chodniku". Jednakże polityczny kontekst ostatnich działań aparatu przemocy staje się coraz bardziej widoczny.
(1)
Pierwszym wyraźnym sygnałem, że państwo nie zamierza - pomimo demokratycznych sloganów -
respektować praw obywatelskich, był zakaz demonstracji wydany przez prezydenta Poznania w styczniu
2002 roku, kiedy grupa działaczy z Komitetu Wolny Kaukaz występująca przeciwko wojnie w Czeczenii,
chciała protestować podczas wizyty prezydenta Putina w Poznaniu. Pomimo zakazu demonstracji
kilkadziesiąt osób zabrało się przed bramą Międzynarodowych Targów Poznańskich, aby w momencie
przyjazdu prezydenta Rosji dać wyraz swoim poglądom. Akcja ta spotkała się z brutalną interwencją
policji. Bez wezwania do rozejścia się zatrzymanych zostało 40 osób. Policja bezpardonowo
potraktowała także relacjonujących zajście dziennikarzy oraz osoby postronne zaskoczone
postępowaniem służb porządkowych. Na komisariacie nie poinformowano nikogo o podstawach zatrzymania
oraz odmawiano przez wiele godzin prawa do złożenia w trybie niezwłocznym zażalenia na nie do sądu.
Ponadto odmówiono zatrzymanym podania napojów i jedzenia. Tym samym władze pogwałciły zasady
wyrażone w art. 41 Konstytucji RP zapewniające każdemu "nietykalność osobistą i wolność
osobistą" oraz gwarantujące każdemu "prawo odwołania się do sądu w celu niezwłocznego
ustalenia legalności" pozbawienia wolności oraz mówiącego o tym, że każdy zatrzymany
"powinien być traktowany w sposób humanitarny". Te działania władzy zmierzały do
wyeliminowania jakichkolwiek niewygodnych w tym dniu głosów krytyki.
Od tego momentu w Poznaniu zaczął też obowiązywać nieformalny zakaz organizacji protestów przeciwko
wojnie w Czeczenii. Władze lokalne 11 razy zakazywały - jak się później okazało bezprawnie -
manifestacji w tej sprawie.
Restrykcje władz nie ograniczały się tylko do protestów przeciwko wojnie na Kaukazie. Podczas
zbrojnej interwencji w Afganistanie na całym świecie, także w USA, odbywały się masowe protesty
organizacji pokojowych. W listopadzie 2001 roku, w kilka dni po zaatakowaniu przez USA Afganistanu,
grupa aktywistów z Federacji Anarchistycznej demonstrowała przez konsulatem Stanów Zjednoczonych.
Kilkadziesiąt sekund po rozwinięciu transparentów do akcji wkroczyła policja, instruowana przez
osoby z nieoznakowanego samochodu. Pod pretekstem tamowania ruchu na chodniku policja bezpardonowo
zatrzymała uczestników pikiety, a także osoby zupełnie przypadkowe. 11 zatrzymanym postawiono
zarzut: "nieopuszczenia zbiegowiska na wezwanie funkcjonariusza policji", choć - jak
później ustalił to sąd - wezwania takiego nie było.
Wygrany proces jedenastu oskarżonych za udział w pikiecie przeciwko wojnie w Afganistanie
powstrzymał na krótko represje wobec osób protestujących przeciwko imperialnej polityce USA.
(Sprawa Czeczenii pozostała na indeksie). W czasie wojny w Iraku, kiedy na świecie demontowało
wiele milionów osób, w Poznaniu policja powstrzymywała się od interwencji i nie kierowała żadnych
spraw do sądu, nawet wówczas, kiedy demonstracje nie były zgłaszane, jak to miało miejsce
podczas spontanicznej demonstracji 200-300 osób przed konsulatem USA w Poznaniu w dniu ataku
na Irak. Taka sytuacja trwała do wczesnej wiosny 2004 roku, kiedy 15 marca grupa działaczy
Poznańskiej Koalicji Antywojennej postanowiła zorganizować pikietę na placu Wolności przeciwko
okupacji Iraku i udziałowi w niej polskich sił zbrojonych. Policja jeszcze przed rozpoczęciem akcji
wylegitymowała wiele osób, a niektórym z nich zamierza postawić zarzut kierowania nielegalnym
zbiegowiskiem.
Interwencję sił porządkowych 15 marca należy ściśle wiązać z falą histerii jako ogarnęła władzę
przed zaplanowaną na koniec kwietnia alterglobalistyczną demonstracją w Warszawie przeciwko
Europejskiemu Forum Ekonomicznemu, w której udział zapowiedziało tysiące osób z całej Polski. W
aktach sprawy można wprost przeczytać, że takie postępowanie było podyktowane działaniami
"prewencyjnymi" przed ww. manifestacją. Do akcji 15 marca skierowano np. funkcjonariusza
policji z… bronią gładkolufową, chociaż przebieg wieku dotychczasowych antywojennych
demonstracji, absolutnie nie uzasadniał takie postępowania.
