Mniejszości seksualne mają swoje prawa i mogą dochodzić swoich praw, jednak często tego nie robią. Z jednej strony winna jest niewiedza, z drugiej członkowie społeczności LGBT nie chcą wchodzić w meandry skomplikowanego systemu prawnego. Tak twierdzą eksperci, których pytamy o przyczyny takiej sytuacji i o to, co można zrobić, by sobie pomóc.
Po pierwsze mentalność
– Wielokrotnie na różnych spotkaniach tłumaczono nam, że osoby należące do różnego rodzaju mniejszości mają olbrzymi lęk przez wejściem do tak zwanej „twardej władzy”. Boją się bycia odrzuconym, zbagatelizowanym, wyśmianym, nawet jeśli prawo jest po ich stronie. Ludzie nie chcą o tym mówić, a tym bardziej nie chcą walczyć o swoje prawa. Często osoby spotykające się z dyskryminacją nie mają nawet świadomości, że mogą bronić się przed złym traktowaniem. A w polskim prawie mniejszości seksualne są przecież wymienione, tam jest jasno napisane o traktowaniu takich osób w pracy, w życiu społecznym czy rodzinnym. Jednak wiele osób nie ma pojęcia o tym, że takie zapisy istnieją.
Skrzypczak zauważa przy tym, że zamiast obrony osoby LGBT w wielu przypadkach wybierają ucieczkę, najczęściej za granicę. Dla osób mierzących się ze złym traktowaniem nie jest to może najbardziej komfortowa opcja, jednak paradoksalnie właśnie taki scenariusz może okazać się mniej kosztowny psychicznie. – Nie ma co wymagać od ludzi heroizmu. Zmiana środowiska może pomóc, a sytuacja w Polsce wymaga jeszcze dużo pracy. Czasem lepiej jest zmienić miejsce zamieszkania na takie, gdzie kwestie różnych orientacji seksualnych są znane, oczywiste i nie budzą takiej sensacji jak u nas – dodaje.
To nie jest priorytet
Nie bez znaczenia może też być to, w jaki sposób traktują prawa osób LGBT organy legislacyjne. Wspomnieć można obrazek z niedawnej debaty sejmowej dotyczącej ustawy o ustalaniu płci. Jej uchwalenie może być kamieniem milowym dla osób transseksualnych, które przechodzą przez proces zmiany płci. Dziś są one zmuszone do wytoczenia procesu własnym rodzicom, którzy w takiej sytuacji są posądzeni o błędne rozpoznanie płci dziecka. A na sali widać ledwie kilku widocznie znużonych posłów. Wcześniej parlament wyrzucił do kosza kolejny projekt ustawy regulującej status związków partnerskich. Sytuacji nie dziwi się Radosław Oliwa z portalu queer.pl. – Na sprawach mniejszości nigdy nie było można ugrać jakiegoś znaczącego kapitału politycznego. Grupa osób, których to dotyczy, to góra 5% społeczeństwa. A ryzyko utraty elektoratu jest dosyć wysokie. Myślę więc, że to czysty oportunizm i brać chęci do przyłożenia się do tego tematu.
I właśnie to może działać deprymująco, stwarzając wrażenie, że mniejszości faktycznie nie mają czego szukać w dotychczasowych dokonaniach polskich ustawodawców. Jak mówi Oliwa, frustracja rzeczywiście się udziela.
– Nie chodzi jedynie o to, że tych ustaw nie ma, Ogromne rozczarowanie przynosi również to, w jaki sposób jest prowadzona debata polityczna. Każdy projekt ustawy, który jest zgłaszany do laski marszałkowskiej jest błyskawicznie odrzucany. Rządzący każdej opcji politycznej nie są widocznie gotowi na to, żeby poważnie o tym porozmawiać. Patrząc na ten smutny obrazek można rzeczywiście nabrać przeświadczenia, że w Polskim prawie nie ma miejsca dla osób nieheteronormatywnych.
Furtki prawne są jednak dość wąskie
Tymczasem może trudno w to uwierzyć, ale prawo w Polsce, użyte umiejętnie, może działać również na rzecz osób żyjących w parach jednopłciowych. Wiele można zrobić w sprawie częściowego sformalizowania swojego związku. Jak podkreśla Radosław Oliwa, niewiele osób o tym wie, jednak kolejne pary homoseksualne z sukcesem próbują doprowadzić swoje wspólne sprawy do prawnego porządku. Szczególnie ważne dla części z nich jest prawo do dziedziczenia. O sprawy „ostateczne” można się zawczasu zatroszczyć, by potem oszczędzić sobie batalii prawnej. I tak zrobił Oliwa, który od lat żyje w stałym, jednopłciowym związku. Nie kryje, że fatygi jest sporo, jednak po wszystkim czuć spory komfort psychiczny. W razie potrzeby akt notarialny może otworzyć wiele drzwi – na przykład te na oddziale szpitalnym czy poczcie, gdzie można odpowiadać w imieniu partnera bądź partnerki i mieć nieograniczony dostęp do informacji o drugiej osobie.
– Musimy jednak działać w ramach prawa, więc bardzo wielu rzeczy zwyczajnie nie da się załatwić – mówi Oliwa. Jak się bowiem okazuje, w wielu przypadkach polskie prawo jest bezradne. – Chodzi na przykład o wspólne rozliczanie się. Tutaj pary jednopłciowe są ewidentnie dyskryminowane. Choć zdarzało się, że państwo wymagało od par homoseksualnych tego samego, co od małżeństw, na przykład świadczeń w przypadku, kiedy jedna osoba nie może się sama utrzymywać. Z kolei w przypadku śmierci jednego z partnerów i zapisania mieszkania drugiemu trzeba uiścić 19% podatku. Jeśli dodamy do tego kredyt, partner, który zostaje z tym mieszkaniem może mieć długi przewyższające wartość nieruchomości. Pozostaje często bez środków do życia, choć, i tu znowu paradoks, posiada wszystkie obowiązki, które mają wobec siebie i państwa małżonkowie.
Oliwa twierdzi, że do tej pory niewiele osób bierze się za prawne uregulowanie związku – barierą mogą być finanse, jednak przede wszystkim kłuje w oczy brak wiedzy i edukacji. Niestety, nie wszędzie można coś zdziałać. Zupełnie nie do przeskoczenia są problemy związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych zawartych poza granicami Polski, tak w przypadku Polaków i Polek, jak i obcokrajowców. W praktyce takie związki tracą prawne umocowanie, a sprawa rozbija się często o niezwykle błahe powody. Chodzi przede wszystkim o urzędy i brak potrzebnych rubryk, które uwzględniałyby, że osoby jednej płci mogą tworzyć małżeństwo lub sprawować opiekę nad dzieckiem (dwie żony lub dwóch mężów, dwóch ojców lub dwie matki). Z początku można złapać się za głowę i wyśmiać absurd, jednak w niektórych przypadkach sprawa robi się wyjątkowo poważna. – W takim przypadku adoptowane przez parę jednopłciową dziecko pod względem prawnym traci jednego z rodziców – mówi Oliwa, który zaznacza, że sprawa dotyczy coraz większej liczby osób. Poszkodowani mogą się czuć np. pracownicy wielkich outsourcingowych centr biurowych czy oddziałów międzynarodowych korporacji, chętnie ściągających do Polski osoby z zachodu Europy.
Najpierw do NGO-sa, potem na komendę
Wróćmy jednak do Polaków i Polek oraz tego, w jaki sposób mogą ubiegać się o przestrzeganie swoich praw i w pełni z nich korzystać. Jak twierdzi Piotr Skrzypczak, nieocenioną rolę mogą tu odgrywać organizacje pozarządowe, które mogą nieść swego rodzaju „pierwszą pomoc”. Osoba spotykająca się ze złym traktowaniem czy chcąca zasięgnąć porady prawnej ma w takim przypadku gwarancję, że trafi na osoby podchodzące do niej empatycznie, które mają duże doświadczenie z podobnymi sprawami. Organizacje pozarządowe mogą być też pomostem pomiędzy środowiskiem LGBT a instytucjami, które często nie podchodzą do tematu dyskryminacji zbyt wrażliwie.
– Po latach obserwowania Zachodu poszliśmy w stronę poradnictwa obywatelskiego. My, jako organizacja pozarządowa, mamy pewien autorytet i możemy pozwolić sobie na komfort, by stanąć w czyjejś obronie. Osoba, która się do nas zgłosi może liczyć na to, że pójdziemy razem na policję, jeśli trzeba to pójdziemy razem do sądu, będziemy się przyglądać temu, co tam się dzieje, w razie konieczności załatwimy dobrego prawnika lub prawniczkę. Możemy też zgłosić się do instytucji, która robi złe rzeczy i będziemy interweniować. Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę różnym podmiotom na to, że ich przedstawiciele i przedstawicielki zachowują się niewłaściwie i robimy to anonimowo, bez podawania konkretnego przypadku i nazwiska osoby, która może sobie tego nie życzyć. Na bazie zaufania, które zdobyliśmy przez lata jesteśmy traktowani poważnie. Jak się okazuje, nie chodzi jedynie o pojedyncze przypadki, a przeciwdziałanie dyskryminacji to ważny problem nawet dla dużych, poważnych instytucji. Tak jest na przykład w przypadku Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie, który zaprosił Homo Faber do wspólnego działania. – Tworzymy razem z pełnomocniczką do spraw równego traktowani sieć instytucji, która ma pomagać osobom spotykającym się z dyskryminacją. I to nie jak zazwyczaj, czyli dlatego, że coś się stało, ale po to, żeby coś się nie stało. Dużym osiągnięciem jest tez to, że możemy mówić o problemach mniejszości otwartym tekstem w ramach szkoleń czy warsztatów, w których w ostatnich latach uczestniczyły naprawdę setki ludzi. Powtarzamy, że dyskryminacja ze względu na orientację seksualną jest łamaniem prawa, i co za tym idzie, wchodzi to w mentalność tych osób, a potem przekłada się na działanie. Mamy nadzieję, że to będzie się nadal zmieniać, że przedstawiciele instytucji będą myśleć zanim zadziałają, i że coraz rzadziej będziemy się spotykać z różnicowaniem ludzi bez jakiejkolwiek racjonalnej podstawy.
Czy widać więc światełko w tunelu? Na nasze pytanie o wygrane sprawy sądowe Skrzypczak odpiera ponuro, że mimo długoletniego doświadczenia „nie przypomina sobie takich przypadków”. A więc mimo nadal częstej nietolerancji Polacy i Polki nie są przekonani do walki o swoje.
Źródło: lublin.ngo.pl