W marcu i kwietniu 2004 roku policja podjęła jeszcze wiele innych działań wobec poznańskich
aktywistów. Inwigilacji poddano kilkadziesiąt osób poprzez nachodzenie ich w miejscu zamieszkania
czy pracy. Celowo rozpytywano o nich dozorców domów, rodziców, przełożonych. 16 kwietnia 2004
Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu wystosowała do działaczy "zaproszenie", w którym
czytamy: "W imieniu Wielkopolskiego Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu serdecznie
zapraszamy Pana na spotkanie tematyczne związane z Europejskim Szczytem Gospodarczym w Warszawie.
Celem spotkania, które odbędzie się 21 kwietnia 2004 roku o godz. 12.00. w budynku Komendy
Wojewódzkiej Policji w Poznaniu przy ul. Kochanowskiego 2a będzie wymiana poglądów związanych z
poszanowaniem ładu i porządku publicznego przy jednoczesnym zrozumieniu potrzeb obu stron".
Poznańskie środowisko to zaproszenie zignorowało, odczytując je jako kolejną próbę wywarcia presji
i zniechęcenia do udziału w warszawskiej demonstracji.
Ostatecznie 29 kwietnia 2004 na demonstrację do Warszawy wyjechał z Poznania autokar, w którym
jechali przedstawiciele związku zawodowego, ruchu pokojowego i anarchistycznego, razem 44 osoby. Na
trasie Poznań - Warszawa w miejscowości Łowicz autokar został zatrzymany przez patrol drogowy. Po
sprawdzeniu dokumentów pojazdu i kierowców policjanci poprosili o otworzenie bagażnika, gdzie
znajdowały się transparenty i flagi. Natychmiast zażądali listy pasażerów w celu jej skopiowania.
Na liście miały się znajdować następujące dane: imię i nazwisko, data urodzenia, adres zameldowania
oraz imię ojca. Na pytanie czy po uzyskaniu listy autokar będzie mógł ruszyć dalej, zażądano od
wszystkich dokumentów tożsamości w celu ich sprawdzenia. Funkcjonariusze odmówili podania przyczyny
legitymowania tłumacząc się, iż "takie mają polecenia z góry" oraz że "dopóki nie
dostaną dokumentów, nie puszczą autokaru". Po oddaniu dokumentów zapewniono pasażerów, że nie
będą już dokonywane żadne kontrole oraz kazano im czekać na radiowóz, który miał pilotować autobus
do samej Warszawy. Faktycznie radiowóz przyjechał i pilotował autobus. Kilkanaście kilometrów dalej
w miejscowości Dachowo autobus został ponownie zatrzymany, tym razem radiowozów było więcej.
Kontrolą kierował naczelnik prewencji z Komendy Policji Sochaczew, woj. mazowieckie. Osoba ta była
obecna także podczas poprzedniego zatrzymania i miała eskortować autobus do Warszawy. Ponownie
zażądano od wszystkich pasażerów dokumentów tożsamości oraz nakazano im wysiąść z pojazdu. Na
zewnątrz czekał funkcjonariusz z kamerą wideo i rejestrował twarze wszystkich wysiadających.
Ponownie policjanci zapytani o powód legitymowania odmówili jego podania, tłumacząc się dyrektywami
"z góry".
Ostatecznie po groźbą, że organizatorzy demonstracji w Warszawie zerwą wszelkie negocjacje z
władzami co do sposobu prowadzenie protestu, jeżeli aktywiści z Poznania nie zostaną puszczeni,
zapadła decyzja, aby autokar ruszył. Na koniec jednak kierujący akcją komisarz policji zażądał
wyjścia z autobusu: Damiana Kaczmarka, Marcina Halickiego i Macieja Pastwy, zatrzymanych wcześniej
na demonstracjach przeciwko wojnie w Czeczenii. Wychodzący z autobusu byli ponownie wbrew ich woli
nakręcani na wideo.
Tego typu prowokacje policji i władz miały miejsce w tamtym okresie w całej Polsce. Na przykład
podobne szykany podczas podróży do Warszawy spotkały także grupę działaczy z Ogólnopolskiej Związku
Bezrobotnych z Ełku, których autobus wielokrotnie zatrzymywano. Wypada dodać, iż wcześniej liderzy
organizacji skorzystali z zaproszenia komendanta wojewódzkiego w Olsztynie, a mazurska policja była
informowana na temat ilości osób i na jakich zasadach udaje się na demonstrację do Warszawy.
W listopadzie 2004 poznańska policja zatrzymała kilkudziesięciu uczestników tzw. "masy
krytycznej", czyli demonstracji rowerzystów. Akcja miała brutalny przebieg. Zatrzymani
traktowani byli przez policjantów jak bandyci. "Rzucano" nimi na maski samochodów i na
otaczający Plac Wolności płot. Ubliżano, szarpano, kopano i poniżano. Oficer groził zatrzymanym nie
tylko werbalnie, młodzi policjanci szli za jego przykładem ("gnoju łapy na płot i nogi szeroko
rozstawione, bo zaraz dostaniesz wpierdol"). Każda wypowiedź, każdy ruch kończył się
oskarżaniem o utrudnianie czynności policji. Jeden z demonstrantów został zatrzymany pod zarzutem
groźby wobec funkcjonariusza, za co grozi kara do trzech lat wiezienia.
(2)
Represje trwają dalej pomimo, iż są one nielegalne. 30 września 2004 roku Naczelny Sąd
Administracyjny uznał, że prezydent Poznania nie miał prawa wydawać decyzji zakazujących
demonstracji Komitetowi Wolny Kaukaz. Sąd powołał się w tym względzie na art.57 konstytucji RP,
zgodnie z którym każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia
w nich. NSA w uzasadnieniu wyroku podkreślił, "że w konstytucji wprowadzono instytucję
wolności zgromadzeń, a nie jedynie prawa do organizowania zgromadzeń". Wyrok ten nie zmienił
jednak polityki władz. Przed sądem stają kolejni działacze antywojenni. Taką sytuacją jest
zaniepokojone nie tylko środowisko działaczy antywojennych i anarchistycznych, ale także
przedstawiciele innych organizacji, takich jak Komitet Helsiński, czy Amnesty International. Swoje
obawy wyrażają także zwykli obywatele. 23 grudnia 2003 roku Gazeta Wielkopolska opublikowała list
Jana Piskorskiego: "dotychczasowa poznańska praktyka - czytamy w nim - budzi lęk i przede
wszystkim pytanie o jakość polskiej demokracji ponieważ prawo do wyrażania własnych poglądów, w tym
i prawo do demonstrowania, uchodzi za jeden z najważniejszych jej wyznaczników".
Problem ten jest tym bardziej poważny ponieważ, po pierwsze, nie mamy do czynienia z odosobnionymi
przypadkami, ale masowym zjawiskiem, a po drugie - represje nie są konsekwencją braku kontroli nad
aparatem przymusu, czy nawet niedoskonałości samego systemu, ale wynikiem politycznego
zapotrzebowania na tego typu działania. Dowodzi tego np. próba nowelizacji ustawy o zgromadzeniach,
w której chciano umieścić przepisy zakazujące udziału w demonstracji osobom, których wygląd
uniemożliwia ich identyfikację, oraz stanowiące, że za szkody wyrządzone przez uczestnika
zgromadzenia podczas jego przebiegu lub bezpośrednio po nim odpowiada solidarnie organizator ze
sprawcą. Nowelizacja miała wejść w życie przed zaplanowaną w Warszawie demonstracją przeciwko
Europejskiemu Szczytowi Ekonomicznemu. Trybunał Konstytucyjny uznał jednak te przepisy za niezgodne
z Konstytucją. W Poznaniu politycy partii "Prawo i Sprawiedliwość", opowiadającej się za
przywróceniem kary śmierci oraz za nadaniem policji i aparatowi przymusu jeszcze większych
uprawnień, chcieli uchwałą rady miasta zobligować jego zarząd do zakazywania pewnego typu
manifestacji (tzw. "marszów równości" organizowanych przez mniejszości społeczne, w tym
seksualne). Naciski te były czynione z całą świadomością, że są one sprzeczne z powszechnym prawem
do manifestacji swoich przekonań.
Konsekwencją tej polityki jest to, iż w Polsce w ostatnich trzech latach setki działaczy nie tylko
zostało pozbawionych prawa demonstrowania swoich przekonań, ale jeszcze poddano ich represjom
policyjnym i sądowniczym.
(3)
Obecnie w poznańskim sądzie grodzkim toczy się sprawa około 20 osób, które demonstrowały na
lotnisku Ławica w sierpniu 2004 roku, przeciwko przylotowi do Poznania członków promoskiewiskich
władz Czeczenii współodpowiedzialnych za łamanie praw człowieka na Kaukazie. Jest to szczególnie
kuriozalny przypadek, zważywszy na fakt wcześniejszego jedenastokrotnego wydania, jak się okazuje,
nielegalnych decyzji odmawiających prawa do demonstracji w sprawie wojny w Czeczenii. Jednak na
ławie oskarżenia nie zasiadają ci, którzy te decyzje wydali, ale osoby, które miały prawo do
demonstrowania. 21 grudnia przed sądem stanie także Maciej Hojak oskarżony o przewodzenie
nielegalnemu zgromadzeniu, czyli pikiecie przeciwko okupacji Iraku, która się odbyła 15 marca 2004
roku.
Źródło: Rozbrat